sobota, 20 kwietnia, 2024

HELSKA BLIZA

Wędkowanie na Helu weszło na stałe do mojego kalendarza wypraw, a wrzesień jest miesiącem szczególnie rybnym. Pogoda okazała się łaskawa tylko przez kilka dni. Po przyjeździe na Hel ze Zbyszkiem Niewiarowskim i Tomkiem Koźlukiem, moimi wiernymi kolegami, ustalamy plan działania.

Nie mogę się doczekać, kiedy pójdziemy na “helską zwelę”. Tomek informuje, że tego roku wojsko oficjalnie udostępniło drogę na sam koniec cypla. Długo czekamy w porcie na “rufy”, tj. kutry do połowu śledzia i szproty. Ze znacznym zapasem tych rybek ruszamy z Tomkiem i Zbyszkiem na “zwelę”.

Na miejscu jestem zaskoczony rozmiarami zmian, jakie zaszły na cyplu od zeszłego roku. Powód – liczne sztormy i … spora liczba wędkarzy. Prawie całkiem zanikła kosa, która mocno wchodziła w zatokę. Cypel się zaokrąglił i zmniejszył, zmieniła się konfiguracja dna.

O zachodzie słońca jesteśmy rozstawieni, ale zdaniem Zbyszka najlepsze miejsca zostały już niestety zajęte, co potwierdzają najbliższe godziny. Padają tam ładne dublety “bańtek”, tj. gładzic, dużych fląder. U nas jakoś cienko – tylko pojedyncze“flyrtki”, czyli sztuki wielkości dłoni.
O godzinie 22.15 kolega Tomka, stojący niedaleko, prosi go o pomoc, bo ryba splątała mu wędki. Tomek chwyta latarkę i podbiega. Wkrótce ryba ląduje na plaży. Jest to piękny węgorz, z tych krótkich, ale grubych, ma około 1,8 kg. Wziął na pęk rosówek, haczyk miał wbity w obwódkę pyska. Tak mija nam pierwsza noc, wyjątkowo ciepła.

Po zeszłorocznych doświadczeniach zrezygnowałem z feederów. Spisywały się wyśmienicie, na ciąganego pięknie przekazywały delikatnymi drganiami ataki fląder, co pozwalało je zacinać w tempo, ale gdy przyszedł sztorm, przelotki szczytowe się połamały. Kupiłem więc dwa kije teleskopowe Jaxona 3,90 m, siła wyrzutu 20 – 60 g. Kołowrotki te same, solidne, z długą szpulą o pojemności 200 – 250 m żyłki Hexan 0,285 mm. Ciężarki 40 – 75 g z krętlikiem, typowo karpiowe. Haczyki z długim trzonkiem, bo flądry połykają filety ze szprotki lub śledzia bardzo głęboko i taki haczyk łatwiej wyjmuje im się z pyszczka. Zestawy bardzo proste. Na końcu żyłki ciężarek i dwa przypony długości 15 i 20 cm założone sposobem pętlicowym, żeby się nie plątały. To jest lepsze niż krętliki, jest po prostu mniej splątań. Najważniejsze są jednak dobre podpórki, najlepiej z rur PCV. Morska woda i piasek niemiłosiernie niszczą sprzęt, o czym się w tym roku boleśnie przekonałem.

Następna noc jest bardziej łaskawa. O godz. 17:00 jesteśmy już z Tomkiem na ”zweli” i zajmujemy najlepsze miejsca. Fama o dużych węgorzach ściągnęła sporą liczbę miejscowych. Takiej liczby wędkarzy jeszcze tu nie widziałem. Wyglądało to jak zawody. Zachód słońca jest cudowny. Morze, gładkie jak lustro, odbija jego ostatnie promienie. Niezapomniany to widok. Na flądry nie czekamy długo, padają pojedyncze sztuki i dublety.

Około godziny 21:20 kij Tomka pięknie się wygina, ale pracuje inaczej niż przy flądrach. Ryba nie muruje do dna, lecz cały czas prze w lewo, na otwarte morze. Asystuję i czekam w gotowości. Tomek jest opanowany, ruchy ma elastyczne. Ryba jest już blisko plaży i wykonuje efektowny wyskok z wody W poświacie księżyca widzimy długi, wrzecionowaty kształt. Mówię: – Spokojnie Tomek, to piękny węgorz. – Walka trwa ze dwie minuty. Tomek wykorzystuje fale przyboju i wyciąga zdobycz na plażę. I wtedy baraniejemy – to nie węgorz, lecz belona!

W oczach Tomka widzę ogromne zdziwienie, ale i satysfakcję. Zbiegli się wędkarze, którzy łowili niedaleko, i oglądają belonę z niedowierzaniem. Miara wskazuje 87 cm. Podekscytowany Tomek przyznaje, że to jego pierwsza w życiu belona złowiona w nocy z plaży. Wzięła na ogonek szprotki. Połknęła go bardzo głęboko i mamy kłopot z wyjęciem haczyka. Jej dziób robi duże wrażenie.

Nocka była bardzo udana i o godz. 2:30 kończymy. Fląder nie brakuje, no i taka sensacja!
Zbyszek nam opowiada, że w sierpniu widział, jak na dużej plaży od strony morza, na wysokości “blizy” (latarni morskiej), wędkarz z Górnego Śląska łowił belony na czerwone robaki. I że w tym samym miejscu pojawiły się łososie, pierwsze sztuki już wpadają w sieci.

Tomek czarteruje łódź wiosłową Hel 13 i z małej plaży wypływamy na zatokę. Dzień jest piękny, słoneczny, wędkujemy na głębokości dochodzącej do 50 m. W łodzi jest ciasno. Ja i Zbyszek siedzimy na dziobie, Tomek na rufie, to przywilej wioślarza. Mam ogromne problemy ze swoimi teleskopami, są za długie i zbyt delikatne. Uciąg prądu jest dość duży. Zakładam dwa ciężarki po 75 g i kładę fileciki na dnie. Brań z początku nie ma. Ja, szczur lądowy, pierwszy wyciągam “bańtkę”. Jestem pod wrażeniem, ale największe emocje dopiero mnie czekają. Wiatr przybiera na sile i morze zaczyna się mocniej marszczyć. Zbyszek mówi, że to dobrze, ryby powinny brać agresywniej, lecz moi nauczyciele jakoś są na zero. Kotwica nie utrzymuje naporu prądu i dryfujemy w stronę portu. W końcu łódź się stabilizuje – kotwica trzyma pewnie.

Sprawdzamy zestawy, lecz haczyki są puste. Tomek tłumaczy, że przy tych głębokościach szczytówki słabo pokazują brania, bo silny prąd wybrzusza żyłkę jak balon. Trzymanie żyłki w palcach jest mało skuteczne. Stoimy na czterdziestu metrach. Tomek zakłada pilkera i szuka “pomuchla” (dorsza). Zbyszek i ja łowimy na świeże fileciki. Naraz mój teleskop podskoczył, ale pomyślałem, że to fala, bo kije były włożone pod wiosło. Po chwili szczytówka ożyła, pięknie się ugięła. Zacinam, czuję duży opór. Kij wygięty, a na żyłce gra wiatr. Zaczynam mozolnie pompować, delikatnie metr po metrze odzyskuję żyłkę. Koledzy ucichli. Z niepokojem myślę, czy nowy kij tę próbę wytrzyma. Opór jest jakiś statyczny, ryba nie wykonuje gwałtownych zwrotów ani odjazdów, lekko uderza w dno, co kij fantastycznie wykazuje. Nabieram do niego zaufania. Dopiero przy burcie Tomek krzyczy: – Ostrożnie! Masz dubletowo piękną “bańtkę” i “bolka”.

Delikatnie wciągam ryby do łodzi i rozpiera mnie duma. To mój pierwszy w życiu dorsz złowiony na wędkę. Zapięty jest za samą wargę. Po zrobieniu zdjęcia bardzo ostrożnie zwracam go morzu, niech rośnie. Może znów zmierzymy swoje siły, kiedy będzie dorosły.

Wiatr zmienia kierunek na “zide-ost” (południowo-wschodni). Szykuje się sztorm, kutry pośpiesznie wracają do portu. Wicher chce urwać głowę, fala wysoka. O dalszym wędkowaniu nie ma mowy.

11 września 2004 r. zostaję zaproszony na zebranie zarządu Koła Garnizonowego PZW nr 55. Prezes koła pan Krzysztof Berger wręcza mi pamiątkowy puchar i książkę. To nagroda za promowanie w Polsce wędkarstwa morskiego z “helskiej zweli”. Przy okazji dowiaduję się, że coraz więcej łososi wpada w sieci od strony dużej plaży, na wysokości “helskiej blizy”, co rozbudza moją wyobraźnię.

Wiatr znowu się zmienia, tym razem na “nord-west” (północno-zachodni). Dni są słoneczne, lecz noce zimne. Zmieniamy miejsce. Udajemy się na “helską blizę” i chowamy przed wiatrem na dużej plaży. Na ryby i deszcz nie czekamy długo. Flądry biorą z różnym natężeniem, deszcz się z każdą chwilą nasila. Wilgoć potęguje uczucie zimna. Fala przyboju jest coraz większa i tu właśnie przytrafia mi się tragedia. Kolejna fala podmywa moją podpórkę i kij wpada do morza. Dzięki spodniobutom go ratuję, ale rękaw mam mokry do pachy. Kołowrotkiem nie mogę wykonać choćby jednego obrotu. Próbuję złożyć teleskop, ale rozlega się taki zgrzyt, że aż mi skóra cierpnie.

Tomek, całkiem przemoczony, proponuje zakończyć wędkowanie, na co się chętnie zgadzam. W minorowych nastrojach i moim niezłożonym teleskopem wracamy do domu.

W przeddzień wyjazdu natarczywa myśl wypędza mnie na “helską blizę” ze spiningiem. Mimo że dzień słoneczny, jest chłodno. Bałtyk zimny. W spodniobutach wchodzę do morza, które się po sztormie uspokoiło, i oczami wyobraźni walczę z potężnym łososiem. Przejmujące zimno w nogi szybko przywraca mnie do rzeczywistości. Czuję, że gumkę coś dziwnie szarpie. Okazało się, że to ona uderzyła w chełbię modrą (meduzę). Tak kończy się moje spotkanie z wymarzonym łososiem.

Ale wrócę tu za rok, może wtedy los okaże się łaskawszy.

Roman Olczak

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments