sobota, 15 marca, 2025
Strona głównaŁowiskoKLENIE Z PASŁĘKI

KLENIE Z PASŁĘKI

Pasłęka należy do najpiękniejszych i najdzikszych rzek Polski. Wprawdzie w jej środkowym biegu znajduje się zbiornik zaporowy, ale nie jest on w stanie zepsuć surowości rzeki. Pasłęka płynie meandrami. W jej górnym biegu są rezerwaty przyrody, a z ryb pstrągi i lipienie. My jednak, wraz z Pawłem Matczukiem i Markiem Skrzypcem, wybieramy się na dolny odcinek, gdzie jest dużo innych ryb. Z tego dobrodziejstwa korzysta okoliczna ludność, która sporo kłusuje. Nie za bardzo im to wychodzi, bo dla nich również rzeka jest trudno dostępna. Ot, wędrując brzegiem można nadepnąć na białe papierki. Tak byli PGR-owcy, a dzisiejsi bezrobotni oznaczają swoje samołówki, żeby nie zapomnieć, w którym miejscu je zarzucili.

Wybraliśmy się powyżej Braniewa na klenie. Jest lato i dużo komarów, ale nie one są naszą główną przeszkodą. W tym czasie rzeka mocno zarasta i bardzo trudno znaleźć dobre stanowisko. Nurt, prawie na całej szerokości rzeki, jest bowiem spowolniony, a tam, gdzie płynie szybko, nie sposób tak położyć zestaw, żeby się walcząca ryba nie zerwała. Nasi przewodnicy wybierają miejsca, w których jest dużo zaczepów, bo tylko tam się kryją duże klenie (tę wiedzę Marek Skrzypiec posiadł po wielu latach doświadczeń). Z początku łowił je tylko latem, ale potem przestawił się na zimę i wczesną wiosnę. Wtedy klenie biorą równie dynamicznie, a przy tym łowi się tylko duże sztuki, dochodzące do czterech kilogramów. Bywają i większe, tyle że wyciągnąć je to prawie niemożliwość. Mało bowiem kiedy chcą brać na grube przypony, a cienkie po prostu nie wytrzymują. Przy okazji: długość przyponu nie ma wpływu na brania. Ta prawda też wynika z doświadczeń Pawła i Marka, którzy zawsze łowią obok siebie. Używają haczyków 1018 Gamakatsu nr 6 lub 8. Zakładają na nie od jednego do trzech ziaren kukurydzy. Zaczynają od trzech, bo klenie to żarłoki, ale kiedy brań nie udaje się zaciąć, liczbę tę zmniejszają.

Kiedy wybiorą miejsce, zaczyna się “praca myślowa”: którędy do niego podejść, jak, gdy się już usadowią, zarzucą zestaw, czy starczy podbieraka, żeby zagarnąć rybę nie podnosząc się z miejsca. Klenie bowiem reagują na najmniejsze ruchy na brzegu. W przejrzystych wodach Pasłęki widać, jak zjadają podsypaną im kukurydzę. Można złowić nawet największego i nie przepłoszyć stada, ale trzeba spełnić trzy warunki: mieć podbierak na parometrowym trzonku, spokojnie, bez wstawania, zdobycz holować i cicho się zachowywać.

Całoroczną przynętą na klenie jest kukurydza, czasami ziemniaki, rzadziej miękisz chleba. Oczywiście według zasady “co na haczyku, to w zanęcie”. Nasi przewodnicy przyznają jednak, że największe klenie łowili na raki w okresie wylinki. W innym czasie raki (i pijawki) też są dobre, ale gdy je porównać z innymi przynętami, to różnicy w wielkości łowionych ryb nie widać.

Po braniu dosyć łatwo rozpoznać wielkość klenia. Niekiedy uderzenia są tak mocne, że wędka położona na podpórkach wpada do wody (Marka kij, na skutek chwilowej nieuwagi, do dzisiaj pływa w Pasłęce). Trzeba się jednak trochę w klenie włowić, żeby największym sztukom nie dać się ośmieszyć. Biorą one bowiem bardzo delikatnie i nie doginają szczytówki, tylko lekko ją prostują. Tym sposobem już niejednego wędkarza wyprowadziły w pole.

W Pasłęce na opisywanym tu odcinku jest też wiele innych ryb. Są duże szczupaki, trocie, a od czasu, gdy w Braniewie wybudowano nowoczesną przepławkę, nawet łososie. Marek i Paweł uważają jednak, że najlepiej wybrać się tu na klenie. I dodają, żeby nie być nazbyt wygodnym i nie szukać tylko takich miejsc, na które można wjechać samochodem.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments