W kwietniu nad Zbiornikiem Otmuchowskim obserwowałem dwóch wędkarzy, którzy po zmianie pogody – przyszedł porywisty wiatr i wysoka fala – zupełnie nie potrafili się do nowej sytuacji dostosować.
Zeszli z łowiska z niczym i jeszcze się przedtem sporo nadenerwowali.
Zbiornik zaporowy Otmuchów (dwie godziny jazdy od Wrocławia, wybudowany w 1934 r.) dał się we znaki już wielu nieprzygotowanym wędkarzom. Pogoda jest tu bowiem bardzo kapryśna i dokuczliwa. Południowy i południowo-zachodni wiatr, wiejący prawie zawsze, wywołuje bardzo dużą falę, która z wielkim impetem uderza w kamienistą czaszę zbiornika. Powstają przy tym piękne, choć groźne fontanny. Zawietrzny brzeg zbiornika jest od miasta daleko i szkoda czasu, by tam wędrować, więc pozostaje walka z żywiołem.
Spławikowcy, których zawsze podziwiam za upór, sukcesów tu jednak nie odnoszą. Trochę lepiej radzą sobie gruntowcy, jednak wskaźniki brań, założone na żyłkę i przelotkę (semafory) lub na samą żyłkę, też im obserwacji nie ułatwiają. Po prostu wędkarz nie widzi, że ryba właśnie bierze. Z wiatrem i falą najlepiej radzą sobie feederowcy, bo oni mogą unieść wędkę prawie do pozycji pionowej. Do własnego wariantu tej metody dochodziłem przez parę sezonów, aż w końcu znalazłem rozwiązanie, które do zmiennych warunków na Otmuchowie pozwala mi się całkiem dobrze dostosować.
Warto jeszcze dodać, że w zbiorniku jest bardzo dużo leszczy. Wprawdzie ich waga mało kiedy przekracza kilogram, ale można ich sobie nieźle połowić. Trafiają się również okazałe płocie, które biorą równo z leszczami na taką samą przynętę.
Nim zacznę wędkować, przygotowuję zanętę leszczową, którą potem umieszczam w koszyczku. Wchodzą do niej mieszanki Millenium Feeder z bioaktywatorem i Millenium ECO Leszcz (w stosunku 1:1) oraz składniki wzbogacające: 40% grubo zmielonej kaszy kukurydzianej, 40% otrąb pszennych, 20% płatków owsianych błyskawicznych, 20% copromelasy, 20% cocobelge, cukier puder, cukier waniliowy oraz atraktor leszczowy. Do zraszacza wlewam wodę z kukurydzy, melasę 250 ml, atraktor Brassem Sensas 200 ml na 1 litr wody i nieco nawilżam zanętę.
Następnie rozkładam sprzęt. Jeżeli wieje tylko umiarkowanie, jest to następujący komplet: picker 5,20 m i lekki feeder 3,50 m, koszyczki zanętowe od 10 do 25 gramów, żyłka główna 0,18, przypon z plecionki 0,10 długi na około 35 cm (moim zdaniem to uniwersalna długość), haczyki nr 8 i 10 z krótkim trzonkiem, żeby pewnie trzymały rybę podczas długiego holu. Wędki układam poziomo nad wodą. Picker jest niezastąpiony w przypadku kapryśnych brań, które zdarzają się dość często. Podobnie spisuje się lekki feeder.
Jak widać, jest to komplet na dobrą pogodę, która bywa tu niestety rzadko. Jeżeli zaczyna mocno wiać i bujać, przechodzę na stojące feedery 3,60 m i 5,90 m, żyłkę 0,22 i koszyczki 30 – 40 gramów. Bywało, że łowiłem na feedera z żyłką 0,26 i koszyczkiem 50-gramowym.
Na drugim brzegu wybieram punkty orientacyjne, a na szpulę zakładam recepturkę. Dzięki temu wiem, w jakim kierunku rzucać i na jaką odległość. Na wędce umieszczam koszyk transportowy, żeby nim wstępnie zanęcić łowisko. Staram się trafiać zawsze w to samo miejsce, ale nie rozpaczam, gdy wychodzi inaczej. Zwiększa się przez to pole nęcenia. Tak zużywam 1/5 przygotowanej zanęty.
Na haczyku dobre są wszelkie ciasta, pęczak, pszenica, makaron, kukurydza, ale przynętą nr 1 jest, moim zdaniem, biały robak wyjęty z wiadra z zanętą. Hulający po Otmuchowie wiatr da się nawet polubić, bo ma także zalety. Spycha do nawietrznego brzegu ciepłą wodę i plankton, za którym podążają ryby. Przy dużej fali woda się dotlenia i wypłukuje z mułu dużo pożywienia. Leszcze stają się bardziej ruchliwe w poszukiwaniu pokarmu, co zwiększa liczbę brań. Pod warunkiem, że przynętę podamy na odległość 50 – 60 m od brzegu, gdzie leszcze, na głębokości około 6 m, czują się bardzo bezpiecznie. Dno jeziora jest prawie pozbawione zaczepów i bardzo łagodnie pogłębia się w stronę elektrowni. Ma kształt wielkiej misy.
Przy dużej fali trafiające na haczyk leszcze są większe i bardziej waleczne, lecz na ogół łowię średniaki w granicach 30 – 40 cm. W dobrze zanęconym miejscu trzymają się cały dzień, ale te największe łowi się nocą.
Po nabraniu wprawy bezbłędnie odróżnimy, czy zaobserwowane ugięcie szczytówki sygnalizuje branie, czy też wywołał je wiatr lub uderzająca o żyłkę fala. Po sposobie ugięcia szczytówki poznamy nawet, jaka ryba interesuje się naszą przynętą.
Na koniec parę rad praktycznych. Latem nad Otmuchowem siedzimy jak na patelni i cały czas łowimy pod słońce. Konieczne są więc okulary słoneczne lub polaroidy, a także czapeczka z dużym daszkiem. Przyda się krem i duży parasol. Skośny brzeg zapory jest wyłożony kamieniami, tu i ówdzie zalany betonem. Można więc wygodnie siedzieć na foteliku, ale są trudności z ustawieniem podpórek.
Największą zaletą Otmuchowa jest to, że nie ma w nim złych miejsc. Przy dobrym nęceniu można tu złowić sporo ryb. A dodatkową atrakcją otmuchowskiego łowiska z wału są sandacze. Najwięcej łowi się ich przy elektrowni, ale chyba tylko dlatego, że w jej rejonie jest najwięcej wędkarzy. Moim zdaniem prawie na całej długości zapory są ryby wszystkich gatunków, a tylko w okresie dużych zrzutów wody drapieżniki zbierają się przy elektrowni, gdzie czekają na małe rybki, ogłupiałe szybkim nurtem wody.
Roman Olczak