W chłodnych miesiącach roku, pomiędzy październikiem a kwietniem, rzeka jest równie wdzięcznym łowiskiem jak latem. W Sole nadal łowię wtedy na przepływankę i z gruntu. Wybieram tylko nieco głębsze i spokojniejsze miejsca, stosuję inne przynęty i prawie zupełnie rezygnuję z nęcenia, które latem jest podstawą sukcesu.
W Sole poniżej zapór (Tresna, Porąbka, Czaniec) o każdej porze roku ryby biorą zależnie od wahań poziomu wody. Gdy jest on przez kilka dni stały, to ryba idzie na wędkę bardzo dobrze. Kiedy w ciągu dnia następują wahania, to przy niskiej, a zwłaszcza opadającej wodzie brania są bardzo słabe. Dlatego na ryby wychodzę dopiero wtedy, gdy woda zaczyna się podnosić albo jest na stałym podwyższonym poziomie.
Jeszcze w październiku, listopadzie i na początku grudnia rzeczne ryby trzymają się w stadach, podobnie jak latem. Po pierwszych solidnych grudniowych mrozach część z nich udaje się na zimowiska i przebywa tam w najgłębszych dołach. W samym Oświęcimiu jest takie miejsce, gdzie Soła ma ponad 5 m głębokości, ale tam nie ma sensu wówczas łowić, bo ryby, głównie brzany, stłoczone na zimowisku nie żerują. Można je co najwyżej przypadkowo podczepić. Pozostałe ryby, które nie przenoszą się do zimowisk, chowają się w głębokich miejscach o niezbyt szybkim nurcie. Są to przeważnie rynny o głębokości do półtora metra. To właśnie moje najlepsze zimowe łowiska.
Ryby żerujące w zimnej wodzie są ospałe, jedzą niewiele i zazwyczaj w obrębie żerowiska trzymają się pojedynczo, co najwyżej w stadkach po kilka sztuk. Dopiero wiosną, przed tarłem, poszczególne gatunki łączą się znów w stada i zaczynają powoli ciągnąć w górę rzeki.
W październiku, listopadzie i grudniu nastawiam się głównie na świnki i brzany. Zanim część z nich zejdzie na zimowiska, wszystkie bardzo intensywnie żerują i wtedy też przeważnie łowię najgrubsze sztuki, o wiele większe niż latem. Po Nowym Roku dla tych ryb zaczyna się okres ochronny, ale można łowić inne, bo choć woda jest lodowata, bardzo dobrze biorą np. leszcze, a nawet karasie. Jak sobie przypominam, to zimą nie łowiłem chyba tylko karpi i linów.
Moją ulubioną metodą jest przepływanka. Używam do niej wędki odległościowej Jaxon długości 4,2 m z lekkim kołowrotkiem. Główna żyłka Tectan 0,18, przypon Tectan 0,14 długości 25 cm. Spławik 1,5 g własnej produkcji. Haczyk, zależnie od rodzaju przynęty, nr 7 – 14. Skupione obciążenie, w postaci kilku śrucin albo przelotowej łezki zastopowanej maleńką śruciną, daję tuż powyżej przyponu.
Ponieważ zimą łowię w wodzie o niewielkim uciągu, grunt wymierzam od spławika do haczyka tak, żeby zestaw swobodnie spływał. Gdybym go przytrzymywał, to przynęta podnosiłaby się nad dno, a smużący po powierzchni spławik niepotrzebnie płoszyłby ryby.
Stojąc na wysokim brzegu przepuszczam zestaw przez całą szerokość i długość rynny. Najwięcej brań mam zazwyczaj w najgłębszych partiach wody, choć zdarzają się dni, że żerujące ryby są też na skraju wypłycenia.
Łowię tam, gdzie są ryby, bo zimą nie da się ich podprowadzać zanętą. Nie wiem, czy wtedy tak szybko się najadają, czy też od razu schodzą w dół za spływającymi cząsteczkami jedzenia. Wiem natomiast, że gdy wrzucałem zanętę do zimnej wody, to nigdy sobie nie połowiłem. Nie nęcę, a mimo to na wyniki nie narzekam. Najwyżej, gdy mam słabe brania w jednym miejscu, to przechodzę na inne. Tylko czasami wrzucam do wody kilka kulek gliny z rozgniecioną ochotką albo zmiksowanymi czerwonymi robakami. Wyjątek robię tylko wczesną wiosną, gdy chcę łowić płocie i leszcze. Wtedy nęcę kulami z gliny z garstką tartej bułki, którą wcześniej zalewam olejem jadalnym przypalonym na patelni (rozgrzewam go tak mocno, że aż zaczyna dymić). Dobry jest także przesmażony olej spod frytek.
Poczynając od października nie łowię już na białego robaczka, który jest uniwersalną przynętą letnią. W zimnej wodzie o wiele lepszy jest robak czerwony, ewentualnie kłódka (larwa chruścika), o którą jednak w Sole od paru lat jest ciężko. Specjalnie na świnki używam też sprasowanej gąbki z fotela samochodowego. Urywam kawałek, zakładam na haczyk i po zanurzeniu w wodzie ściskam palcami, żeby powietrze wyszło, a gąbka mogła nasiąknąć wodą. Bez tego zabiegu pływałaby jak korek i nie dałoby się na nią łowić. Taka gąbka imituje nasiąkniętą ośródkę chleba i jeżeli tylko nurt jest w miarę bystry, to świnka nie ma czasu rozpoznać oszustwa i bierze doskonale.
W listopadzie i grudniu bardzo dobra na brzanę jest kosteczka świeżej niesolonej słoniny albo pijawka, którą chętnie zbiera też kleń. Pijawka ma tę zaletę, że małe rybki jej nie obskubują i nie ściągają z haczyka. Niestety, o zapas pijawek trzeba się postarać jesienią, bo zimą łatwiej o rybę niż o pijawkę. (O pijawkach piszemy na str. 22) Czasami, gdy w łowisko wchodzi mi kleń, to na haczyk zakładam kosteczkę parówki. To wyśmienita zimowa przynęta na klenia, ale już na gruntówce.
Ciężka gruntówka z parówką zastawiona na grubego klenia to dobre dopełnienie przepływanki. Używam zestawu, na którym kleń przeważnie zacina się sam. Sprzyja temu jego sposób brania. Kleń uderza w przynętę leżącą na dnie i odskakuje. Jeżeli nie nabierze podejrzeń, to za drugim podejściem zasysa przynętę i odpływa. Następuje wtedy mocne szarpnięcie i jeśli zestaw jest naprężony, a ciężarek duży, to zazwyczaj wędkarz nie musi już zacięcia poprawiać.
Do takiego łowienia używam trzymetrowej teleskopowej wędki o ciężarze wyrzutowym 10 – 30 g i sztywnej akcji. Na żyłce głównej o średnicy 0,25 mm zakładam przelotowy ciężarek ważący 40 – 50 g. Dziesięć centymetrów wyżej zaciskam stopującą śrucinę. Przypon wiążę z żyłki 0,18 – 0,20. Chociaż hamulec w kołowrotku ustawiam dość luźno, to jednak parę razy kleniom udało się przy uderzeniu zerwać mi przypon. Mimo to stosowanie przyponu grubszego niż 0,20 się nie opłaca, bo duże sztuki są wyjątkowo ostrożne i na gruby przypon nie złowiłem klenia większego niż pół metra. Żeby przynęta mogła się swobodnie w nurcie układać, stosuję przypony długości 50 – 60 cm. Na co dzień wiążę haczyki nr 4 – 6, ale kiedy brania są takie, że mam kłopot z zacięciem, zamieniam je na kotwiczki nr 8 – 10.
Parówkę przeznaczoną na haczyk najpierw zamrażam, żeby się z niej dało ściągnąć plastikową osłonkę. Miękisz parówki jest tak delikatny, że bez tej niby-skórki, która jest pod plastikiem, nie trzymałby się na haczyku. Wypróbowałem wiele rodzajów parówek, najlepsze okazały się te grube, byle tylko nie za mocno pachniały wędzonką, bo tego zapachu ryby nie lubią. Na pojedynczy haczyk zakładam kawałek parówki wielkości paznokcia u kciuka. Przy słabych braniach zakładam na groty kotwiczki trzy małe kosteczki lub jedną dużą nawlekam na kotwiczkę przez przypon.
Kiedy klenie są wyjątkowo ostrożne, skubią tylko przynętę i nie da się ich zaciąć. Nie pomaga ani delikatniejszy zestaw, ani kotwiczka, ani łowienie “na czuja” z kijem w ręku. Wtedy próbuję złowić klenia na przepływankę, z kawałkiem parówki jako przynętą. Często przy okazji biorą wtedy brzany, a i niejedna świnka się na parówkę połakomiła.
Andrzej Jamróz
Oświęcim
notował J.K.
PODPIS POD ZDJĘCIE
Pod koniec października wybrałem się z synem nad Sołę pod zamek, w centrum Oświęcimia. Łowiliśmy na przepływankę w rynnie przy brzegu. Bez nęcenia. Bardzo dobrze brały świnki, więc zamiast na czerwone, wyjątkowo łowiliśmy na białe robaki. Pod wieczór w łowisko weszły brzany. Syn zaciął sztukę długą na 76 cm i zanim ją wyholował, zrobiło się ciemnawo. Dołożyłem do spławika świetlik i łowiłem dalej. Po zacięciu brzany od razu wiedziałem, że też mam dużą sztukę. Na swoje nieszczęście zamiast uciekać pod zatopione krzaki, wyszła na otwartą wodę. Wojowała tam ze 20 minut. Stopniowo schodziłem z nią coraz niżej na wypłycenie. Na szczęście w zimnej wodzie brzany nie są tak wojownicze jak latem. W lipcu z przyponem 0,14 na pewno nie dałbym jej rady. Dwa razy próbowałem użyć podbieraka, ale nie mogłem jej zmieścić. W końcu udało mi się wyciągnąć ją na brzeg ręką. Do metra brakowało jej tylko jednego centymetra. Nie widziałem jeszcze takiej brzany na brzegu, choć w wodzie są większe. Nie zważyłem jej, ale szacuję, że miała około sześciu kilogramów. Atrakcja była ogromna.