Obrzycko to niewielkie wielkopolskie miasteczko na lewym brzegu Warty u wrót Puszczy Noteckiej, która rozpościera się na północ za rzeką. Przyjeżdża tu wielu wędkarzy z Poznania, Czarnkowa, Obornik, Piły. Dojazd jest dobry, a parking przy samej rzece. W szczególnej cenie są główki w rejonie mostu drogowego. Rzeka, omijając miasto łukiem, wyraźnie zwalnia bieg, a przy główkach, choć krótkich, jest dość głęboko. Trzymają się ich płocie, leszcze, liny, okonie, szczupaki, sumy. W przelewach stoją klenie, jazie i jelce, a przy filarach mostu potężne bolenie.
Spiningiści chwalą sobie także zakręt poniżej mostu. Tam, przy głębokich główkach, najłatwiej o sandacza i suma. Naprzeciwko do Warty uchodzi Sama. Przy wysokich stanach wody, zwykle wiosną, łowi się w niej ładne płocie, jazie i okonie. Interesujący zakręt Warty znajduje się też kilometr wyżej. Wysoki wewnętrzny brzeg jest podmyty, a doły głębokie na 3 – 4 metry. Stwarza to spore szanse na spotkanie z dużym drapieżnikiem. Mało wędkarzy zagląda natomiast w pobliże ujścia potoku Kończak w Stobnicy (6 kilometrów w górę od Obrzycka), gdzie samochodem można dojechać nad samą wodę. Główki są tam raczej płytkie, ale jest też kilka głębszych (zwłaszcza przed mostem kolejowym). Jesienią gromadzą się przy nich duże stada leszczy, a w okresie tarłowym płocie i okonie.

Warta w Obrzycku ma w roku trzy wędkarskie szczyty. Pierwszy przypada na styczeń i luty. Podczas łagodnych zim, a przecież innych ostatnio nie mamy, fantastycznie biorą płocie. Miejscowi wędkarze nęcą je gotowanym pęczakiem lub pszenicą, a na haczyki zakładają czerwone robaczki. Łowią najczęściej na gruntówki ze sprężynami. Rzucają je w zamulone klatki pomiędzy główkami, na pogranicze nurtu i spokojnej wody, bo ryby niechętnie podpływają pod brzeg. W ciepłe dni połowy są obfite, a płocie dorodne. Ściąga to do Obrzycka wędkarzy nawet z dalekich stron. Wolą przyjeżdżać tu, nad Wartę, niż do płociowego eldorada, jakim w tym czasie jest Świniec pod Kamieniem Pomorskim. Zimą w Warcie łowi się też liny. Bywają dni, że prawie każdy dorzuca jednego lub dwa do siatki pełnej płoci. Czasem robaczka pochwyci komuś miętus, ale bardzo rzadko są one dłuższe niż 40 cm, więc specjalnie na nie nikt się nie nastawia.
Drugi wędkarski szczyt w Obrzycku mamy wiosną. Najlepiej wybrać się tu w maju. Poziom rzeki jest już wtedy unormowany, woda wyklarowana. Płocie są po tarle (odbywają je w przybrzeżnych trawach) i znów zaczynają dobrze brać. Pokazują się leszcze i klenie. Dużą atrakcją stają się jazie. Czasem chwytają czerwonego robaczka przeznaczonego dla płoci, ale skuteczniejsza jest przystawka ze spławikiem, a na haczyku groch. Tutejsi specjaliści od jazi ustawiają się na płytkich główkach, przynętę umieszczają w lekkim prądzie za przelewem. Łowią je także na prostych odcinkach pod wysokimi burtami, w przybrzeżnych wirach. Sporo jazi, a przy okazji także kleni, pada wiosną łupem spiningistów. Kuszą je 3- lub 4- centymetrowymi woblerami i małymi obrotówkami, zwłaszcza o srebrnych paletkach w czerwone paski.

W maju doskonale biorą też bolenie. Miejscowi polują na nie głównie w okolicach mostu. Zwykle używają do tego wąskich, srebrnych wahadłówek w rodzaju cefali i morsów. Dość powszechne jest też puszczanie z prądem uklejki na nieobciążonym zestawie. Mimo wszystko z tymi rybami nie radzą tu sobie zbyt dobrze. Owszem, od czasu do czasu udaje im się wyholować sztukę ważącą 2 – 3 kilogramy, ale to wszystko. Tymczasem w Warcie buszują bolenie, którym śmiało można dać 5 – 6 kilogramów. – Są i większe, ale nie chcą brać, a jak taki weźmie, to rychło rwie żyłkę – przyznaje młody wędkarz z pobliskich Szamotuł. Proponuje zapolować na bolenie również przy ujściu Samy, gdzie często „w kilka zaganiają ukleje”.
Pełnia lata to nie jest okres połowów łatwych i obfitych. Ryby rozchodzą się po rzece. Żeby je łowić, trzeba znać miejsca i regularnie nęcić. Wbrew pozorom Warta jest łowiskiem łatwym do rozpoznania. Jest w niej bowiem dużo ekotonów, na które się głównie składają kamienne umocnienia i ich styk z dnem. W miejscach, w których uderza prąd wody, zawsze powstają rynny, w których gromadzą się ryby. Z marszu nieźle biorą tylko jelce i drobne płocie. Jest jednak ryba, na którą warto się wtedy wybrać do Obrzycka specjalnie. To sum. Każdego lata pada ich tu przynajmniej kilka.

Mają po kilkanaście kilogramów. A były czasy – starsi wędkarze jeszcze je pamiętają – kiedy tutejsze sumy ważyły 50 kg i więcej! Potem jednak Warta została potwornie zanieczyszczona ściekami bytowymi i przemysłowymi, a jakby tego było mało przewalały się jeszcze katastrofalne zatrucia. Teraz warciańskie stado sumów powoli się odradza. Resztki, które się uchowały w dopływach i głębokich starorzeczach wypłynęły w nurt, w którym się oczyściło dno i mogą się swobodnie wycierać. Najlepszą na nie porą są upalne zmierzchy, kiedy słońce zajdzie już za drzewa, ale niebo jeszcze czerwienieje. Miejsca: okolice mostu i wysoki brzeg pod pałacem Raczyńskich. Przynęty: zielona żaba, krąp lub duża płotka, a na spining ciężka wahadłówka, ale coraz częściej jak największy jaskrawy riper.
Do Obrzycka warto też wyruszyć jesienią. To trzeci tutaj wędkarski szczyt. Już we wrześniu pokazują się szczupaki, które dotychczas (no, może poza majem) trudno było namierzyć, bo lato spędzały pochowane w wodnych trawach. Z początku najlepiej biorą z koryta, gdzie czyhają na powracający na zimowisko białoryb. Obiecująca jest zwłaszcza wysoka skarpa, na której stoi kościół. Najłatwiej sięgnąć je dobrze dociążonym kopytkiem malowanym na płotkę. W zimne dni rewelacyjne są jaskrawe gumy: seledynowe fluo lub pomarańczowo-żół-te. Później szczupaki podchodzą pod brzeg, a po pierwszych przymrozkach buszują w płytkiej wodzie pomiędzy główkami. W tym samym czasie jest też dużo płoci, ale szczupaki wolą atakować kilkucentymetrowy narybek. Kiedy więc widać, jak chlapią, warto sięgnąć po białego twisterka, długiego na 3 – 5 cm. Na takie gumki dobrze też biorą ładne okonie.
Atakującego przy brzegu szczupaka łatwo pomylić z sandaczem, który jesienią również zapędza się za drobnicą na płycizny i… zdarza się, że pochwyci przynętę uwiązaną do metalowego przyponu. Ale i tutaj, jak wszędzie, sandacze są bardzo ostrożne. Rzadko też udaje się je złowić na żywca. Najpewniejszy sposób to spining, riper uzbrojony w ciężką, kilkunastogramową główkę i oranie dna w warkoczu zmarszczonej wody poniżej głębszej główki.

W październiku zaczynają się pokazywać płocie i leszcze. Dobrze biorą na białe robaki, po lekkim zanęceniu. Gruntówka ze sprężyną owszem, ale tylko gdy wieje. W dni ciepłe i spokojne lepsza jest odległościówka i rzuty na pogranicze stojącej wody i nurtu, gdzie najgrubsze sztuki biorą z toni. Dobre żerowanie ryb przerywają listopadowe mrozy. Nie na długo. Jeśli nie nadejdzie prawdziwa zima, można do Obrzycka zawitać już w grudniu.
Wiesław Branowski