Jezioro Kozińskie znajduje się na terenie nadleśnictwa Łupawa. Wędkarzy tu mało. Przeszkodą nie jest jednak wysokość opłat, ale trudny dojazd i brak dobrego dostępu do wody.
Do jeziora, otoczonego z każdej strony pięknymi lasami, wiedzie tylko jedna polna droga, od wsi Kozy. Zaprowadzi nas ona na przybrzeżną łąkę. Jest tu dzikie wiejskie kąpielisko i jedyne miejsce, z którego można zwodować łódkę. Bez niej wędkowanie jest prawie niemożliwe. Kilka kładek, rozstawionych tak od siebie daleko, że ich prawie nie widać, często zajmują tubylcy, a niewiele jest takich miejsc, w których dałoby się łowić mając na sobie spodniobuty.

Nie dlatego, że dno jest miękkie, ale dlatego, że to stuhektarowe jezioro zewsząd otaczają trzciny, przez które tylko gdzieniegdzie wiodą wąskie przejścia. Na miejscu jest wprawdzie kilka łódek, ale żadnej wypożyczyć nie można, bo należą do osób prywatnych.
I właśnie te trudne warunki stanowią największą atrakcję Jeziora Kozińskiego. Ktokolwiek się będzie tutaj wybierał, musi mieć coś własnego do pływania i nastawić się tylko na ryby drapieżne. Leszczy tu mało, płoci też niewiele, dużo za to szczupaków i okoni.
Ciekawostką tego jeziora jest to, że nie ma w nim uklei. Ich rewiry zajęły płocie. Można je więc spotkać nie tylko przy trzcinach, ale również na otwartej wodzie, przy powierzchni i w toni. Jak się łatwo domyślić, wszędzie tam są również drapieżniki. Wędkarze łowią głównie szczupaki, których jest tu bardzo dużo. Może dlatego nie szukają ich w trzcinach ani na otwartej wodzie, tylko niedaleko trzcin, gdzie głębokość dochodzi do czterech metrów. Jedyne płytkie miejsca, w których dno jest porośnięte rogatkiem, to otoczenie wyspy.

- Szczupaki, które trafiają na haczyk, ważą najczęściej po kilogramie – mówi Wiesław Łabenda, który dobrze zna to jezioro. – Nie oznacza to, że sztuk trzy-, a czasem nawet pięciokilogramowych tutaj nie ma. Owszem, są, ale złowić je trudno, bo woda jest bardzo przejrzysta. Trzeba trafić na odpowiednią pogodę. Najlepszy jest wiatr, który wzbudza falę.
Brak uklei to nie jedyna właściwość Jeziora Kozińskiego. Inne są tu również okresy intensywnego żerowania szczupaków. Gdzie indziej dobrze one biorą w maju i jesienią, począwszy od połowy września, tutaj tylko w połowie maja. Na początku września zaczyna się pewne wahnięcie w górę, ale daleko mu do majowego szczytu.
Spośród nielicznych kozińskich wędkarzy okonie łowi mało który. Nawet ładne sztuki padają głównie jako przyłów.

- Znam tu prawie wszystkich – mówi p. Wiesław. – Jeszcze do niedawna szczupaki łowili głównie na wahadłówkę. Teraz, kiedy trochę ich poduczyłem, zaczęli stosować gumy i wyniki mają dużo lepsze. Ja używam głównie mannsów o długości 7 i 9 cm, oni łowią wyłącznie na relaksowskie kopyta. Różnice w skuteczności widać tylko wówczas, kiedy wędkarz źle dobierze kolory. Na szczupaki najlepsza jest perła z czarnym grzbietem, na okonie motor-oil, a na drugim miejscu przezroczysty burak i marchewka.

Najpewniejszy sposób łowienia szczupaków to lekka główka jigowa i zarzucanie przy trzcinach. Ataki następują podczas opadu. Kiedy ten sposób zawodzi, najlepiej jest ściągać gumę w jednostajnym tempie, żeby przeczesała wszystkie warstwy wody. Jeżeli i to nie pomaga, to trzeba założyć cięższego jiga i trochę popukać w dno.
Tyle o kozińskich atrakcjach wędkarskich. Ale okolice jeziora też są przepiękne. Dużą uciechę będą tu mieli grzybiarze i zbieracze borówek, które obficie rosną wśród iglastego starodrzewu. Kto zaś jeździ na „góralach”, znajdzie świetną terenową trasę, długą na 15 kilometrów, przygotowaną przez Nadleśnictwo Łupawa.
Wiesław Dębicki