piątek, 26 kwietnia, 2024

OLBRZYM

Kolega mój jechał do Proszowic. Zabrałem się z nim, żeby choć parę razy zarzucić wędkę w Szreniawie. Był środek upalnego lipcowego dnia. Słabo znałem rzekę poniżej miasta, ale raz już tam spotkałem ogromnego pstrąga. Choć hamulec był dokręcony, uciekł za zakręt, zaplątał żyłkę i się wypiął. W ten sposób się przekonałem, że w Szreniawie, oprócz małych szczupaków, karasi i okoni, są też pstrągi. Pojedyncze, ale za to wyrośnięte. Jak zwykle zabrałem mocny sprzęt: kij Robinson Titanium 2,7 m o ciężarze wyrzutowym do 35 g i kołowrotek Shimano Stradic 4000 FG z żyłką Stroft o średnicy 0,25 mm. Ponieważ woda była niska i dość klarowna, założyłem tonącego woblerka “krakuska” o długości 4 cm, który imituje narybek pstrąga.

Schodząc stopniowo w dół rzeki, po kolei obławiałem każdy napotkany dołek. Poza kilkoma okonkami i wymizerowanym szczupaczkiem żadna ryba nie zainteresowała się moją przynętą. Doszedłem w końcu do przewężenia. Szreniawa miała w tym miejscu nie więcej niż 3 metry szerokości, za to prawie tyle samo głębokości. Zarzuciłem woblera w dół zwężenia, pod drugi brzeg. Po zatopieniu przytrzymałem go w miejscu. Nurt wyprowadził woblera na środek rzeki, a potem pod brzeg, na którym stałem. Gdy zacząłem go bardzo powoli podciągać, wyczułem delikatne puknięcie. Przekonany, że to kolejny okonek, dla spokoju sumienia rzuciłem jeszcze raz.

Z początku nic się nie działo. Gdy jednak podciągany wobler dochodził już prawie do szczytowej przelotki, zobaczyłem, że płynie za nim ogromny pstrąg. Uderzył! Od razu zanurkował do dna, a potem błyskawicznie ruszył z prądem w dół rzeki. Jedyne co mogłem zrobić, to utrzymywać żyłkę z daleka od przybrzeżnych zaczepów. Po 20 metrach ucieczki pstrąg doszedł do zakrętu. Bałem się, że znów stracę życiową rybę. Na szczęście olbrzym zawrócił i podpłynął prawie pod moje nogi. Powtórzyło się to trzy razy. Dwukrotnie próbował skakać, ale niełatwo mu było wyrwać w powietrze swoje spasione cielsko. Wychylony do połowy nad powierzchnię wody trzepał tylko łbem i ciężko walił się z powrotem. Zwycięstwo zawdzięczam wyłącznie temu, że chciał koniecznie wrócić do swojego dołka. Każde zejście poza zakręt musiałoby się skończyć jego wygraną.

Po kolejnej ucieczce i powrocie pstrąg wyraźnie osłabł i zaczął się wykładać na powierzchni. Zobaczyłem wtedy, że cały wobler tkwi mu głęboko w paszczy. Po raz pierwszy uwierzyłem, że uda mi się go wyjąć. Zsunąłem się po skarpie do krawędzi wody i spróbowałem złapać zdobycz za grzbiet. Nie zdołałem go objąć! Przy dotknięciu ręką pstrąg odzyskał wigor. Był już jednak za słaby, żeby wybierać żyłkę z kołowrotka. Za drugim razem chwyciłem go pod skrzela i po odrzuceniu wędki wyłożyłem na wysoki brzeg. Dopiero teraz mogłem ocenić jego wielkość i piękno. Był srebrzysty w czerwone cętki. Miał 79 cm długości i ważył 5,23 kg.

Bogdan Mika
Kraków

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments