czwartek, 10 października, 2024

NA MYCZKOWCACH

Muszkarze w Polsce mają wspaniałe rzeki, ale zawsze brakowało nam łowiska jeziorowego. Po intensywnych zarybieniach górnego odcinka Zalewu Myczkowieckiego i wyznaczeniu tam strefy wody górskiej powstało pierwsze w Polsce jeziorowe łowisko dzikich pstrągów potokowych.

Zalew Myczkowiecki to zbiornik wyrównawczy, który przyjmuje nadmiar wody zrzucanej przez zaporę w Solinie. Górny jego odcinek bardziej przypomina rzekę niż zbiornik wody stojącej. Przy moście na drodze z Leska do Soliny, gdzie kończy się obręb ochronny poniżej zapory, ma szerokość zaledwie 70 m. Dwa kilometry niżej, na wysokości ujścia Potoku Zabrodzkiego, który wyznacza granice wody górskiej, szerokość ta dochodzi do 200 m. Przy niskim stanie wody głębokość waha się od metra na lewobrzeżnych płyciznach do trzech met-rów pod urwistym prawym brzegiem. Dno jest kamieniste, usłane głazami. Porastają je glony i rzadkie kępki wodnych roślin.

Kiedy elektrownia solińska nie pracuje, woda na tym odcinku stoi lub płynie bardzo wolno. Gdy elektrownia rusza, górna część zbiornika zamienia się w ciągu kilku minut w rwącą rzekę. Poziom wody podnosi się od pół do półtora metra, zależnie od ilości uruchomionych turbin. Główny nurt rwie rynną wzdłuż prawego brzegu. Po zamknięciu przepustów woda stopniowo się uspokaja i opada do poprzedniego poziomu. Często dzieje się tak kilka razy dziennie.

Zrzucana przez zaporę woda jest dobrze natleniona i ma 5 – 7 stopni Celsjusza zimą, a najwyżej 12 – 14 stopni latem. Stwarza to doskonałe warunki dla ryb łososiowatych, które ściągają pod zaporę z całego zbiornika. Oprócz pstrąga potokowego i jego formy jeziorowej, które od początku żyją w zalewie i osiągają duże rozmiary, jest tam też dużo ryb młodych. Od pięciu lat górny odcinek zalewu jest intensywnie zarybiany pstrągiem potokowym i trocią jeziorową. Większość tych ryb łowionych przez wędkarzy ma na razie 20 – 30 cm, ale często trafiają się też sztuki wymiarowe, a pod powierzchnią widać nawet takie, które grubo przekraczają pół metra.

Podobno są tu jeszcze duże tęczaki z dawnych zarybień (ostatnie odbyło się w 1996 r.). Ozdobą łowiska są rodzime lipienie (na razie nieliczne), które regularnie wycierają się w jednym z dopływów. Osiągają imponujące rozmiary, ale złowienie takiej ryby trafia się tylko szczęśliwcom. Podczas treningów kadry padła tylko jedna sztuka, za to o długości 42 cm. Oprócz ryb łososiowatych i lipieni w łowisku spotyka się pojedyncze okonie, szczupaki i klenie.

Po wypożyczeniu łódki na przystani w Zabrodziu lub w jednym z licznych ośrodków wypoczynkowych na prawym brzegu zalewu czeka nas godzinka wiosłowania w stronę zapory solińskiej. Wyprawa na ryby ma sens tylko przy niskim stanie wody, ponieważ wiosłowanie pod bystry prąd jest praktycznie niemożliwe. Koniecznie trzeba zabrać kotwicę, by w razie puszczenia wody z zapory utrzymać łódkę w miejscu. Dryfkotwa nie jest konieczna, ponieważ łowisko jest osłonięte od wiatru, a w razie potrzeby można też łódź zakotwiczyć. Proponuję zaczynać od mostu drogowego i szukać ryb spływając stopniowo w dół łowiska.

Przy niskiej wodzie łowiłem przede wszystkim na mokre muchy i nimfy ściągane w zmiennym tempie pod powierzchnią. Pstrągi stały głównie przy brzegach. Po ustawieniu łódki w odległości 20 – 30 m rzucałem jak najbliżej brzegu, najchętniej pod zwisające gałęzie drzew. Dużo pstrągów złowiłem w takich miejscach zwłaszcza pod prawym brzegiem. Przeważnie brały zaraz po zarzuceniu przynęty albo po kilku podciągnięciach.

Często też odprowadzały muchy i atakowały przy wyjmowaniu ich z wody. Do łowienia pod wierzchem po głębszej stronie łowiska stosowałem linki wolno tonące (1 – 3 #), na płyciznach trzeba było używać linki neutralnej. Podczas rójek widziałem wiele pstrągów wychodzących do suchej muchy. Łowiłem wtedy na zestaw z pływającym sznurem i suchą muchą dobraną do rojących się owadów. Rzucałem wprost na oczka, głównie pod brzegi. Czesanie wody tam, gdzie wyjść nie było widać, mijało się z celem. Nie próbowałem łowić na imitacje ochotki, bo nie widziałem, żeby się te owady roiły.

Zresztą nie sprzyja temu wypłukane tam z mułu dno. Przybór zawsze pobudzał pstrągi do żerowania. Gdy tylko woda zaczynała płynąć, ściągały w pobliże głównej nurtowej rynny idącej wzdłuż prawego brzegu. Stawiałem łódkę na kotwicy mniej więcej na środku wody i rzucałem prostopadle w szybki nurt. Zakładałem linki bardzo szybko tonące (6 # lub poza klasyfikacją). Gdy linka zatonęła, zaczynałem powoli ściągać muchy w pobliże dna i prowadziłem je pod prąd, aż do samej łódki. Jako muchy prowadzące zakładałem najmniejsze streamery i puchowczyki, skoczkami były nimfy i mokre muchy. W nurcie najskuteczniejsze okazały się czarne imitacje pijawek i klasyczne mokre muchy Red Tag. Dużo pstrągów złowiłem w czasie, gdy po zatrzymaniu turbin woda zaczynała powoli opadać. Trwało to kilkadziesiąt minut. Pstrągi gromadziły się w rynnie i dopóki woda płynęła, była tam szansa na dobre brania.

Górski odcinek Zalewu Myczkowieckiego to łowisko przepięknie położone, urozmaicone i dla muszkarza bardzo atrakcyjne, porównywalne z wieloma zbiornikami pstrągowymi, w których miałem okazję łowić na zachodzie Europy. Wprawny muszkarz może tu za każdym razem liczyć na to, że będzie miał kilka – kilkanaście brań i wyjmie przynajmniej jednego wymiarowego pstrąga. Pozostaje mieć nadzieję, że pozostanie tak przez długie lata.

Antoni Tondera
Myślenice

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments