wtorek, 30 kwietnia, 2024
Strona głównaPoradnik JunioraODLEGŁOŚCIÓWKA Z MARSZU

ODLEGŁOŚCIÓWKA Z MARSZU

Dzieciom trudno wytrwać spokojnie podczas wędkarskiej zasiadki. Wiem to, bo na ryby często zabieram trzynastoletniego syna. Dla niego ciągle musi się coś dziać, bo inaczej zaraz robi się nudno. A odległościówka, której chciałem go nauczyć, to nie spining. Trzeba przygotować stanowisko, zanęcić i czekać.

Ale to tylko jeden sposób. Dla syna wybrałem inny, polega on na szukaniu ryb. Spróbowałem i nie żałuję, bo metoda jest i aktywna, i skuteczna, a o nudzie można zapomnieć. Jest to przy tym doskonały sposób na poznanie nowego łowiska i zwyczajów ryb. Oczywiście z odległościówką nie chodzimy tak jak ze spiningiem. Na obłowienie jednej miejscówki trzeba poświęcić przynajmniej piętnaście minut, a bywa, że i godzinę.

Zaczynamy od rozpoznania łowiska. Przydadzą się do tego okulary polaryzacyjne i mały gruntomierz. Najpierw patrzymy na brzeg, na jego spadek do wody. Jeżeli jest płaski, to dno opada pod niewielkim kątem, co oznacza, że ryby są daleko. Przybrzeżne skarpy informują nas, że blisko brzegu mogą być spore głębiny. Powinniśmy też zająć się roślinami rosnącymi nad i pod wodą. Rośliny nawodne widzimy i wiemy, że za nimi głębokość jest większa, natomiast wśród roślin zanurzonych lubią przebywać ryby. Obserwacji wody sprzyja bezwietrzna pogoda, bo gdy jej powierzchnia jest gładka, to pożytek z okularów polaryzacyjnych jest większy.

Żerujące ryby zostawiają na wodzie ślady. Czasami są to pojedyncze bąble, niekiedy one się układają w paciorki, a bywa, że woda aż się burzy. Z czasem po rodzaju bąbli nauczymy się rozpoznawać, jakie ryby tam żerują, leszcze, liny czy płocie. Kiedy będziemy obserwować łowisko odpowiednio długo, zauważymy, że ryby mają swoje stałe kryjówki, z których wyruszają na żer (liny), albo ulubione trasy wędrówek (leszcze). Liny łatwiej obserwować, bo pływają w płytkich wodach.

Łowić zaczynam blisko brzegu i zawsze w sąsiedztwie roślinności wynurzonej, gdzie głębokość łowiska przekracza metr. Jeżeli sukcesów nie mam, łowię dalej i głębiej. Rzucam również w miejsca trudno dostępne, na przykład w większe oczka pomiędzy liśćmi grążeli. Są to dobre kryjówki i ryby, które tam żyją, wykazują nieco więcej odwagi. Jeżeli tylko uda się je wyholować, na pewno będzie się czym pochwalić. Tam, gdzie dno jest wolne od roślin, stosuję metodę podciągania. Zestaw zarzucam daleko i co parę minut podciągam go o metr.

Taka aktywna metoda wędkowania nie pozwala nęcić klasycznie, to znaczy punktowo, dlatego używam niewielkich ilości zanęty. Najczęściej nęcę tym, na co łowię, a więc białymi robakami, kukurydzą konserwową lub kulkami z bułki. Zanętę rzucam ręką lub za pomocą procy i nie martwi mnie, że ona się rozsypuje na większej powierzchni.

Spaceruję więc brzegiem, tu posiedzę dłużej, tam kilka razy machnę wędką. Wyniki łowienia są różne, ale z czasem, kiedy nabędzie się więcej doświadczenia w ocenie stanowisk, o kiju do domu się nie wraca.

Na to aktywne wędkowanie nie zabieram dużo sprzętu. Jedno wędzisko, składany podbierak, najmniejszy z możliwych stołeczek, przypony z haczykami, 2-3 spławiki, śruciny, szczypce, wyczepiacz. Zanętę, o ile w ogóle jej używam, rozrabiam w małej reklamówce. W takim opakowaniu nie wysycha i zajmuje mało miejsca.

Dużą rolę przykładam do uzbrojenia zestawu. Nie jestem zwolennikiem zbyt skomplikowanych rozwiązań. Im prostszy zestaw, tym mniej elementów, które mogą się plątać.

Sam łowię odległościówką i taki sam kij dałem synowi. Mogą to być kije albo składane, albo teleskopowe, ważne żeby miały sporo przelotek, bo one podczas holu rozkładają siłę na całą długość kija. Można więc używać cienkich żyłek, a to się przekłada na celność rzutów. Do tej metody dobre są spławiki nazywane wagglerami. Są smukłe i mocowane jednopunktowo.

Wyznaję zasadę, że im spławik ma mniejszą wyporność, tym jest bardziej czuły na branie. Oczywiście nie wszędzie i nie zawsze da się łowić mało wypornym wagglerem. Przeszkodą może być wiatr i odległość łowiska, ale kto się tej zasady trzyma, dobrze na tym wychodzi.

W zależności od sytuacji i od gatunku łowionych ryb stosuję trzy rodzaje obciążeń. Pierwszy sposób to obciążenie trzypunktowe. Sześćdziesiąt procent ołowiu mocuję na żyłce zaraz pod spławikiem, resztę umieszczam metr niżej, a na przyponie zaciskam śrucinę, która pełni funkcję kotwicy. Nie ma ona wpływu na wyważenie spławika, ponieważ zawsze leży na dnie.

Takie wyważanie zestawu jest bardzo skuteczne na średnie i większe ryby. Poza tym jest odporne na boczny wiatr, to znaczy zestaw nie przesuwa się po łowisku. Kotwicę stanowi zazwyczaj jedna śrucina ważąca 0,2 g, gdy jednak mocno wieje z boku lub chcemy daleko rzucić lekkim zestawem, możemy założyć większą, nawet półgramową. Oczywiście zmniejszy to czułość zestawu, a co za tym idzie ilość brań, bo ryba podnosząc przynętę z przyponem, poczuje większy opór. Brania jednak całkiem nie zanikną, bo zestaw nie będzie przesuwał się po dnie.

Drugi sposób wyważania polega na tym, że całe obciążenie umieszcza się pół metra nad przyponem. Taki zestaw leci jak pocisk, ale niestety nieco gorzej sygnalizuje brania, bo żyłka pomiędzy obciążeniem a spławikiem nie jest odpowiednio napięta.

Trzeci rodzaj obciążenia to dziewięćdziesiąt procent pod spławikiem plus jedna mała śrucina w połowie odległości do przyponu i bez kotwicy. Takie obciążenie stosuję wtedy, gdy chcę łowić z opadu, bo to również skuteczna metoda połowu białej ryby i zapewniam, że nie tylko wzdręg i krąpi. W miejscach, gdzie te dwa gatunki dominują, z tej metody rezygnuję, bo trudno przebić się z przynętą przez drobnicę. Ten sposób wyważania jest najlepszy w łowiskach, których dno jest mocno zarośnięte.

Często łowię z powierzchni karpie, a nawet liny. Jako przynętę stosuję skórkę chleba. Do tej metody połowu używam spławików z własnym obciążeniem. Mają one uszko na części wynurzonej. Dzięki temu żyłka leży na wodzie, a spławik z niewielką częścią wynurzoną jest dobrze widoczny.

Anglicy na odległościówkę łowią niemal w każdych warunkach. Blisko i daleko od brzegu, w wodach stojących, kanałach i rzekach. Jest to najbardziej odporna na wiatr metoda spławikowa, bardzo przy tym finezyjna.

Dariusz Borkowski

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments