Kwisa wypływa z Gór Izerskich. Jej źródła znajdują się na wysokości 900 m nad poziomem morza. Jest największym lewobrzeżnym dopływem Bobru, do którego wpływa koło miejscowości Żelisław, niedaleko Żagania. Ma długość 127 km, szerokość dochodzi do 20 m, głębokość na prostych odcinkach wynosi od 0,5 do 1 metra. Za przeszkodami i na wewnętrznych łukach. bystra woda wytworzyła wiele głębin, dochodzących nawet do pięciu metrów. Dno pokrywa gruby piach, żwir i kamienie. Brzegi są na ogół twarde, miejscami bardzo trudno dostępne z powodu gęstych zarośli wierzby i wikliny. W dolnym biegu rzeka przepływa przez wielki kompleks Borów Dolnośląskich i tereny poligonowe.
Kwisa na całej swojej długości ma charakter rzeki górskiej z wartkim nurtem. W wodach zimnych, bardzo dobrze natlenionych, w wielu miejscach zacienionych, dobre warunki bytowania mają pstrągi potokowe i lipienie. Dlatego Kwisa zaliczana jest do krainy ryb łososiowatych. Wolno używać wyłącznie przynęt sztucznych i roślinnych.
Wędrówkę brzegami tej pięknej rzeki zaczynamy od miejscowości Ławszowa, 30 km od ujścia Kwisy do Bobru. Tutaj się urodziłem i tu, pod okiem ojca, stawiałem pierwsze wędkarskie kroki. Na początku lat siedemdziesiątych w Kwisie ryb było mnóstwo. Łowiliśmy olbrzymie pstrągi potokowe. Sztuki dwukilowe nie robiły na nas wrażenia. Podobnie było z lipieniami. Półmetrowe kardynały wcale nie były rzadkością. Naszym łupem padały też dorodne szczupaki, klenie, płocie i jelce. I choć z tamtych czasów zostały tylko wspomnienia, to przy odrobinie szczęścia jeszcze i dziś można trafić na dużego pstrąga i lipienia.
Ławszowa, podobnie jak wszystkie miejscowości, które będą tu wymieniane, leży przy trasie Żagań – Lubań. Kto chce tutaj wędkować, niech zostawi samochód przy moście, bo dobre miejscówki znajdują się przy jego filarach. Jeżeli zamierzamy schodzić z nurtem rzeki, tuż za mostem znajdziemy obiecującą lipieniową płań, z której można wyciągnąć także dorodnego klenia.
Na tym odcinku Kwisa płynie prosto, w uregulowanym przez meliorantów korycie. Po mniej więcej trzech kilometrach staje się bardziej dzika. Zaczyna gęsto meandrować, a główny nurt przechodzi z jednej strony na drugą. Nad rynnami widać kipiele. Niemal na każdym metrze można liczyć na spotkanie z dużym potokowcem.
Dwa kilometry przed autostradą natkniemy się na stopień wodny. Po obu jego stronach są znakomite pstrągowe miejscówki. We znaki da nam się tu jednak gęsto rosnąca wiklina. Przy podwyższonym stanie wody nie ma skąd wygodnie rzucić, a wejść do rzeki w woderach nie można, bo jest zbyt głęboko. Odcinek między progiem i mostem przyciąga wielu wędkarzy, jednak omijać go nie warto, bo tutaj też pływają duże pstrągi i lipienie. Trudno je złowić, ale radzę tu przyjść w letnie wieczory, kiedy zbierają płynące po wodzie owady. Wtedy widać, ile ich jest i jakie są duże.
Najlepsze pstrągowe łowisko na Kwisie to odcinek od mostu na autostradzie do Świętoszowa. Liczne zakręty, powalone drzewa i podmyte brzegi stwarzają pstrągom bardzo dużo doskonałych kryjówek. W wielu miejscach rzeka ma głębokie przewężenia, w innych rozlewa się na kilkadziesiąt metrów, ale w prześwietlonych słońcem płyciznach widać rynny, w których przed zmierzchem czai się niejeden ładny potokowiec.
Świętoszów to wieś, którą przez niemal pół wieku zajmowali radzieccy żołnierze. Dzisiaj to osada cywilna. Przed nią jest zniszczony poniemiecki most. To rejon cofki, w której kiedyś łowiło się dużo szczupaków.
Odcinek Kwisy poniżej Świętoszowa aż do wsi Łozy nie jest wśród wędkarzy zbyt popularny. Nie wiadomo dlaczego, bo sporo tutaj lipieni, a głębokie podmycia brzegu, rynny na środku koryta i wiele piaszczystych przykos to doskonałe wiosenne stanowiska pstrągów. Odcinek ten kończy próg wodny, pozostałość po starym młynie. Warto tu kilka razy rzucić przynętę w szypoty, a także obłowić krótki odcinek do mostu. Padło tam wiele dużych pstrągów, jeden z nich ważył 3,47 kg.
Na lewym brzegu leży wieś Łozy. Od znajdującego się tu mostu aż do wsi Dobre ciągnie się kolejny dobry odcinek Kwisy. Z lewej i prawej strony są poligony, a dwa kilometry od mostu stara przeprawa pontonowa, pozostawiona przez żołnierzy radzieckich. W tym rejonie jest wiele dobrych miejscówek.
Podążając dalej z biegiem rzeki dochodzimy do miejscowości Rudawica i dalej do Trzebowa. Odtąd będziemy coraz częściej napotykać stada lipieni. Bywają tu też ładne pstrągi, ale trudno je złowić. Woda w Kwisie jest przejrzysta i w wielu miejscach prześwietlona, więc ryby doskonale widzą idącego brzegiem wędkarza i w porę się chowają.
Kilka słów o sprzęcie, technice łowienia i przynętach.
WĘDZISKO.
Brzegi Kwisy są gęsto porośnięte łoziną i wikliną, dlatego przeważnie trzeba rzucać z biodra, “spod siebie”, bo o jakimkolwiek wymachu nie może być mowy. Wyklucza to wędki o długości 2,70 lub 3 m. Najlepsza moim zdaniem długość to 2,10 – 2,40 m. Zwolennicy długich kijów zapewne się na to oburzą. Powiedzą, że długi kij łatwiej wetknąć w dziurę między gałęziami, można go dalej wystawić nad wodę i obławiać długie odcinki spuszczanym woblerem. Ale ja się już przekonałem, że chodzenie z długim wędziskiem w takich warunkach to katorga, a ja przychodzę nad wodę dla przyjemności. To po pierwsze. Po drugie długim kijem rzuca się niezbyt celnie. Zgoda, można nim w miarę wygodnie spuścić wobler za gałęziami, ale kiedy przyjdzie rzucić pod drugi brzeg, a w Kwisie trzeba plasować przynętę bardzo precyzyjnie, to argumenty przemawiające za długim kijem mocno bledną. Łowię krótkimi kijami, bo to wygodne i wolę poświęcić więcej czasu na stworzenie sobie na brzegu warunków do dobrego rzutu niż się mordować z długim kijem, który na sto sytuacji przydatny jest w dziesięciu.
Krótki kij powinien mieć duże przelotki, żeby żyłka łatwo z niego schodziła, bo wtedy rzuty są celniejsze. Nie może być bardzo sztywny. Szczytówka ma wytrzymać w pierwszej fazie holu młynkującą rybę, a dolnik – nurkującego do swojej kryjówki pstrąga.
KOŁOWROTEK.
Na pewno o stałej szpuli. Dzisiaj jest ich tak wiele, że nie ma sensu polecać jakiegoś szczególnego modelu. Ważne, żeby hamulec płynnie pracował przy wysnuwaniu żyłki. Ale najważniejszy jest kolor kołowrotka. Boże broń, żeby był biały albo błyszczał niklem i chromem. Wiele razy widziałem, jak pstrąg, którego wcześniej namierzyłem przez okulary polaryzacyjne, ucieka po wymachu wędką (tak samo reagują odrzańskie klenie na płytkich przelewach). Za pomysł robienia takich kołowrotków przyznałbym producentom Nagrodę Zardzewiałej Wahadłówki.
ŻYŁKA od 0,20 do 0,25 mm. Nie ma co się obawiać, że to za duża średnica. Grubszą żyłką możemy uratować parę przynęt z zaczepów, a prąd wody w Kwisie nie jest na tyle silny, żeby uniemożliwiał prowadzenie małych przynęt. Ponadto pstrągi to naprawdę ryby silne i waleczne. Stosuję żyłki o jasnych barwach. Ciemnych nie polecam, bo w kryształowo czystej wodzie są bardzo widoczne, a na powierzchni wędkarz ich prawie nie dostrzega.
PRZYNĘTY. Na pierwszym miejscu stawiam woblery, następnie obrotówki, wahadłówki i gumy. Dobry wobler pstrągowy musi mieć akcję drobną, ale agresywną, zarówno podczas prowadzenia z prądem, jak i pod prąd. Postawiony w silnym nurcie nie powinien po wywrotce wypływać na powierzchnię. Na jego pracę nie mogą też wpływać zawirowania i prądy wsteczne. Musi dać się szybko sprowadzić na odpowiednią głębokość (spiningiści nazywają takie przynęty woblerami nurkującymi). Barwą ma przypominać naturalny pokarm pstrągów, a są nim minogi, ślizy, głowacze, strzeble, żaby i małe pstrążki. Dominować więc będzie czerń i brąz. W Kwisie najlepsze są woblery o długości od 4 do 8 cm. Drugą bardzo łowną przynętą są obrotówki. Na pstrągi poleciłbym wszystkie blaszki agliopodobne o wielkości 2 i 3, w kolorze miedzi, mosiądzu i matowego srebra. Na prostkach i w spowolnieniach nurtu warto założyć srebrne blaszki 00 i zapolować na medalowego lipienia.
W Kwisie sprawdzają się wahadłówki najwyżej 5-centymetrowe, w kolorach łączonych, miedzi lub mosiądzu ze srebrem. A najbardziej skuteczne wcale nie są przy obławianiu głębin, jak wielu wędkarzy przypuszcza, tylko pod wieczór na płyciznach, gdzie potokowce wychodzą za strzeblami.
Do niedawna w moim pstrągowym arsenale miękkich przynęt nie było. Przekonali mnie do nich miejscowi wędkarze, którzy łowią głównie na twistery i rippery, czarne, brązowe lub w kolorze motor-oil. Jak mi powiedzieli, do łowienia na gumy zmusiła ich sytuacja finansowa. Bezrobocie sprawiło, że mają obecnie ważniejsze potrzeby niż kupowanie drogich woblerów. Także w tym przypadku sprawdziło się przysłowie, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
Okazało się bowiem, że gumy to też doskonałe przynęty na pstrągi, a w pewnych sytuacjach na głowę biją woblery i obrotówki. Tak jest m.in. przy łowieniu pod nawisami drzew, wśród zatopionych konarów, w wykrotach i podmytych brzegowych skarpach. Stojąc niemal nad pstrągiem i stosując obciążenie odpowiednie do siły nurtu i głębokości, można pstrągowi podsunąć gumę pod sam nos. Gumowe przynęty są także bardzo skuteczne podczas niedużych powodzi, kiedy woda wypłukuje z brzegów dżdżownice i inne pstrągowe smakołyki.
TECHNIKA ŁOWIENIA. Łowienie w rzece górskiej wymaga od spiningisty innego zachowania i innego sposobu niż w rzece nizinnej. Poruszamy się w górę rzeki. Podyktowane jest to tym, że ryby stoją zawsze głową pod prąd. Pstrągi są bardzo ostrożne i płochliwe, zachodząc je od ogona, mamy szansę je zaskoczyć, nawet w wodzie czystej jak łza.
W dni pogodne wybieramy ten brzeg, na którym słońce będzie nam świeciło w twarz, a nie w plecy, bo wtedy nasz cień pada na wodę i płoszy pstrągi. Rzucamy nie na oślep, lecz tam, gdzie może być pstrąg (wykroty, podmyte skarpy brzegowe, rynny na wewnętrznych, ale również na zewnętrznych łukach). Staramy się podejść na taką odległość, by rzucić przynętę jak najbliżej wybranego miejsca. Musimy być bardzo skoncentrowani, ponieważ pstrąg zazwyczaj uderza natychmiast, gdy tylko przynęta wpadnie do wody. Jeżeli nie jest głodny, to też ją zaatakuje, jako intruza.
Jeżeli pstrąg odprowadzał przynętę, nie traćmy czasu. Teraz na pewno nie uderzy. Wróćmy tu za kilka godzin albo na następny dzień, a ryba będzie nasza. Przynętę prowadzimy z prądem albo pod prąd, zależnie od warunków panujących na łowisku. Łowiąc na woblera starajmy się go co pewien czas zatrzymywać w nurcie, bo to dodatkowo pobudza pstrągi do ataku.
W zasadzie pstrąg zacina się sam, dlatego bardzo ważne jest prawidłowe wyregulowanie hamulca. Trzeba go ustawić na granicy wytrzymałości żyłki, żeby pstrąg nie mógł dać raptownego susa w zaczepy. Dlatego w pierwszej fazie hol musi być siłowy. Pstrąg efektownie wyskakuje nad wodę wykonując słynne młynki. Po dłuższej chwili słabnie. Musimy jednak zachować czujność, bo to chytra sztuka i potrafi nas zaskoczyć nawet pod koniec holu, gdy nam się wydaje, że już go pokonaliśmy.
WYPOSAŻENIE DODATKOWE.
Ubiór musi być dobrany do warunków na łowisku. Kolory stonowane, żadnych białych czapek i jasnych koszulek. Przynęty wyselekcjonowane, ułożone w kilku pudełkach trzymanych w kieszeniach kamizelki. Torby brać nie radzę. Musimy się poruszać w bardzo trudnym terenie, więc każdy dodatkowy przedmiot będzie nam mocno przeszkadzać. Nieodzowne też są wodery. W wielu miejscach można wejść do wody i tym samym zająć doskonałą pozycję do łowienia.
MF