czwartek, 10 października, 2024

MINNOW WOBLER

Największą rodziną woblerów są imitacje rybek, a wśród nich najbardziej popularny jest model Rapala Original. Stał się on wzorem dla wielu producentów, bo przynęty o takim kształcie i akcji są skuteczne w każdym łowisku słono- i słodkowodnym. Fińskiej firmie Rapala dał on sławę i ogromne pieniądze. Każdy jej katalog otwiera zdjęcie, na którym widnieje albo Original, albo Lauri Rapala, ojciec obecnych właścicieli firmy, który takiego właśnie woblera struga wysłużonym kozikiem.

Na dużym rynku nie da się zaistnieć bez reklamy. Wiedzieli o tym właściciele Rapali, kiedy postanowili spróbować swoich sił w Ameryce, gdzie w tym czasie rozmaitych woblerów było zatrzęsienie. Wydali więc na reklamę niemałe pieniądze, ale mieli też dużo szczęścia. Reklama woblerów Rapala znalazła się w tygodniku „Life”, wówczas jednym z najbardziej poczytnych w USA, obok artykułu poświęconego sensacyjnej śmierci Marilyn Monroe. Tygodnik ukazał się w ogromnym nakładzie. Od tamtej chwili sprzedaż woblerów dynamicznie wzrosła, co pociągnęło za sobą rozwój tej rodzinnej firmy. Tak to dzięki sławnej blondynce mamy doskonałe woblery po niezbyt wysokich cenach, bo przy ogromnej produkcji można się zadowolić małym zyskiem jednostkowym.

W Polsce produkuje się bardzo dużo woblerów, ale tylko niewiele z nich imituje zachowanie się małych rybek. Zapewne decyduje o tym zapotrzebowanie rynku, ale to trochę dziwne, bo przecież wędkarze powinni wiedzieć, że właśnie te woblery są imitacją ryb, na które drapieżniki polują najczęściej.

Rodzina woblerów naśladujących małe rybki jest bardzo liczna. Są w niej przynęty zanurzające się zaledwie na kilka centymetrów oraz takie, które bez problemu schodzą na kilkanaście metrów. Największą grupę stanowią woblery spiningowe, ale dużo jest też takich, których się używa do trolingu. Również tutaj nie ma ostrych granic podziału i trudno ustalić, która przynęta jeszcze naśladuje żywca, a od której już się zaczynają imitacje małych drapieżników, na przykład okoni.

Wspólną cechą woblerów imitujących żywca – Amerykanie nazywają je minnow wobler – jest wydłużony kształt, ster oraz takie jego zamocowanie w korpusie, żeby przynęta miała niewielką akcję ogonową, ale dosyć wyraźnie się kolebała. Gdy chodzi o głębokość schodzenia, krańcowe pozycje zajmują woblery Rapala Classic (pół metra) i Saltwater Silver (kilkanaście metrów). Między tymi skrajnościami znajdują się Stainless Steel Magnum i Magnum pływające, a także bardzo udana ubiegłoroczna nowość, 12-centymetrowy Long Casting Minnow (tak jak od francuskiego Meppsa przejmuje się nazwy błystek obrotowych, tak Rapala stała się standardem dla nazewnictwa woblerów).

Woblery imitujące żywca prowadzi się właśnie w taki sposób, by jak najwierniej udawały małe rybki. Nie ciągnie się ich zbyt szybko, bo nie muszą ruszać ogonem. Wystarczy, że się kolebią z boku na bok. Jednostajne przeciąganie też nie jest wskazane. Łowić trzeba z przystankami, a to jest sztuka dla cierpliwych.

Żeby się w tym wszystkim nie pogubić, trzeba najpierw przyjąć do wiadomości, że w wodzie stojącej woblery imitujące małe rybki są używane głównie jako przynęty na szczupaka. Szczupak zaś, o czym jego łowcy dobrze wiedzą, zaatakuje nawet najwolniej poruszającą się przynętę, ale nie skusi go taka, która się od czasu do czasu zatrzymuje i ponownie rusza. Takie przynęty lubi okoń. Szczupak, owszem, uderzy w przynętę stojącą, ale tylko wtedy, gdy w bezruchu pozostaje ona bardzo długo. Spróbujmy opisać tego przyczyny.

Zapewne każdy wędkarz obserwował kiedyś ławicę małych rybek. Zawsze któraś z nich jest chora lub okaleczona. Z początku próbuje dotrzymać kroku innym rybkom, one jednak unikają jej jak zarazy. Ilekroć chora rybka podpływa do ławicy, tyle razy rybki zdrowe, które znajdują się najbliżej, robią raptowny zwrot. Dla innych jest to sygnał, by też odpłynęły. Kiedy chorej rybce nie starcza już sił, by ławicę doganiać, samotnie szuka schronienia przy łodygach roślin. Postoi chwile przy jednym kapelonie, podpłynie do drugiego albo do łodygi moczarki, która sięga aż do powierzchni wody. Obserwując ją zauważymy, że nie chroni się byle gdzie. Instynkt każe jej unikać miejsc, w których może się czaić drapieżnik. Nam zaś rozum podpowiada, że właśnie tam powinniśmy podrzucić szczupakowi przynętę.

Mało który wobler da się poprowadzić dokładnie tak, jak się zachowuje chora rybka. Można jednak, prowadząc go, robić bardzo długie przystanki właśnie koło wodnej roślinności lub innych przedmiotów (kamienie, zatopione gałęzie itp.), które osłabionym organizmom mogłyby zapewnić chwilę wytchnienia. U doświadczonych wędkarzy takie przystanki trwają nawet KILKA MINUT, zwłaszcza gdy woda w łowisku jest przejrzysta.

Rzadko trafiamy na ryby, które żerują jak w amoku. Najczęściej musimy rzucać setki razy, nim się nam jakiegoś drapieżnika uda złowić. Nawet tam, gdzie ryby nie mają zbyt wiele pokarmu, przed atakiem długo się przynęcie przyglądają. I zapewne nie działa tu wyłącznie instynkt samozachowawczy. Drapieżnik musi się do ataku przygotować. Żeby mu to ułatwić, łowi się woblerami bardzo wolno tonącymi. Gdy tylko taka przynęta opadnie na wodę, przez kilka metrów prowadzi się ją dosyć szybko, a potem przestaje skręcać żyłkę. Wobler zaczyna powoli tonąć. Im się głębiej zanurza, tym tonie wolniej, bo powstrzymuje go opór, jaki żyłka stawia wodzie. Dla wędkarza jest to bardzo korzystne.

Do takiego sposobu łowienia Rapala produkuje specjalny wobler. Nazywa się Husky Jerk. Ale każdy inny też łatwo do tego celu przystosować. Wystarczy środkową kotwiczkę owinąć taką ilością ołowianej lamety, żeby wobler stracił dodatnią pływalność.

Woblerami pływającymi tuż pod powierzchnią świetnie się łowi, oprócz szczupaków, także wszystkie ryby łososiowate. Nie tylko pstrąg potokowy zbiera z powierzchni owady. Podnoszą się do nich również troć i łosoś. Z taką samą ochotą uderzą one w małego woblera, który naśladuje żywca.

Najlżejsze, pływające tuż pod powierzchnią woblery, jeżeli się nimi łowi w rzekach, łatwo się poddają bocznym ruchom wody. Niewidzialna siła odrzuca je od toru płynięcia i wykłada na boki. Po prostu pomaga wędkarzowi w wabieniu drapieżnika. Żeby ten efekt wykorzystać do końca, nie powinno się stosować plecionek lub linek kompozytowych. Nawet najcieńsze pozbawiają woblery naturalnego zachowania.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments