Każdy wędkarz ma swoje ulubione zapachowe dodatki do zanęt. Są skuteczne, bo jak wiadomo, ryby mają dobry węch. Twierdzę nawet, na przykładzie leszczy, że jeżeli żerują słabo lub wcale, to odpowiednim zapachem możemy je zachęcić do brania.
Gdy ryby dobrze żerowały i brały często, robiłem różne eksperymenty. Oprócz już sprawdzonych zapachów dodawałem do zanęty całkiem nowe, dla ludzi przyjemne, ale też takie, po których nie mogłem domyć wiadra, tak śmierdziało. Leszcze – bo te ryby to moja specjalność – dobrze brały na zaprawiony nimi makaron, pęczak lub kulki. Leszczom bowiem nie przeszkadza zapach lub smak, który dla człowieka jest nieprzyjemny. Nie odpływały nawet od zanęty sfermentowanej, wyjadały ją szybko i do końca.
Gdy przychodziły dni słabego żerowania, zauważyłem coś, co mnie zaskoczyło. Dobre wyniki wracały, jeżeli z ilością zapachu, np. kolendry, przedobrzyłem. Okazało się, że dodanie dużej porcji zapachu przynosi wyniki wprost rewelacyjne. Teraz, gdy jestem już nad wodą i otwieram wiadro z zanętą, to inni wędkarze, łowiący w pobliżu, mówią: – Oho, Barton przyszedł na ryby.
Wiadomo, że zimą i wiosną, w chłodnej wodzie, zapachy rozchodzą się szybciej i dalej niż latem. Dlatego wielu wędkarzy używa ich ostrożnie, bo – jak twierdzą – mogą im odstraszyć ryby. Ja robię odwrotnie. Gdy o tej porze wybieram się na leszcze i przygotowuję sobie kaszę jęczmienną z pęczakiem, to na pół kilo zaparzonej kaszy daję dwie torebki mielonej kolendry (mielę ją sam), a prócz tego jeszcze garść mączki rybnej. Jaki to ma zapach, nietrudno sobie wyobrazić, ale ryby ciągną do niego z daleka. Latem, gdy woda jest ciepła i mętna i wiele w niej woni naturalnych, zapach zanęty musi być jeszcze mocniejszy. Inaczej się nie przebije i nie będzie w wodzie dominować.
Metoda z silnymi zapachami nigdy mnie nie zawiodła. Co więcej – jeżeli w pobliżu łowili inni wędkarze, to wkrótce po moim zanęceniu mieli po braniach. Ryby od nich przypływały do mnie.
Nie jestem zbytnio przekonany do specjalistycznych zanęt, przeznaczonych jakoby wyłącznie dla leszczy, płoci, linów itd. Moim zdaniem sama zanęta i dodany do niej zapach mogą skutecznie przyciągać wszystkie gatunki białej ryby. Przecież np. wanilią zwabimy i karpia, i leszcza, i płoć lub lina. Dlatego nie będę radzić, jaki zapach stosować dla jakiej ryby. Chcę tylko moich czytelników przekonać, ile można dodać zapachu do zanęty bez strachu, że się zepsuje łowisko. A przede wszystkim, w jakiej postaci go dodawać, żeby w wodzie był długo skuteczny.
Podstawowym zapachem ziołowym na ryby spokojnego żeru jest kolendra. Można ją kupić w każdym sklepie wędkarskim. Jest drobno zmielona, czyli gotowa do użycia. Jej zapach jest jednak mniej intensywny. Gdy próbowałem kiedyś użyć kupnej mielonej kolendry, to żeby uzyskać jaki taki zapach, musiałem wsypać naraz spory jej woreczek, a wynik i tak był mizerny.
Kolendrę kupuję więc w sklepach spożywczych. Nie jest mielona, ale mała, 15-gramowa torebka wystarczy na 2 – 3 kg zanęty. Można ją dodawać w dwojaki sposób. Jedno opakowanie owocu kolendry mielę w młynku do kawy i do gotowej już zanęty wsypuję tuż przed wyjazdem na ryby. Jeżeli zanętą jest gotowany obłuszczony owies, kasza jęczmienna lub pęczak, to mielę dwa opakowania kolendry, ale nie dłużej niż dwie sekundy (żeby była dosyć gruba) i w takiej postaci dodaję do garnka na 1 – 2 min. przed końcem gotowania. Dokładnie mieszam i przykrywam szczelnie do zaparzenia. Grubo zmielona kolendra daje jeszcze intensywniejszy zapach, a dodana krótko przed końcem gotowania zwiększa swoje właściwości przeczyszczające. Przed wyjazdem na ryby do zaparzonych produktów dodaję jeszcze dwa – trzy opakowania kolendry świeżo i drobno zmielonej. W sumie więc na 10 kg zanęty przypada 5 – 6 paczek „Owocu kolendry”.
Nigdy nie stosuję tylko jednego zapachu, przeważnie do zanęty daję ich trzy lub nawet cztery. Na drugim miejscu jest przyprawa do piernika lub mączka piernikowa. Przyprawa daje bardzo gorzki smak, dlatego do zanęty wolę dodawać mączkę piernikową, którą można kupić w sklepach wędkarskich. Daję jej ok. 0,5 kg na 10 kg zanęty.
Przyprawę do piernika można kupić, podobnie jak kolendrę, w każdym sklepie spożywczym. Są różne ich rodzaje, jaśniejsze i ciemniejsze. Wybieram ciemniejsze, bo mają więcej składników, mocniejszy zapach i dobrze barwią zanętę na ciemno. Ale przede wszystkim stosuję ją jako dodatek do przynęt. Dodaję szczyptę do białych robaków, do makaronu lub pęczaku. Makaron gotuję godzinę przed wyjazdem na ryby i po odcedzeniu obsypuję go przyprawą gdy jeszcze jest gorący, szybko mieszam drewnianą łyżką i polewam łyżką oleju jadalnego. Pęczak posypuję na zimno po wyjęciu z garnka i ręką dokładnie mieszam z przyprawą. Powstaje przy tym śluz, którego nie należy usuwać.
O kurkumie wiele się słyszy, ale rzadko spotykam wędkarzy, którzy by jej używali. Dla mnie kurkuma jest nie tylko środkiem barwiącym na żół-to, ale przede wszystkim dodatkiem zapachowym. Jedno opakowanie daję na 10 kg zanęty. Przynęty doprawiam kurkumą tak samo jak przyprawą do piernika. Kurkuma ma bardzo przyjemny aromat i korzenny, lekko gorzkawy smak, co ryby wyjątkowo lubią, zwłaszcza duże. Gdy łowię w zimniejszych porach roku, a latem na dużych głębokościach, gdzie woda jest zimna, makaron posypuję taką ilością kurkumy, żeby dużo jej weszło do środka kolanek. Takiej przynęcie duże leszcze i płocie nie przepuszczą. Białe robaki posypane kurkumą i zostawione na jeden dzień w cieplejszym miejscu stracą swój nieprzyjemny zapach amoniaku, a zyskają aromat kurkumy i mocno wabiący żółty kolor.
Kolendra, przyprawa do piernika
i kurkuma to moje podstawowe i pewne zapachy. Dodane wszystkie razem do zanęty tworzą świetną kompozycję nie tylko na leszcze. Z kolei przynęty znacznie zwiększają dzięki nim swoje właściwości wabiące.
Są takie dni, gdy w bankowym łowisku nagle ryby nie chcą brać. Rozeźlony wędkarz wścieka się wtedy, że ciśnienie nie takie, wiatr nie z tego kierunku i Bóg wie, jakie jeszcze wymyśla powody swoich niepowodzeń. Wyjściem z takiej sytuacji może być właśnie kombinowanie z zapachami. Jestem przekonany, że to zapach ściąga ryby w łowisko, a dodany na sucho do zanęty przed łowieniem rozchodzi się daleko we wszystkie strony. Przynęta o tym samym zapachu, nawet przesadnie nim zaprawiona, skusi najmniej głodne lub leniwe ryby.
Taki silny zapach może dać tymianek. Mielę go bardzo drobno w młynku i dodaję tuż przed zanęcaniem łowiska. Przynęty takie jak makaron lub pęczak posypuję mielonym tymiankiem wtedy, gdy są jeszcze gorące. Mimo gorzkawego smaku jego mulisty aromat na pewno zwabi nam piękne okazy.
Jeżeli mam łowić w zimniejszych porach roku albo latem w czystej wodzie, to do gotującego się makaronu lub pęczaku dosypuję sporo cukru. Poprawia to gorzki smak przynęty zaprawionej tymiankiem. Ten zestaw smakowy jest bardzo skuteczny na rozmaite ryby. W zeszłym roku na taką przynętę wyciągałem półtorakilowe liny i japońce, nie wspominając o leszczach, płociach i krasnopiórach. Tymianek dodany w dużej ilości do zanęty i przynęty nie tylko ściąga ryby, ale i powoduje, że one głodnieją. Te właściwości zachowuje także latem, w wodzie mętnej, ciepłej i kwitnącej, a więc w okresach i sytuacjach niezbyt dla wędkarzy przyjaznych.
Nowych zapachów szukam w wodzie, szczególnie w okresie wiosenno-letnim. Bo wtedy wszystkie rośliny wodne, te zanurzone i wynurzone, mają swą intensywną, naturalną woń. Z wielu gatunków takich roślin biorę po trochę i suszę w cieniu. Po zmieleniu mam superdodatek do zanęt
i przynęt.
Bogdan Barton