wtorek, 12 listopada, 2024

BRANIE LINÓW

W mojej okolicy znajduje się wiele płytkich śródpolnych jezior. Woda w nich jest mętna i brązowa, dno w większości twarde, gliniaste (kiedyś tutaj działało wiele cegielni). Roślin niewiele, brzegi porasta sitowie, w zatoczkach jest trochę trzciny i grążela. Na otwartej wodzie dominuje rogatek sztywny. W skupiskach tych roślin mieszkają liny.

Na liny wybieram się z lekkim teleskopem, na kołowrotku mam żyłkę o wytrzymałości 2 kg. Dominują kilogramowe liny, większą sztukę udaje mi się złowić raz na dwa lata, więc nie ma potrzeby używać grubszej. Wędkę zarzucam na otwartą wodę i następnie podciągam w pobliże najbliższej kępy rogatka. Jest tam 1 – 1,5 metra głębokości, dlatego 2-gramowy spławik (prosty waggler bez korpusu) na żyłce blokuję na stałe – zakładając po obu stronach dolnej antenki dwie pokaźne śruciny. One wyważają spławik do połowy. Trzecią śrucinę o wadze 0,4 g, która spocznie na dnie, zaciskam 5 centymetrów od haczyka. Nie stosuję przyponu.

Jak już wspomniałem, dno jest twarde, z lekkim nalotem mułu. Przynętę (pojedynczy czerwony robaczek) kładę na gruncie. Po naprowadzeniu zestawu w pobliże zielska naciągam żyłkę, zanurzając spławik po sam koniec antenki. Lin chwytając robaczka, unosi także śrucinę sygnalizacyjną i powoduje natychmiastowe wynurzenie spławika, co należy skwitować zacięciem.

To wypraktykowany sposób na liny z moich jezior. Tradycyjne zestawy dają rybom zbyt dużo luzu. Sygnalizacja brania jest mało wyraźna i niejednoznaczna. Spławik długo tańczy na wodzie, to się zanurza, to wypływa. Trudno wychwycić odpowiedni moment do zacięcia.

Robert Surmacz

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments