czwartek, 19 września, 2024
Strona głównaSpinningRYBY I PRZYNĘTY

RYBY I PRZYNĘTY

WĘGORZ NA SPINING
Atak nastąpił około 20 metrów od brzegu, kiedy przynętę prowadziłem wolno nad dnem, w miejscu dość twardym, porośniętym niewielkimi roślinami – mówił Piotr Cieślewicz z Piły. – Przypominało to uderzenie 30-centymetrowego okonia, jakiego złowiłem kilka minut wcześniej. Podczas holu obie ryby też zachowywały się bardzo podobnie – silnie targały kijem, nie odpływając na boki. Dopiero przy samym brzegu się zorientowałem, że mam węgorza. Haczyk małego kopyta był głęboko wbity w koniec mięsistej wargi.

Działo się to podczas zawodów spiningowych, jakie wędkarze okręgu nadnoteckiego rozegrali pod koniec czerwca na Jeziorze Raduńskim koło Wałcza. Ten 67-centymetrowy węgorz mógłby być ich ozdobą. Niestety, regulamin sportowy PZW nie zalicza węgorzy do ryb punktowanych. Podobnie jak wzdręg i brzan, które, choć łowione przez spiningistów powszechnie, ciągle nie mogą wskoczyć na listę zawodniczą.

Dla Piotra Cieślewicza to nie pierwszy węgorz złowiony na sztuczną przynętę. Od kiedy zaczął używać gumek, wyciąga je każdego roku. Uważa, że tego drapieżnika nie sposób zahaczyć przypadkowo, bo ma zbyt twardą skórę. Przynętę trzeba mu podać pod sam pysk.

O tym, że węgorze atakują sztuczne przynęty przekonał się Bogdan Kujawiak na jeziorze Gil. Penetrował z miejscowym wędkarzem okoniowe górki. Niestety okonie kiepsko gryzły i trzeba było je wydłubywać. W pewnym momencie poczuł na kiju skubnięcie w gumkę. Zmienił ją na inną, ale branie się nie powtórzyło. Postanowił więc, że założy obrotówkę, aby wywołana przez nią mocna fala hydroakustyczna sprowokowała okonia do ataku. Rzeczywiście, już w pierwszym przeciągnięciu nastąpił atak, tyle że węgorza…
Każdy słyszał o złowieniu węgorza na przedziwne przynęty. Łowiono je na pęcak, kaszę mannę, a nawet na sztuczne muchy. Dziwne? Ale przecież karpie biorą na żywca, krasnopióry na filety z rybiego mięsa, a sandacze na białe robaki.

Można się wszystkiemu dziwić, ale zważywszy, że węgorz jest typowym drapieżnikiem, który poluje we wszystkich warstwach wody, wydaje się normalne, że tak jak inne ryby atakuje wszystko to, co przypomina mu pokarm.

ZŁOTE KARASIE NA ŻÓŁTE TWISTERY
Szesnastolatek Piotr Drozd jest zapalonym spiningistą. Mieszka w Radoszynie (dawne zielonogórskie). Wody w najbliższej okolicy jest dużo. Ma więc gdzie łowić, a idzie mu to doskonale, bo jego nauczycielami są wędkarze z klubu Perfekt.

W sierpniu w wyprawie na jezioro Trzeboch Piotrowi towarzyszyli dwaj koledzy. Przez ostatnie dni ciśnienie się wahało, więc na duże drapieżniki trudno było liczyć. Nastawili się więc na okonie. Po przybyciu na miejsce dostrzegli na brzegu wędkarza, który wyciągnął kilka dorodnych złotych karasi i niebawem zebrał się do domu. Wtedy Piotr zaproponował, żeby popłynąć na tamto stanowisko. Uzasadniał to tak: – Skoro tamten łowił takie piękne karasie, to na pewno dobrze je zanęcił. Powinny więc tam być także duże okonie i szczupaki, które przypłynęły za białorybem.

Ustawili łódź i zaczęli spiningować. Zmienili gumki, aż się okazało, że najwięcej puknięć było w żółte twistery na 2,5-gramowych jigach. Ryby brały bardzo ostrożnie, dlatego sądzili, że to są duże okonie. Utwierdzało ich w przekonaniu to, że wszystkie brania były z opadu w niewielkiej odległości od dna. Po kilku nieudanych próbach z zacinaniem postanowili, że nie będą robić tego od razu, lecz dopiero wtedy, gdy następował odjazd w bok. Kiedy żyłka się przesuwała po powierzchni na jakąś odległość, co oznaczało, że przy dnie ryba odpłynęła w bok około metra, delikatnie zacinali.

Łupem trzech kolegów padło pięć złotych karasi (bo to jednak nie były okonie!). Każdy miał wagę około kilograma. Na okrasę złowili jeszcze lina, który ważył 1,35 kg.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments