środa, 24 kwietnia, 2024
Strona głównaMuchaKŁOPOTY Z SIECZKĄ

KŁOPOTY Z SIECZKĄ

Łowienie na imitacje miniaturowych muszek, nazywanych sieczką, jest kłopotliwe. Zimowy lipień zbiera je czasem w nietypowych miejscach, a zacięcie i wyholowanie ryby na haczyku nr 20 – 22 udaje się rzadko. Zazwyczaj tylko co piąta ryba ląduje w podbieraku. Ale zamiast narzekać, można użyć kilku sprawdzonych sposobów, które poprawią wyniki łowienia na sieczkę. Nagrodą może być wspaniały zimowy kardynał.

To było kilka lat temu na dolnej Rabie. W słoneczne zimowe południe wyroiły się drobniutkie czarne owady i płynęły po wodzie jak sadza. Bezskutecznie próbowałem łowić lipienie na równie czarną muszkę zawiązaną na haczyku nr 20. W pewnym miejscu na poboczu prądu zobaczyłem niepozorny odmęt. Na krążącej powoli wodzie zebrała się gruba warstwa sieczki. Co i raz żerowały tam jakieś ryby, ale myślałem, że to jelce, bo wody było po kostki. Dopiero gdy podszedłem bliżej i w odblasku słońca grzbietowa płetwa zagrała barwami tęczy, poznałem, że to spore lipienie. Powolutku, kroczek za kroczkiem, wycofałem się w górę rzeki i z kilkunastu metrów podałem muchę prosto w odmęt. Po kilku sekundach zobaczyłem zawirowanie. Zaciąłem. Zaskoczony lipień natychmiast wyszedł z płycizny w prąd. O tym, żeby go przytrzymać, nie mogłem nawet marzyć. Oddałem linkę i szybko zszedłem za nim w dół. Poniżej bystrza było spokojne wypłycenie. Za moment miałem już w podbieraku pięknie wybarwionego czterdziestaka w doskonałej kondycji.

Po zacięciu lipień tak szybko wyszedł z odmętu, że nie wypłoszył reszty żerującego stada. Podszedłem mozolnie w górę rzeki i jeszcze raz spróbowałem szczęścia. Po kwadransie miałem w koszyku już dwa czterdziestaki. Złowienie pięciu sztuk (ówczesny limit) zajęło mi godzinę. Najmniejszy miał 38 cm, największy 44. Na pięć brań było pięć udanych zacięć i pięć wyjętych dużych lipieni. Na sieczkę! Jeszcze nigdy nic takiego mi się nie zdarzyło. Tym razem się udało, bo wszystkie zasysały muchę bardzo głęboko.

Zimową porą na sieczkę z zasady łowi się w miejscach spokojniejszych i płytszych niż na suchą muchę w jesieni. Lipieni szukam więc przede wszystkim na płytkich końcówkach płani. Często grube sztuki podchodzą na przybrzeżne płycizny, gdzie o innej porze można spotkać tylko palczaki. W zimie nie lekceważę nawet niepozornego oczka na wodzie po kostki. Rzadko łowię na sieczkę w prądzie, bo tam mała jest szansa, żeby lipień taką małą muchę w ogóle zauważył. Poza tym nawet podczas rójki lipieniowi nie opłaca się podnosić z głębokiej wody do takiego drobiazgu.

Podczas rójki sieczka gromadzi się w zawirowaniach i odmętach. Lipienie tam podchodzą i raz po raz ją zbierają. Jest to nietypowe, bo zwykle stoją przy dnie zwrócone pod prąd i tylko od czasu do czasu wychodzą do powierzchni. W odmętach nie muszą zwracać uwagi na prąd i żerują stojąc cały czas pod wierzchem. Jeżeli żerowania nie widzę, obławiam tylko głębokie odmęty. Z przypadkiem opisanym na wstępie, gdy lipienie wyszły na płytki odmęt bezpośrednio z prądu, spotkałem się tylko kilka razy w życiu.

Przy łowieniu muchami nr 18 i mniejszymi nieudanych zacięć jest dużo, częściej też ryby spadają z haczyka. Przyczyną może być mało rozwarty łuk kolankowy haczyka, który płytko się wbija i kiepsko trzyma; mała wytrzymałość haczyka i przyponu, które przy zacięciu często pękają; zła technika zacinania i holowania; przede wszystkim zaś użycie zbyt mocnej wędki i ciężkiej linki.

Dobrze wyposażonemu muszkarzowi najłatwiej poradzić sobie z tym ostatnim problemem. Do łowienia na sieczkę używam bardzo delikatnej muchówki przeznaczonej do linki nr 4. Miękki kij i lekka linka zmniejszają siłę zacięcia, tym samym niewielkie jest ryzyko, że haczyk zostanie wyrwany lipieniowi z pyska, zerwie się przypon lub stracimy zdobycz w czasie holu. Jeżeli ktoś nie ma takiego lekkiego sprzętu, może do wędki założyć linkę o jeden lub dwa numery lżejszą niż to przewidział producent, na przykład linkę nr 4 do wędki nr 6 – 7. Nie da się wtedy daleko
i celnie rzucać, ale przecież zazwyczaj wystarczają rzuty w granicach kilkunastu metrów. Oczywiście przy łowieniu na sieczkę nigdy nie zacinam zamachem całej ręki. Kiedy lipień zbierze muchę i zejdzie z nią pod wodę, robię tylko lekki ruch nadgarstkiem. Do wbicia haczyka wystarcza ciężar wyprostowanej linki.

Przed zerwaniem cienkiej żyłki można się częściowo zabezpieczyć poprawiając amortyzację zestawu. Najprostszym sposobem jest przedłużenie o pół metra cienkiej końcówki przyponu. Miękka żyłka 0,10 – 0,08 może się na długości metra naciągnąć nawet o kilkanaście centymetrów, a to już wystarcza, by złagodzić zbyt energiczne zacięcie. Lepszy jest gumowy amortyzator. Robię go z maxgumu, który charakteryzuje się niewielką rozciągliwością. Gumy stosowane przy łowieniu spławikowym tutaj się nie nadają, bo są za bardzo rozciągliwe. Z maxgumu o średnicy 0,65 mm robię ostatni, najgrubszy segment przyponu. Odcinek 30-centymetrowy (taki zupełnie wystarcza) naciąga się o 20 cm. Łączę go z żyłką zwykłym węzłem zderzakowym. Splątania przy rzucie zdarzają się bardzo rzadko, choć guma nie jest tak sztywna jak żyłka i przypon nie układa się idealnie. Przy łowieniu na przypon z żyłki 0,10 często obywam się bez amortyzatora. Kiedy jednak warunki zmuszają mnie do założenia cieńszego przyponu, amortyzator staje się konieczny.

Antoni Tondera
Myślenice

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments