piątek, 26 kwietnia, 2024
Strona głównaGruntSOLIDNE OSTROGI

SOLIDNE OSTROGI

Łowienia karpi nauczył mnie wujek. Mówił mi, na co mam zwracać uwagę, jak przygotowywać zestawy, czym i jak nęcić, ale nade wszystko kazał się przyglądać przyrodzie. Wujka już nie ma, umarł na zawał serca nad wodą, przy wędkach. Dzięki niemu umiem przyglądać się przyrodzie.

Wędkarskie ostrogi zdobywałem na przykościelnym stawie w rodzinnych Wojsławicach koło Chełma. Staw był bardzo zarośnięty. Wędkowało tam sporo ludzi, ale mało kto łowił karpie. To właśnie wujek wypatrzył, gdzie się wygrzewały, a gdzie żerowały. Trudno je było złowić, ale nam się udawało. Właśnie tutaj wyciągnąłem karpia, który ważył trzynaście kilogramów. Wziął mi na kulki, które robiłem razem z wujkiem. Ta umiejętność pozostała mi do dziś, podobnie jak wpojona mi wtedy zasada, że zestawy trzeba wykonywać bardzo precyzyjnie. Karp to ryba silna, ale bynajmniej nie tępa. Nie znosi niechlujstwa, nie wybacza kiepskiej prowizorki.

Później łowiłem karpie w wielu innych wodach, a ostatnio wyprawiam się nad Rogóźno (Lubelszczyzna). To bardzo piękne jezioro z przejrzystą wodą, więc na letnie biwaki wymarzone. PZW zarybia je karpiami. Wyprawiamy się na nie zawsze z kolegą. To i bezpieczne, i wygodne. Kłopot z tym, że mamy mało czasu (praca!), a karpiom trzeba go poświęcać bardzo dużo. Przede wszystkim na nęcenie. Bez kilkudniowego nęcenia przed zasiadką na sukces nie ma co liczyć. Jeżeli mamy zamiar posiedzieć nad wodą w sobotę i niedzielę, zaczynamy nęcić już od wtorku.

Jedziemy nad jezioro i na miejscu wypożyczamy kajak. Nie musimy więc zabierać z sobą pontonu i za każdym razem go nadmuchiwać. Choć łowisko znajduje się z drugiej strony jeziora, kajakiem szybko tam dopływamy i nęcimy. Od wtorku do piątku zawsze o tej samej porze, w godzinach 17 – 18.

Łowimy na rozległej płyciźnie. Od brzegu dzieli ją bardzo szeroki pas trzcin, kilkanaście metrów dalej stoi pomost, a w zasadzie platforma. Dojścia do niej nie ma, można tylko dopłynąć. Jest niewielka, ale dwóch ludzi ze sprzętem mieści się na tyle wygodnie, że nocą mogą się przespać w pozycji leżącej. Przy platformie woda sięga powyżej pasa. Kiedy się idzie w stronę środka jeziora, to w odległości sześćdziesięciu metrów dochodzi pod brodę. Dno jest cały czas twarde, a pod nogami wyczuwa się piasek i kamienie. Później jest mały uskok. Od niego przez pięćdziesiąt metrów ciągnie się podwodna łąka (rogatka, od czasu do czasu wysoki rdest). Schodzi na głębokość prawie pięciu metrów. Dalej dno jest lekko muliste i pozbawione roślinności.

Nęcimy w trzech miejscach. Na wprost platformy w odległości 120 – 130 metrów oraz z jej lewej i prawej strony. Te łowiska są oddalone o mniej więcej siedemdziesiąt metrów. W każde z tych trzech co dnia od wtorku do soboty, zawsze w tych samych godzinach, trafia 1,5 kg własnoręcznie zrobionych kulek proteinowych oraz 2 kg fasoli jasiek.

Plagą tego jeziora, innych zresztą również, są koluchy (sumiki karłowate – przyp. red.). Dlatego do zanęty nie dodajemy kukurydzy, bo to właśnie ona je ściąga. Gdy jest ich dużo, potrafią zjeść wszystko, co znajdą w łowisku. Nawet kulki na haczyku. Zatną się, ale są za małe, żeby zasygnalizować branie. Z tego powodu można stracić całą noc.

Kulki proteinowe sporządzam na bazie ciasta Marcela. Uzupełniam je mąką kukurydzianą i sojową. Tymi dwoma składnikami reguluję twardość ciasta przed uformowaniem kulek. Do 2-kilowego Marcela dodaję prażone i zmielone ziarna słonecznika (0,5 kg), zmielone orzeszki arachidowe (30 dag), naturalny miód (0,5 l) i 15 – 20 jaj. Kulki robię o trzech zapachach: miodu, wanilii i truskawki lub banana. Próbowałem też nadawać im zapach tataraku, bo widziałem, jak się jego młodymi odrostami objadają amury, a to przecież krewniaki karpia. Ma słodki przyjemny smak i nic dziwnego, że go ryby lubią. Ale kulek z tatarakiem brać nie chcą.

Mogłoby się wydawać, że amury, które żywią się wyłącznie roślinami, powinny przebywać blisko trzcin i tatarakowych pól. Tymczasem biorą tylko w tym łowisku, które znajduje się najdalej od brzegu. W dwóch innych, położonych znacznie bliżej, łowimy wyłącznie karpie. Trudno to wyjaśnić. Myślałem, że wpływa na to przejrzystość wody, że jedne ryby widzą lepiej od innych i dlatego nie podpływają blisko brzegu. Ale chyba nie o to chodzi, bo i tak wszystkie brania mamy o tym samym czasie. W ciągu paru lat za dnia złowiliśmy zaledwie kilka karpi, i to małych. Najczęściej brania zaczynają się o północy i trwają do czwartej rano.

Największy karp, jakiego tutaj złowiłem, ważył 23 kilogramy. Dał mi popalić. Najpierw odjechał kilkadziesiąt metrów wzdłuż trzcin, później poszedł w jezioro i tam szalał. Wyciągnąłem go, bo w zestawie miałem żyłkę. Na karpie tylko żyłka. Jest elastyczna, więc amortyzuje wszelkie uderzenia i zrywy, jakie one mają w swoim repertuarze walki. Wcześniej podczas kilku zasiadek zakładałem na kołowrotek plecionki. Psychicznie czułem się lepiej. Plecionki są cieńsze i o wiele bardziej wytrzymałe od żyłek. Kiedy karp wpływa w rośliny, plecionka tnie je z mniejszym oporem, ale co z tego, skoro jest nierozciągliwa. Pracuje jak struna i karpie schodzą podczas holu.

Tamten też poszedł mi w zielska, namotał ich całą kupę. Walczył długo i zaciekle i już myślałem, że go nie wyciągnę. Karpie w ogóle lubią wpływać w zaczepy. Gdy tylko zaczynają słabnąć, właśnie w ich stronę się kierują

Karpie łowię nie tylko w jeziorze. Wybieram się na nie również nad Bug i jego starorzecza. Ale tam to już coś zupełnie innego. Nie można łowić w nocy, bo to strefa przygraniczna. Nie opłaca się też przez kilka dni nęcić, bo nad rzeką nęcone przez kogoś miejsca często zajmują inni wędkarze. Moją metą są okolice wsi Dubienka. Widziałem tam, jak się karpie spławiały. Wśród nich było kilka dwucyfrowych. Na razie, tak jak większość tamtejszych wędkarzy, również ja łowię tylko kilkukilowe sztuki, ale …

Z Przemysławem Popkiem z Lublina
rozmawiał WD

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments