Każda główka ma dwa szczyty. Jeden widać nad powierzchnią, drugi sięga daleko w nurt i jest przykryty wodą. Właśnie przy tym drugim, podwodnym szczycie gromadzi się najwięcej ryb drapieżnych. Dobrać się do nich trudno, bo żyją wśród zaczepów, a kontrolowane prowadzenie przynęty jest tam prawie niemożliwe, ponieważ prąd wody mocno napiera na żył-kę. I choćby wędkarz bardzo dokładnie rozpoznał ukształtowanie dna, utraty wielu przynęt nie uniknie.
Przykładem tego chociażby ostatnie spiningowe mistrzostwa Polski, które w znacznej części rozgrywano na Odrze. Czołowi zawodnicy, późniejsi zwycięzcy, badali łowisko pływając łódką wzdłuż brzegu. Kotwiczyli ją tak, żeby z rufy można było rzucać dżigami na zalany szczyt główki. Żyłka układa się wtedy równolegle do nurtu, łapali więc mało zaczepów, a z tych, które się jednak zdarzały, łatwo się było uwolnić. Kiedy wykryli, gdzie są ryby (głównie interesowały ich okonie), informowali o tym kolegę na brzegu. Teraz on się zabierał do roboty. Rzucał dotąd, aż znalazł takie miejsce na brzegu, gdzie brań miał dużo, a przynęt rwał mało. (Po zawodach i tak się jednak okazało, że na jednego złowionego okonia przypadało najmniej pięć urwanych dżigów).
Już od dość dawna, gdy w gronie paru redakcyjnych kolegów wybieramy się nad rzekę, oprócz wędek bierzemy ze sobą także łódki. Z początku pożytek z tego był niewielki. Taki sposób łowienia, popularny na Wiśle, jeszcze parę lat temu na Odrze i dolnej Warcie (to jest nasz doświadczalny poligon) był prawie nieznany. Nie było więc się od kogo uczyć. Zresztą do uregulowanych rzek, które główkę lub kamienną opaskę mają co pięćdziesiąt albo sto metrów, wiślane doświadczenia nie pasowały. Z pomocą przyszła echosonda.
Na jej ekranie ładnie wyświetla się twarde dno i pokazują ryby. Po przebadaniu tym sposobem kilkudziesięciu główek dostrzegliśmy pewne prawidłowości, które pozwalają niektóre zjawiska przewidzieć. Na przykład tam, gdzie prąd silniejszy, dołek przed główką zawsze jest głębszy. Dotychczas nie poznaliśmy jednak przyczyn, dla których na jednej główce ryb jest sporo, a przy drugiej, łudząco podobnej, znacznie mniej.