Na wylocie z Darłowa do Darłówka Zachodniego, przed Strażą Pożarną jest szutrowa droga prowadząca do slipu. Od tego miejsca tylko kilkaset metrów do kładki, która oddziela wody PZW od wód znajdujących się w jurysdykcji Urzędu Morskiego. Ale i na tak krótkim odcinku można sobie czasem połowić troci, a nawet łososi.
Wędkarze spotykają się przy slipie. Najwięcej jest miejscowych, ale są też przyjezdni. Jedni przybyli tu specjalnie na trocie, bo się dowiedzieli o miejscu nazywanym przez tubylców Wietnamem. Inni chcą tylko zwodować turystyczną łódź, którą później przez port wypłyną na Bałtyk.
Na tym odcinku rzeki do łowienia nadają się oba brzegi Wieprzy, ale z wyraźnym wskazaniem na brzeg zachodni, czyli ten, przy którym jest stacja. Tu bowiem ciągnie się rynna, w której zatrzymują się wpływające z morza trocie.
- Od mojej strony najwygodniej je sięgnąć – mówi Antoni Hołub – bo lewa krawędź rynny prawie dotyka brzegu. Można więc stąd z łatwością podawać rybom wobler długo utrzymując go w jednym miejscu. Kiedy się łowi z drugiego brzegu, przynęta musi być ciężka, metalowa, żeby daleko poleciała (rzeka jest tu szeroka) i jak najdłużej pozostała w rynnie. A to nie zawsze zdaje egzamin, bo srebrniaki najczęściej biorą w pół wody na lekke przynęty.
O tym, ile jest w rzece srebrniaków* decyduje poziom wody. Im wyższy, tym lepiej. Wczesną wiosną podnoszą go roztopy, o ile na polach leży dużo śniegu. Jesienią to samo czynią sztormy wywoływane północnymi wiatrami. Na rzece powstaje wtedy tak zwana cofka, która dla wędkarzy jest hejnałem wzywającym na srebrniaka (ramka obok). W innych porach roku jest tak samo. Srebrniaki wpływają z morza do rzeki wtedy, gdy jej poziom się podnosi. Nawet podczas upalnego lata, ale prawdę powiedziawszy mało kiedy w środku lata sie to zdarza. W zasadzie Wieprza w dół od Darłowa jest w lecie pustą rzeką. Wędkarze przenoszą się na górne odcinki za pstrągiem i lipieniem, a nawet za ogromnymi kleniami.
- Wiemy od rybaków, którzy sieci ustawiają w pobliżu mola – opowiada p. Antoni – że łososie kręcą się tam przez cały rok. Mają co jeść, bo koło falochronów jest dużo drobnicy pożywiającej się tym, co niesie rzeka. Jeżeli woda w Wieprzy jest kiepska (niska – przyp. red.), krążą i czekają. Gdy tylko jej poziom się podnosi, natychmiast wpływają. Zazwyczaj jest to związane z letnimi sztormami, a także z długimi opadami deszczu.
A kiedy wpłyną, najlepszą na nie przynętą są srebrne wahadłówki. Trocie, przyzwyczajone w morzu do szprotów, w rzece biorą je jak swoje. Wąska błyszcząca blacha wyprze nawet najlepszego woblera.