Co roku łowię kilka lub kilkanaście leszczy o wadze 5 – 6 kilogramów. Dlatego wiem, że takie duże sztuki można wyciągać z miejsc, gdzie na ogół biorą leszcze półtora- lub dwukilowe.
Duże, doświadczone leszcze trudno złowić i wielu z nas nawet nie ma ochoty ich szukać. Tymczasem w dobrym leszczowym łowisku, porządnie zanęconym, też biorą spore sztuki. Ważne jednak, żeby woda nie miała tam mniej niż 8 – 9 m. Świetnie, jeżeli taką głębokość mam w zasięgu rzutu zestawem spławikowym. Inaczej konieczna jest łódka.
Stanowiska na brzegu są jednak dużo pewniejsze, trzeba je tylko odpowiednio rozplanować. Większość wędkarzy twierdzi, że leszcz bierze bardzo powoli i obojętnie, jakim zestawem łowią, zawsze zdążą podejść do wędek i zaciąć. Nie spotkałem jednak wędkarza, który by na branie reagował bardzo spokojnie i do wędki podchodził po cichu. Za to wiele razy widziałem takich, co to wygodnie sobie siedzą, a na widok brania nagle się zrywają, zaczepiają przy tym o fotelik i ciągną go za sobą, a po drodze kopią jeszcze termos z kawą i przewracają skrzynkę z akcesoriami. Wędki już złapać nie dają rady, bo z całym tym rabanem i okrzykami lądują na kolanach w wodzie. Dlatego jeżeli łowię z brzegu, to stanowisko mam urządzone, a sprzęt porządnie poukładany. Żeby zaciąć, wystarczy mi ruszyć ręką.
Łowiłem już leszcze w wielu jeziorach, z brzegu i z łodzi, w bardzo różnych warunkach. Mam swoje miejsca pewniaki, gdzie wyciągam sztuki znacznie przekraczające kilogram. Czy w tym samym łowisku może się trafić okaz dwa razy większy? Może. Trzeba tylko wiedzieć, jak postępować, i zachowywać wszelkie środki ostrożności.
Nim zacznę łowić, wrzucam do wody 2/3 zanęty, którą mam ze sobą, a nigdy nie mam mniej niż 10 kg. Kule w wodzie szybko się rozpadają i gdy zanęta opadnie na dno, zrobi się tam z niej dość szeroki dywan. Pierwsze małe leszcze długo tu nie zagoszczą, bo łowisko jest już nęcone od dłuższego czasu i większe sztuki wkrótce tę młodzież przegonią.
Leszcze będą brać do czasu, kiedy wrzucę do wody kolejną porcję zanęty. Wtedy brania się na dłuższy czas urwą. Jeżeli jednak od początku na dnie będzie jej dużo i przez parę godzin nie będę musiał donęcać, to mogę liczyć na co najmniej dwie – trzy trójki.
Duże leszcze prawie nigdy nie wpływają w zanętę, gdzie pożywiają się mniejsze osobniki. Trzymają się w pobliżu. Dlatego jedną wędkę zarzucam tam, gdzie nęciłem, a drugą zawsze z boku. Co jakiś czas, niezbyt często, ten drugi zestaw przerzucam raz na lewo, raz na prawo lub dalej na wodę. Zawsze musi to jednak być kilkanaście metrów od zanęty.
Żeby sprawdzić, czy to działa, wystarczy się przełamać i pierwszą wędkę zarzucić jakieś 10 m w bok od pola nęcenia. Brań będzie na pewno mniej, ale jeden wyholowany stamtąd leszcz będzie większy niż w sumie te dwa – trzy, które są już w siatce. Duże medalowe leszcze wcale nie są aż tak trudne do złowienia. Ważne tylko, żeby przyjemność wzięła górę nad pazernością.
Bogdan Barton