czwartek, 10 października, 2024

BUKÓWKA

Bukówka zimą jest nieprzewidywalna. to najwyżej położony zbiornik zaporowy w Polsce. Powstał na początku XX wieku (w latach 1903-1905) w wyniku spiętrzenia Bobru. Najpierw funkcjonował jako suchy zbiornik retencyjny. W latach osiemdziesiątych, po wybudowaniu dodatkowej tamy we wsi Miszkowice, został napełniony wodą i zyskał dużą popularność wśród dolnośląskich wędkarzy.

Bukówka to bardzo dobre łowisko podlodowe, jednak bez jego dobrej znajomości trudno tu o dobry wynik. Miejscowi wędkarze mówią: “Jednego dnia nałapiesz tu ryb do woli, nazajutrz jakby ich w ogóle nie było”. O zbiorniku opowiada Grzegorz Michałczak, wędkarz z Kamiennej Góry: Jednego jestem pewien: im brzydsza pogoda, tym ryby lepiej biorą. Padający śnieg jest lepszy od świecącego słońca. Pora dnia nie ma znaczenia. Na ryby wyjeżdżam około ósmej, wracam o szesnastej. Poluję na okonie i płocie, czasem przypadkowo trafi się szczupak. W latach dziewięćdziesiątych nad Bukówką zaroiło się od wędkarzy. Miejscowi łowili po 100 okoni w ciągu dnia. Teraz z jednego otworu można wyciągnąć najwyżej kilka półkilowców. Ze względu na wysokie położenie pierwszy lód pojawia się na Bukówce dosyć wcześnie, okoni szukam wtedy nawet w półmetrowej wodzie. Tutaj też potwierdza się reguła, że okonie są ciekawskie i szybko pojawiają się w nowo wywierconych otworach. Może dlatego, że wabi je odgłos pracującego świdra lub pierzchni?

W tym płytkim łowisku dużo czasu poświęcam na obserwację ryb podpływających do wpuszczanej przez otwór przynęty. To bardzo ciekawe doświadczenie, bo test na pierwszym lodzie jest doskonałą prognozą na resztę podlodowego sezonu. Gdy okonie są mało ostrożne, to kilkakrotnie zmieniam mormyszkę i obserwuję ich reakcję na różne przynęty. Często zdarza się tak, że przeglądnę większość moich mormyszek, zanim któraś przypadnie okoniom do gustu. Te wybrane mormyszki odkładam do osobnego pojemnika i zwykle ich właśnie używam przez resztę sezonu.

Nigdy nie nęcę otworów jokersem, ani gliną z jokersem, bo to wabi płocie, a mnie interesują okonie. Gdy wiem, że w otworze jest ich kilka, ale biorą chimerycznie, to wrzucam do wody kilka ochotek, żeby je podrażnić i zachęcić do lepszego żerowania. Moje mormyszki są owalne i mają złoty kolor. Są to zwykłe mormyszki ołowiane. W Bukówce wolframowe sprawują się znacznie gorzej. Patrząc w przerębel, wiele razy widziałem, jak okonie otoczyły mormyszkę i tylko sobie na nią patrzyły, ale żadnego zainteresowania nie wykazywały. Wtedy nie pomagała ani zmiana mormyszki, ani bardziej agresywny lub delikatniejszy sposób kiwania. Były jak przymurowane. W takiej sytuacji zwykle zmieniam ilość ochotek na haku albo inaczej je zakładam. Często to pomaga.

Otwory zaczynam wiercić już od brzegu, chyba że gdzie indziej mam sprawdzone miejsce, wtedy idę tam na pewniaka. Kiedy w jednym otworze brania zanikają, to następne wiercę równolegle do brzegu na tej samej głębokości. Czasem jednak postępuję inaczej. Jeżeli w jakimś przeręblu złowiłem szczególnie dużo okoni, bo na przykład w pobliżu leżała na dnie sterta kamieni, to wokół niego wiercę dodatkowe dziury.

Połów zaczynam od delikatnego kiwania lub tylko delikatnie podciągam przynętę do góry. Duży okoń bardzo często tylko zasysa mormyszkę, wtedy na kiwaku wygląda to tak, jakby ona zaczepiła się o dno. Zawsze kwituję to zacięciem, bo w większości wypadków to jednak ryba, a nie dno. Jeżeli delikatne kiwanie nie skutkuje, to zaczynam agresywnie wprowadzać przynętę w ruch. Garbus uderza wtedy w mormyszkę bardzo mocno. Mój najskuteczniejszy sposób prowadzenia mormyszki polega na tym, że opuszczam ją do dna, chwilę pozostawiam w bezruchu, a potem delikatnie podprowadzam na wysokość mniej więcej jednego metra. Następnie znów ją opuszczam do dna, ale już w opadzie na luźnej żyłce, potem na zmianę podrywam i opuszczam, żeby wzburzyć muł lub inne cząstki leżące na dnie. Zdecydowaną większość brań mam na wysokości od 5 do 40 cm nad dnem. Często po złowieniu kilku sztuk brania ustają i okoni trzeba szukać od nowa.

Przeważnie udaje mi się je znaleźć w odległości kilkudziesięciu metrów. Bywa to dość pracochłonne, bo trzeba wywiercić nawet dwadzieścia otworów, ale ten trud się opłaca, bo po jakimś czasie mogę się cieszyć z kolejnych pięknych garbusów. Zimowe połowy zaczynam wtedy, gdy lód ma przynajmniej siedem cm grubości. Zawsze jeżdżę z ojcem, równie zapalonym wędkarzem jak ja. Dla bezpieczeństwa zabieramy ze sobą kilkunastometrową linę i pierzchnie do sprawdzania grubości lodu. Na pierwszym lodzie łowię przy brzegu, bo tam jest dużo ryb, a także ze względu na bezpieczeństwo. Nie zapuszczam się dalej niż do dwóch metrów głębokości. Gdy lód robi się grubszy, ma 20 -50 cm (a bywało, że lód na Bukówce miał 80 cm), ryb zaczynam szukać głębiej i w całym zbiorniku.

Pierwsze zimowe kroki kieruję zawsze do ujścia strumyczka w pobliżu wsi Paprotki. Jest tam głęboko na półtora do trzech metrów. Zimą na dnie zalega sporo roślinności. Latem jest jej tyle, że miejsce to jest dla wędkarzy praktycznie niedostępne. Zimą nie ma z tym problemu, trzeba się jednak liczyć z utratą mormyszek na zaczepach.

Drugim moim ulubionym miejscem jest ta część zbiornika, która się ciągnie od tamy w Miszkowicach do ujścia potoku Bachożyna. Tutaj jest znacznie głębiej, od 3 do 7 metrów, tutaj też złowiłem najwięcej czterdziestaków. Trzecia moja okoniowa bankowa miejscówka znajduje się od strony Szczepanowa i ciągnie wzdłuż brzegu do miejsca nazywanego plażą.

Grzegorz Michałczak
Kamienna Góra

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments