Łowienie zimą na muchę to trudna sprawa. Wystarczy, żeby temperatura spadła o parę kresek poniżej zera, a już linka przymarza do przelotek. Spływający z wodą śryż lub kra oznaczają koniec wędkowania. W takich warunkach łowię pstrągi poniżej zapór metodą krótkiej nimfy.
Najczęściej jeżdżę nad Rabę poniżej Dobczyc i nad Dunajec poniżej Czchowa. Spływająca z zapór woda ma tam zawsze co najmniej cztery stopnie ciepła. Zanim na mrozie ostygnie i pojawi się w niej śryż, zdąży przepłynąć kilka kilometrów. Na tym odcinku nie przeszkadza też kra, bo przy brzegach lodu jest niewiele. Można swobodnie brodzić i łowić.
Choć woda jest ciepła, to zmoczona linka błyskawicznie pokrywa się lodem i utyka w przelotkach. Łowić na mrozie pozwala jedynie metoda krótkiej nimfy, bo przy niej kontakt z wodą ma tylko przypon i końcowy odcinek linki. Ta część linki, która przechodzi przez przelotki, zostaje sucha. Po zacięciu dużego pstrąga mogę wydawać mu linkę, a nawet korzystać z hamulca. Oczywiście po zamoczeniu linki trzeba ją wytrzeć, a przelotki oczyścić z lodu, ale zdarza się to rzadko. Częściej ściągam palcami lód obrastający końcowy odcinek linki i jej połączenie z przyponem. Linka będzie mniej obmarzać, jeżeli nasmarujemy ją smarem do linek pływających. Najlepiej robić to na sucho, zanim zaczniemy łowić.
Do metody krótkiej nimfy używam linki z kolorową końcówką (nymph tip), która ułatwia obserwację brań. W razie braku takiej linki można zastosować kolorowy łącznik linki z przyponem. Żeby jeszcze lepiej widzieć brania, początkowy odcinek przyponu, długości 40 cm, wiążę z żyłki fluo 0,25 mm. Jego środek robię z żyłki 0,18, końcówkę z 0,12 mm. Cały przypon ma długość około 2,5 m. Tylko przy obławianiu najgłębszych miejsc w Dunajcu zakładam przypon o długości 2,7 – 3 m. Skoczek wiążę na bocznym troku długości 30 – 40 cm, również zrobionym z żyłki 0,12 mm. Nimfę prowadzącą i skoczka rozstawiam od siebie w odległości 40 – 50 cm.
Główne zimowe nimfy to brązka ze złotą główką, brązka z pomarańczową główką imitującą ikrę, hydropsyche, kiełż, i rakofila. Czasem za muchę prowadzącą służy mi imitacja chruścika domkowego lub brązowej pijawki. Najczęściej używam much w rozmiarach 10 – 14. Nimfy muszą mieć różne warianty obciążenia. O ile się tylko da, łowię na muchy z niewielkim obciążeniem, bo spływają bardziej naturalnie. Tam, gdzie nie dochodzą do dna, jako muchę prowadzącą zakładam nimfę dużą i ciężką, chętnie z wolframową główką. Wtedy pstrągi biorą przeważnie na lekko obciążonego skoczka.
W niskiej i czystej zimowej wodzie szukam pstrągów za kamieniami, na poboczu prądów, w rynnach na wlewie nurtu w płań, przy kamiennych opaskach i wzdłuż stromych brzegów porośniętych drzewami. W zasadzie warto obłowić wszystkie głębokie miejsca oprócz szybkich prądów i wody stojącej.
Do łowienia na krótko wysnuwam ze szczytówki jeden do dwóch metrów linki. Zarzucam nimfy najdalej pod prąd i czekam, aż opadną do dna. Potem, podczas prowadzenia, cały czas wyprzedzam je szczytówką wędki. Co kilkanaście lub kilkadziesiąt centymetrów bardzo lekko muchy podrywam i znów opuszczam. Zachowują się wtedy jak larwy owadów, które niesione przez nurt co chwilę dotykają dna. Dzięki takiemu prowadzeniu mam nad spływającymi nimfami pełną kontrolę i dokładnie widzę wszelkie przytrzymania lub pociągnięcia. Gdy tylko podejrzewam branie, zacinam do góry i lekko w dół wody. Zacinając z prądem rzadko wyrywam pstrągom muchę z pyska. Przeważnie mają haczyk pewnie wbity w nożyczki. Na koniec każdego przeprowadzenia muchy przytrzymuję, a kiedy prąd podniesie je znad dna, dla zasady zacinam.
Antoni Tondera