wtorek, 12 listopada, 2024
Strona głównaHistoriaBŁYSTKI W DAWNEJ POLSCE

BŁYSTKI W DAWNEJ POLSCE

Wśród materiałów archeologicznych z Polski jest wiele błystek, które przypuszczalnie pochodzą z okresu brązu aż do czasów średniowiecza. Wykonane są z miedzi, brązu, ołowiu lub żelaza. Niektóre zrobiono z dwóch surowców: haczyk z żelaza, a płytkę z brązu. Często datowanie, nawet za pomocą najnowocześniejszych urządeń technicznych, jest niemożliwe. Kształty błystek bowiem przez wiele stuleci nie uległy istotnym zmianom, nie zmieniła się struktura metalu wytapianego w taki sam sposób.

Archeolog Józef Kostrzewski w artykule „Haczyki do wędki z błyskawką” (Etnografia polska, 1960) uznał, że znalezione na terenie Polski błystki wykonane z brązu lub miedzi należy datować na wczesne średniowiecze. Podkreślił, że do wyrobu błystek przez długi czas używano metali kolorowych, co było naturalne, bo błystki z żelaza szybko korodowały. Na terenie Polski błystki robiono też z cyny, o czym wspominają Rosjanin A. Kurbatow (1887) i, w „Słowniku gwar polskich” z 1907, etnograf prof. Maria Znamierowska-Prüfferowa.

Zasadniczo można wyróżnić dwa rodzaje tradycyjnych błystek (taki podział przyjął Wojciech Olszewski w książce „Z dziejów wędkarstwa polskiego …”, 1993): do połowu pionowego (zimą w przeręblu, latem z łodzi) oraz do połowu horyzontalnego (ściągana lub ciągnięta za łódką, tzw. dorożka). Różnią się one kształtem i wagą (błystki do połowu pionowego są węższe i cięższe), choć granica między nimi jest bardzo płynna. Błystki wykopane przez archeologów w zasadzie należą do pierwszego rodzaju, tzn. służyły do połowu pionowego.

Pierwsza informacja o błystce („dorożce”) pojawia się w 1746 w spisie inwentarza chłopskiego na Wileńszczyźnie „Dawne puszcze i wody”. Opis połowu na błystkę metodą horyzontalną, dotyczący Polesia prawdopodobne na początku XIX w., znajdujemy w dwóch publikacjach Ewy Felińskiej z 1852. Można w nich przeczytać: „W następnych dniach płynęliśmy Prypecią nie zwracając niczyjej uwagi. Bukszta przytem przemyślny na różnego rodzaju rybołówki, płynąc miał wędkę zapuszczoną w wodę, a sznurek od niej założony na ucho, tak, że targnienie ostrzegało zaraz o uczepieniu się ryby i zdobycz wyciągano z wody. To zatrudnienie służąc nam za cechę rzemiosła, zabezpieczało zarazem wygodne popasy”. Oraz: „Tu znów rybak w małym lipowym czółenku o zaostrzonym nosie, szybko a cicho przesuwa się po wodzie z wędką za ucho założoną a poczuwszy targnienie, pewny, że się ryba uchwyciła wędki, zręcznie wydobywa ją na powietrze, i rzuca w czółno zdobycz, a zdradne narzędzie na powrót ciska w wodę, na ponętę nieostrożnym żar-łokom, co życiem przypłacają łakomstwo”.

Kolejną wzmiankę o połowie horyzontalnym mamy dopiero z końca XIX w. u N. Rouba w „Łachwa i jej mieszkańcy” z 1895 r. Opisał tam również połów na Polesiu: „Dorożką nazywa się niewielki kawałek podłużnej blachy cynowej, zwiniętej w kształcie dużego haczyka i ozdobiony kilku małymi kawałkami włóczki lub zrzynków tkaniny czerwonej; jest to więc imitacja arcyprosta rybki, około 6 cali długiej. Polesianin wypływa na czółnie na wodę głęboką rzeki i szybko płynąc puszcza tę rybkę za sobą, na długim, cienkim, lecz mocnym szpagacie uwiązaną. Niejednokrotnie zdarzało mi się na Prypeci i Smerdzi widzieć i samemu brać udział w podobnym polowaniu z bardzo dobrym skutkiem: ogromne szczupaki i okunie chwytały się na rybkę bardzo prędko. Trzeba tylko pamiętać, by poczuwszy w ręku targnięcie, bardzo szybko wyciągać zdobycz z wody, nie dając zwolnieć szpagatowi”.

Ciekawy opis z okolic Pińska podaje M. Janiszewski w artykule „Narzędzia i sposoby połowu ryb na Pińszczyźnie” (Przegląd Rybacki, 1930). Czytamy tam: „Jedynie połów błyskiem, zwanym tu dorożką, jest traktowany poważniej. Używa się błysku zwykle własnego wyrobu, gdyż, jak twierdzą rybacy, ryba taki lepiej lubi. Nie każdy potrafi łowić błyskiem. Dużą rolę odgrywa tu dokładna znajomość terenu, wielkość obciążenia błysku w zależności od poławianej ryby. Specjaliści w tej dziedzinie zwykle są znani szeroko, lecz pilnie strzegą swych tajemnic i nikomu ich nie zdradzają. Połowy tym przyrządem mogą dawać bardzo dobre wyniki, laik jednak wraca najczęściej z próżnemi rękami, o ile nie zerwie błysku gdzieś w trawie lub zaroślach. Rybak łowiący błyskiem wiosłuje bez szmeru, klęcząc w tyle czajki. Błysk ciągnie się za łodzią, w odległości 20 – 25 metrów. Koniec sznura uwiązany jest do łodzi. Rybak trzyma sznur w zębach i wypuszcza go za siebie ponad swojem uchem. W ten sposób wyczuwa on czy ryba chwyciła przynętę”.

Wojciech Olszewski zwrócił uwagę, że wspólna etymologia błystki w języku polskim i na terenach wschodniej Słowiańszczyzny wskazuje na odległy w czasie rodowód i ciągłość przynajmniej od średniowiecza. Jego teza wydaje się słuszna zwłaszcza w kontekście przekazów, które poświadczają, że dawniej na wschodnich terenach Polski błystkę określano jako „błyszczący haczyk” lub „błyskotkę”. Prawdopodobnie te nazwy zostały przejęte od wędkarzy rosyjskich. W naszej literaturze pojawiły się następujące nazwy błystki: bleśnia (do połowu zimowego w Bohatkowcach nad Strypą w Galicji oraz na Wileńszczyźnie), oblianka (na Wileńszczyźnie), oblewka i oblewanka (na Kaszubach), błyskawka (w okolicach Konina, w Wielkopolsce i na Wileńszczyźnie), targlica (znana w okolicy Augustowa do połowu pionowego, nazwa pochodzi od pionowego ruchu błystki, czyli targania).

Stanisław Cios

BŁYSTKA Z JEZIORA OSIEK NAZYWANEGO CHOMENTOWSKIM
W grudniu 1992 opisaliśmy przygodę, jakiej na Jeziorze Chomętowskim doświadczył p. Józef Szymczak z Trzcianki (samo jezioro przedstawiliśmy w kwietniu 1996). Niejednemu czytelnikowi jego opowieść zapewne wydała się niesamowita. Jak bowiem spokojnie przyjąć, że pierwszy złowiony przez p. Józefa szczupak ważył 21,15 kg, a następne były wprawdzie mniejsze, ale ich też żaden wędkarz by się nie powstydził? Przecież niejeden z nas po wyciągnięciu takiego okazu dostałby palpitacji serca! A p. Józef nic, spokojnie łowił sobie dalej. Przypomnijmy, jak to wówczas było.

P. Józef złowił szczupaka – olbrzyma z pontonu na śródjeziorowej górce. Następnie dopłynął do brzegu, swoją niezwykłą zdobycz tam zostawił i znów się zakotwiczył w tym samym miejscu. Drugi szczupak miał 8 kilo. Procedura się powtarza: brzeg, wyładowanie szczupaka, powrót, kotwiczenie i kolejny żywczyk do wody. Trzeci szczupak miał już tylko trzy kilo. Jego również pan Józef wywiózł na brzeg i znowu popłynął na poprzednie miejsce. Na kolejne branie długo nie czekał. Tym razem był to szczupak, którego łowca ocenił na jakieś 30 kilo! Niestety, po krótkiej walce się spiął, ale p. Józef sobie obiecał, że złowi go w przyszłym roku. Tu warto przypomnieć, że wszystkie duże szczupaki łowił tylko wiosną. Przyszło jednak kolejne „niestety” i p. Józef swojej zapowiedzi spełnić nie mógł. Na Chomętowskim bowiem zagnieździły się kormorany i tak przemieszały w rybach, że te drobne odsunęły się od brzegu, a duże zmieniły tarliska.

Kiedyś jezioro było we władaniu PGR-u. Teraz gospodaruje na nim rodzinna spółka „Sieja” i dopiero dorybia je wylęgiem i narybkiem szczupaka oraz innych ryb, w tym siei i sielawy. Łowiska odżywają. Z pustą siatką żaden wędkarz już stąd nie wraca. W Chomętowskim jest dużo okoni, łowi się też ładne szczupaki.

Wkrótce jezioro opiszemy ponownie, bo jest tego warte, a tymczasem opowiemy o ciekawej zdobyczy pana Janusza Karlickiego, współwłaściciela „Siei”. W jego sieci wpadła dziwna błystka. Na pewno jest wiekowa i w tej sprawie o wypowiedź poprosimy dra Wojciecha Olszewskiego, naszego współpracownika, który jest etnografem i autorem książki „Z dziejów wędkarstwa polskiego…” (jego praca doktorska). Dzisiaj możemy powiedzieć tyle, że błystkami o podobnych kształtach łowiono w średniowieczu, a także przed ponad stu laty. Wyklepywano je z jednego kawałka metalu, najczęściej brązu lub mosiądzu. Wielkość miały przeważnie właśnie taką, jak błystka znaleziona przez p. Karlickiego (dla porównania położyliśmy obok niej zapałkę). Jak widać rozmiar to spory, a mimo to nieco mały jak na dawne czasy. Wtedy bowiem dużych okazów było więcej niż dzisiaj, o czym wiemy z wykopalisk i przekazów pisemnych. Szczupak złowiony przez p. Józefa Szymczaka pewnie wcale by nie zdziwił właściciela znalezionej w tym samym jeziorze błystki.

Kto się będzie chciał wybrać nad jezioro, musi się liczyć z tym, że nie ma tam bazy noclegowej. Wprawdzie są dwa hotele, ale serwują takie ceny, że szkoda o nich wspominać. Nie rozwinęła się też agroturystyka, bo jest to rejon popegeerowski. Można natomiast bez większego problemu nad brzegami postawić przyczepę kempingową lub rozbić namiot.

Wiesław Dębicki

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments