środa, 24 kwietnia, 2024

GORYŃSKIE

200 hektarów powierzchni, głębokość średnia 3,9, maksymalna 10 metrów. Brzegi łagodnie opadające, porośnięte gęstą trzciną, pośrodku zadrzewiona wyspa, przy niej rozległa płycizna z głazami wystającymi nad powierzchnię wody. Wokół same pola i pastwiska. Woda cały rok mętna, jednak nigdy nie kwitnie.

Takie jest Jezioro Goryńskie leżące na pograniczu województw warmińsko-mazurskiego i kujawsko-pomorskiego. Zdaniem miejscowych wędkarzy to dobra woda sandaczowa w Toruńskim okręgu PZW.

  • W jeziorze pływa kilkanaście roczników sandaczy – mówi Roman Roliński, który w Goryńskim wędkuje od kilkudziesięciu lat. – Trzymają się najchętniej części południowej, zwłaszcza rynny o głębokości 5 – 7 m biegnącej blisko zachodniego brzegu. Dno tam twarde, żwirowe, w kilku miejscach kamieniste. Sandacze łowimy także na tzw. Południówce pod Wałdowem oraz wokół wyspy na styku płycizny i głębszej wody, na 3 – 5 metrach. Bankowym miejscem dla łowców sandaczy, a także okoni, jest tzw. gniazdo – stare krześlisko zrobione niegdyś przez rybaków z kołków i faszyny.

Pan Roman i inni miejscowi wędkarze na sandacze zasadzają się tylko z żywcem. Na haczyki zakładają dużą słonecznicę lub uklejkę, których w jeziorze jest mnóstwo. Wędki wyposażają w średniej wielkości wysmukłe spławiki z długą antenką (na wypadek dużej fali), obciążają oliwką, a półmetrowy przypon z żyłki 0,18 wiążą do zestawu poprzez krętlik. Łowią najczęściej z łódek, bo w większej części brzeg jest niedostępny. Żywca stawiają na spadkach kilka centymetrów nad gruntem. Zestawom pozwalają dryfować z wiatrem, wstrzymując żyłkę, kiedy spływa zbyt szybko. W dobry dzień łowią po kilkanaście sandaczy, takich po kilo lub dwa, ale mogą się pochwalić również sztukami dochodzącymi do 8 kilogramów. Takie najlepiej biorą późną jesienią. Przyjezdni (nawet w szczycie sezonu pojawia się ich niewielu) najczęściej spiningują gumkami. Dobre wyniki zapewniają im duże rippery w jaskrawych kolorach – seledynowe i żółte.

Przy połowie sandaczy od czasu do czasu trafia się szczupak.

I to ładny. Jest ich jednak mało. W mętnej wodzie nie czują się zbyt dobrze. Najlepiej szukać ich w płytkich, zarośniętych zatokach, zwłaszcza w zatoce Miały. Z okoniami też dość krucho, bo dużą konkurencją są dla nich sandacze. Pokazują się natomiast węgorze, którymi kilka lat temu dość solidnie to jezioro zarybiono.

W Goryńskim jest dużo leszczy, jak zresztą wszelkiej innej białej ryby. Łowi się je w wodzie stosunkowo płytkiej (2 – 2,5 m). Kto chce mieć duże sztuki, musi stosować grubą zanętę. Najlepiej kukurydzę, ale surową. Gotowaną i konserwową szybko wyjada wszechobecna drobnica. Surowa kukurydza ponadto dłużej leży w wodzie, nie psuje się i nie kwaśnieje. Miejscowi na haczyk zakładają ziarna lekko podgotowane. Kukurydza to także najskuteczniejsza przynęta na płocie i wzdręgi (białe i czerwone robaki w mig objedzą ukleje lub krąpie). Wzdręgi są tu niespotykanie duże. Doskonale biorą już od wczesnej wiosny w korytarzach wyciętych przez wędkarzy (jeszcze na lodzie) wśród trzcin. Najlepsze są trzcinowiska na wysokości rybaczówki i przy wsi Goryń.

Roman Kusma

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments