piątek, 29 marca, 2024

KOPAŃ

Jezioro Kopań, leżące na północny wschód od Darłowa, ma blisko 880 ha. Jest płytkie. W najgłębszym miejscu ma cztery metry (głębokość średnia – 2 m). Od morza oddziela je tylko wąski pasek lądu. To ważne informacje dla wędkarzy, którzy się tutaj wybiorą na ryby, bo pogoda na jeziorze jest taka sama jak na morzu. Jezioro, ułożone prawie dokładnie wzdłuż równoleżnika, przyjmuje na całej swej długości morskie wiatry. Fala na jeziorze jest prawie zawsze. Dni z flautą należą do rzadkości. Ale właśnie wiatr i fala są tu wielkimi sprzymierzeńcami wędkarza.

W Kopaniu ryb jest dużo i są wśród nich gatunki bardzo dla wędkarzy atrakcyjne: węgorze, sandacze, szczupaki i okonie. Pozbawione znaczących dopływów jezioro jest ciągle zarybiane węgorzem montee, który dorasta tutaj w dobrych dla siebie warunkach. Rybacy łowią go w żaki, a wędkarze z łódek i nielicznych stanowisk na brzegu. Podstawową przynętą na węgorze są rosówki i dżdżownice, ale częściej niż w innych wodach atakują one też miękkie przynęty spiningowe.

Inne ryby mają się tu dobrze, a rządzące na Kopaniu Gospodarstwo Rybackie „Mielno” dba o to, by odłowami sieciowymi nie pomniejszyć stada drapieżników. Dlatego rozrodu sandaczy nie potrzeba wspomagać sztucznymi krześliskami. Szczupaki i sandacze rozmnażają się same w takiej ilości, że przynoszą pożytek i wędkarzom, i rybakom. Podczas rozmowy z szefem „Mielna”, Jakubem Kopanią, zapytałem go o okonie. Usłyszałem, że ich liczba nie jest znacząca. To mi dało do myślenia. Rzecz bowiem w tym, że wędkarze przyjeżdżają tu głównie na okonie właśnie. Skoro, zdaniem gospodarza, okoni w Kopaniu jest raczej niewiele, to ile musi być tych innych ryb?

Prawie wzdłuż całego brzegu rośnie szeroki pas trzcin. Niemałe to utrudnienie dla wędkarza nie posiadającego łódki, bo tylko na południowej stronie jeziora, i to zaledwie w kilku miejscach, dno jest pokryte kamieniami i można wejść do wody na tyle daleko, żeby bez trudu wyrzucić zestaw. Ale tam, właśnie ze względu na charakter dna, złowi się raczej okonia lub sandacza. Węgorze trzymają się trzcin oraz pogranicza podwodnych kamieni i miękkiego dna.

W Kopaniu dno jest przeważnie miękkie, muliste. Gdyby takie jezioro było w innej części Polski i też leżało między pagórkami, ustawicznie nękałyby je letnie i zimowe przyduchy. Płytki i mulisty Kopań swoje bogate życie zawdzięcza wiatrom wiejącym od morza. Jego wody są prawie zawsze wzburzone, a więc dobrze natlenione. Wiatry i fale wspomagają podwodne życie, ale dla wędkarzy są dużym utrudnieniem. Łódkę trzeba mieć solidną, a jeżeli ktoś wypływa pontonem, powinien się trzymać blisko brzegu. Na Kopaniu, nawet kiedy jest flauta, nie należy zapominać o podstawowej zasadzie bezpieczeństwa i stać tylko na jednej kotwicy, dziobowej, bo tutaj wiatry rodzą się szybko.

Najbardziej atrakcyjną częścią Kopania jest jego południowy brzeg. Tutaj jest najwięcej podwodnych kamiennych raf, przy których i na których kręcą się sandacze i okonie. Rafy te znajdują się metr – półtora pod powierzchnią, nie zobaczymy ich jednak, bo woda jest ustawicznie zmącona i brązowa. Mimo to znaleźć je łatwo. Potrzebna jest tylko lekka kotwica, którą się wlecze za łódką pchaną przez wiatr. Jeszcze lepsze od kotwicy są łańcuchy (patrz artykuł o Zalewie Wiślanym na str. 56).

Pierwszy raz wypłynąłem na Kopań z wędkarzem, który to jezioro zna doskonale. Wiesław Szklany z Darłowa łowi tu od wielu lat i doskonale zna najazdy. Nie mieliśmy więc żadnego problemu z postawieniem kotwicy we właściwym miejscu. Łowiliśmy, rzecz jasna, sandacze i okonie. Tych samych ryb szukałem nazajutrz, ale już w towarzystwie innego mieszkańca Darłowa, Jerzego Kosiorka. Dzięki temu mogłem porównać dwa sposoby łowienia w takich samych warunkach i potwierdzić opinię gospodarza, Jakuba Kopani, że sandaczy jest tu dużo, a najwięcej takich, które ważą od 1 do 1,5 kilograma.

Wiesiek i Jurek napływali na łowisko w podobny sposób. Wykorzystywali wiatr, który znosił łódkę w kierunku kamiennych raf. Starali się stawiać kotwice w takim miejscu, żeby można było prowadzić przynętę z góry na dół, tzn. rzucać ją na kamienie i ściągać w kierunku mułu. Jeżeli sandacze ani okonie nie brały, przenosili się na blaty i obławiali całą wodę dookoła łodzi. Ktoś, kto dobrze zna łowisko, będzie bez trudu czytał dno. Gorzej z nowicjuszami. Tym wędkarzom, którzy znajdą się tu po raz pierwszy, radziłbym używać pływaków i stawiać je nad kamienną krawędzią. Później trafić w to miejsce będzie łatwo, bo nad Kopaniem jest bardzo wiele punktów orientacyjnych. Na brzegu rosną pojedyncze charakterystyczne drzewa, a dalej stoją wiatraki prądotwórcze. Trzeba się liczyć z tym, że po badaniu dna łowisko będzie na kilka godzin spalone. Warto się wtedy przenieść gdzie indziej, odkryć inne rafy i powrócić dopiero po kilku godzinach.

Kopań to specyficzne łowisko, bo wszędzie jest płytko. Najgłębsze miejsce przy rafie ma najwyżej 2,5 metra, każde więc nieopatrzne puknięcie w pokład łódki, plusk wioseł, chlapnięcie źle rzuconej przynęty płoszy ryby. W tych warunkach wiatr i fale będą wędkarzowi bardzo pomocne, bo zagłuszą odgłosy, ale w jakiejś mierze. Nie należy jednak zapominać, że dla żyjących tutaj ryb falowanie i szum wody są warunkami normalnymi i obce hałasy na powierzchni nie zmylą dzikich podwodnych zwierząt. Zgoda, okonia głośny dźwięk czasem nawet zwabia, ale kiedy po napłynięciu nad kamienie nic innego nie będziemy łowić, to znak, że sandacze zostały wypłoszone.

Owe płytkie łowiska wymagają od wędkarza nie tylko właściwego postępowania, ale również doboru odpowiednich przynęt. Wiesiek w tym roku zaczął łowić sandacze i okonie na woblery. Sprawdzają mu się szybko nurkujące rapalki pomalowane „na okonia”. Shad Rap szybko nurkuje i uderza sterem w kamienie. Kiedy wędkarz to wyczuje, natychmiast luzuje linkę i pozwala przynęcie wypływać. – Wobler – mówi Wiesław Szklany – powinien się oderwać od dna na kilkanaście centymetrów. Potem dynamicznymi ruchami korbki znowu ściągam go do dna.

Jurek łowi gumami. Ceni sobie 5-centymetrowe biało-czarne rippery Mannsa i tej samej wielkości kopyta. Zakłada je na dżigi o wadze od 5 do 8 gramów, co mnie z początku dziwiło. Wydawało mi się, że są zbyt ciężkie jak na tak niewielką głębokość. Kiedy jednak przyjrzałem się technice łowienia, zrozumiałem, że ma to swoje uzasadnienie. Otóż w Kopaniu traci się ogromne ilości przynęt, które się klinują w kamieniach. Podpłynąć, żeby je uwolnić? To byłby zmarnowany najazd i strata czasu. Dlatego Wiesiek i Jurek stosują grube linki kompozytowe, które w przypadku łowienia na gumy stwarzają tzw. efekt spadochronowy. Na lince przynęta pracuje inaczej niż na żyłce. Wolniej opada i daje sandaczowi więcej czasu na przeprowadzenie ataku. A w razie zaczepów zestawy są na tyle mocne, że przynęty można spomiędzy kamieni wyrywać.

Kopań to również dużo szczupaków. Wydaje się to dziwne. Zwykle bowiem tam, gdzie żyją sandacze, szczupaków nie ma, ponieważ oba gatunki wymagają innych warunków do odbycia tarła. Klasycznym tego przykładem są zbiorniki zaporowe. Sandacze mogą się w nich wycierać prawie wszędzie, natomiast szczupaki są pozbawione świeżych traw, które na brzegach i przy brzegach nie rosną ze względu na ciągłe zmiany poziomu wody. Natomiast ogromne kopańskie trzcinowiska stwarzają szczupakom dogodne warunki do rozrodu i zapewniają dobre kryjówki. Mogą więc tu żyć w spokoju i nie wchodzić sobie nawzajem z sandaczem w drogę. W trzcinowisku mają dużo pokarmu w postaci płotek i krasnopiór, nie straszą ich ani sieci, ani agregaty.

Najliczniej trzcinowiska odwiedzają żywczarze. Z wolno płynącej łódki wstawiają korki w każde oczko wśród grążeli i trzcin. Tyle tylko, że nawet podczas silnego falowania woda w trzcinach jest dosyć spokojna i na tyle przejrzysta, że na głębokości metra można zobaczyć dno. Wyniki więc mają nie najlepsze. Bo gdy wypatrzą dobre miejsce do postawienia zestawu, to ryba widzi ich stamtąd równie dobrze. Tak więc i w trzcinach metoda spiningowa może się okazać lepsza, pod warunkiem że się będzie stosowało dżigi z drucianymi antyzaczepami.

Gdy mowa o kopańskich trzcinowiskach, nie sposób pominąć linów. Też jest ich sporo. Nie są duże, ważą około kilograma, ale można je łowić w całym pasie trzcin okalających jezioro.

Jezioro Kopań to samo w sobie świetna woda, ale ma też przed sobą dużą przyszłość jako łowisko alternatywne. Z Darłowa bowiem wypływa dużo kutrów z amatorami wędkarstwa morskiego. Nie zawsze jednak te wyprawy dochodzą do skutku ze względu na silne wiatry. Już niejedna taka wycieczka na dorsze z Krakowa, Katowic lub Poznania musiała z tego powodu pocałować burtę. Dzisiaj na Kopaniu jest za mało łódek, żeby obsłużyć kilkunastu takich zawiedzionych wędkarzy, ale…

Wiesław Dębicki

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments