czwartek, 25 kwietnia, 2024
Strona głównaGruntKLENIE ZWŁASZCZA DUŻE...

KLENIE ZWŁASZCZA DUŻE…

Klenie w Drwęcy łowimy poniżej Brodnicy, na wysokości Radzik Wielkich. Rzeka tam dzika, kręta, brzegi mocno zarośnięte wysokimi trawami i krzakami. Nurt niezbyt głęboki, ale szybki, jest też kilka kamiennych bystrzy.

W Drwęcy klenie trą się bardzo późno (bywa, że nawet po linach), a także długo, bo aż do początków lipca. W tym samym czasie dojrzewają wiśnie. Kiedyś sądziliśmy, że dla kleni są one czymś obcym. Odganiają je, a na haczyk trafiają przez przypadek. Aż kiedyś zobaczyliśmy, że złowione klenie mają przednią część jelita wypchaną świeżymi wiśniami (w czasie wędkowania zawsze wrzucamy kilka garści do wody). U rekordzisty znaleźliśmy w brzuchu aż 47 wiśni. I nie był to żaden okaz, ważył tylko 1,5 kg.

Klenie w Drwęcy łowimy poniżej Brodnicy, na wysokości Radzik Wielkich. Rzeka tam dzika, kręta, brzegi mocno zarośnięte wysokimi trawami i krzakami. Nurt niezbyt głęboki, ale szybki, jest też kilka kamiennych bystrzy. Kleni dużo, zdarzają się brzany (zasadzamy się na nie w sierpniu i wrześniu), jest też trochę szczupaków. One również potrafią połakomić się na wiśnię. Kleni szukamy przede wszystkim w warkoczach za przeszkodami, pod nawisami gałęzi i w zakolach z wysokimi brzegami, pod którymi prąd wymywa najgłębsze doły. Klenie, zwłaszcza duże, są też w rozgałęzieniach nurtu przegrodzonego wyspami, których na omawianym tu odcinku rzeki jest kilka.

Łowienie kleni na wiśnie poprzedzamy kilkudniowym zanęcaniem kilku wybranych stanowisk. Robimy to wtedy, kiedy na drzewach pojawią się pierwsze dojrzałe owoce. Nęcenie ma na nowo przyzwyczaić ryby do pożywienia, o którym przez rok zapomniały. Wędkujemy dość mocnymi pikerami z kilkugramowym, płaskim ołowiem. Jako przynęty używamy całych owoców, razem z pestką. Drylowane wiśnie źle się trzymają haczyka, a w dodatku unosi je prąd. Podejrzliwym kleniom to nie pasuje, one zdecydowanie wolą, gdy zdobycz leży na dnie lub się po nim toczy. Wiśnię zakładamy na duży haczyk (nr 1), z szerokim łukiem kolankowym. Grot wystawiamy lekko na zewnątrz. To ważne, bo kleń bierze bardzo gwałtownie i jeśli się go nie zatnie od razu, to porwie przynętę albo ją wypluje.

Dzień rozpoczynamy od przeglądu nęconych łowisk. Do każdego wrzucamy po garści świeżych wiśni. Zasiadamy na najdalszym stanowisku, pozostałe obławiamy po kolei w drodze powrotnej. Wędkę zarzucamy kilka metrów od brzegu i co kilka minut puszczamy przynętę nieco z prądem. W ten sposób metr po metrze dociera ona do najbardziej interesującego nas miejsca, na przykład pod zwisające gałęzie lub do warkocza za zatopionym drzewem. Tam wiśnię przez kilkanaście minut przytrzymujemy. Wrzucając ciężki zestaw kleniom wprost nad głowy na pewno byśmy je spłoszyli, bo są one niezwykle ostrożne. Przekonaliśmy się, że taktyka małych kroków jest o wiele skuteczniejsza. Po złowieniu klenia lub kilku bezowocnych przepuszczeniach przechodzimy na inne łowisko.

Klenie, kiedy wreszcie zakończą tarło, nagle przestają interesować się wiśniami. Zaczynają natomiast pokazywać się na powierzchni wody, skąd – zwłaszcza w ciepłe wieczory – zbierają niesione wodą owady. Wtedy łowimy je „na spław”, na ich największy przysmak – chrabąszcze.

Duże chrabąszcze majowe są rzadkością, ale w czerwcu i lipcu nad rzeką lata sporo guniaków. Są o połowę mniejsze od majowych
i mają jaśniejsze, jasnobrązowe skrzydła. W naszych stronach nazywamy je żytniakami, bo często przysiadają na zielonych kłosach zbóż. Stamtąd je zbieramy rankiem, w drodze na ryby i przechowujemy w pudełku po zapał-kach. Chrabąszcze długo utrzymują się na wodzie, dopiero po kilku spłynięciach zaczynają wolno tonąć, ale w dalszym ciągu są atrakcyjną zdobyczą dla kleni.

Większego żytniaka lub dwa małe zakładamy na lekki haczyk z długim trzonkiem, przebijając za kark, i bez spławika i obciążenia puszczamy z prądem rzeki. Kiedy przynęta spłynie kilka metrów, zamykamy kołowrotek i żyłkę delikatnie napinamy. Co chwilę
pukamy palcem w wędzisko. Powstające przy tym drgania, przenoszone na przynętę, sprawiają wrażenie, że to rusza się owad, który chce się wydostać z wody. To mocno prowokuje klenie, właśnie wtedy atakują.

W tej metodzie także stosujemy taktykę małych kroków, czyli puszczamy przynętę coraz dalej z prądem, a podczas każdej wyprawy odwiedzamy kilkanaście łowisk. Tym razem oznak żerowania ryb szukamy na powierzchni.

Jacek i Janusz Ziółkowscy

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments