czwartek, 19 września, 2024

JESIENNE SUMY

Już w połowie sierpnia, kiedy woda w rzece zaczyna się wychładzać, sumy przygotowują się do zimy. Wykorzystują ostatnie ciepłe tygodnie i mocno żerują, żeby zgromadzić zapas energii.

W minionych latach, jeśli początek jesieni był ciepły, brały aż do ostatnich dni października. W tym czasie co roku łowię kilka – kilkanaście dużych sumów, największy miał 39 kg. Z reguły zawsze po zachodzie słońca, na dużego żywca.

Na Wiśle dobre brania sumów zapowiada lekki przybór rzeki. Sumy wychodzą wtedy z kryjówek i zaczynają żerować po całej rzece. Stają się mało ostrożne i przeszukują pobocza nurtu, nawet blisko brzegów. Łowię je wtedy przy starej rozmytej opasce, gdzie jest około 3 m wody i na dnie leżą pojedyncze głazy. Wędki zarzucam kilkanaście metrów. Staram się łowić samotnie. Jeśli przy opasce są inni wędkarze, to ustawiam się wyżej od nich. Myślę, że skoro w dole rzeki hałas sumom nie przeszkadza, a w górze kończy brania, to widocznie spływają one wzdłuż opaski z góry do dołu.

Przy niskim stanie wody albo gdy woda zaczyna opadać, szukam sumów w co najmniej 3-metrowych dołkach. Im chłodniejsza woda, tym głębsze dołki wybieram. Oczywiście nie w każdym siedzi sum. Na przykład nigdy nie złowiłem suma w dole mulistym ani w głębinie za przykosą, która miecie piaskiem. Przeważnie zastawiam gruntówki w rozległych dołkach z twardym dnem, za główkami. Dobrze, jeśli blisko są przeszkody i sumy mają kryjówkę. W dużym dole jest zwykle kilka sumów.

Nieraz można zobaczyć, jak polują na płyciźnie za główkami albo spławiają się na otwartej wodzie. Czasem w dołku nie można złowić żadnej białej ryby. To też może oznaczać, że grasują tam sumy. Wybieram zwłaszcza te, gdzie niedawno sam złowiłem suma albo trafił tam na niego któryś z moich znajomych. Na ryby wybieram się przed wieczorem, żeby zająć dobre miejsce, nałapać żywców i zarzucić wędki najpóźniej o zachodzie słońca. Jeśli zostanie mi trochę jasnego dnia, to sprawdzam, czy w razie potrzeby da się schodzić po ciemku z wędką w dół rzeki i badam, gdzie jest wygodne miejsce do wyjmowania ryby.

Liczę na dużego suma, więc na hak zakładam żywca o długości przynajmniej 20 cm. Przeważnie jest to krąp, płoć albo karaś. Wielkość żywca dobieram do nurtu. Im nurt wolniejszy, tym większy żywiec. W spokojnym dole za główką stawiam czasem wędkę z rybą ważącą nawet pół kilograma. Żywce przekłuwam hakiem w poprzek pod grzbietową płetwą. Żeby ryba nie zsunęła się z haka, zabezpieczam ją kwadracikiem folii zsuniętym za zadzior.

Czasami nęcę sumy stężałą krwią zwierzęcą. W puszce po konserwie robię gwoździem dziury i napełniam ją kawałkami stężałej, ale świeżej „farby” z rzeźni. Puszkę dociążam kamieniem i zatapiam na sznurku. Jeśli łowię w dołku za główką, to puszkę zatapiam na wlewie, a jeśli przy opasce, to powyżej zarzuconych wędek. Krew wymywana z puszki ściąga nie tylko sumy, ale węgorze, brzany, klenie, a zwłaszcza krąpie, które kręcąc się przy puszce dodatkowo wabią sumy.

Na sumy zastawiam kije teleskopowe długości 4 m o ciężarze wyrzutowym do 140 g. Na kołowrotki nawijam co najmniej 200 m żyłki 0,50 – 0,60 mm. Ołów przelotowy wielkości dużego orzecha włoskiego stopuję 60 – 80 cm od haka o rozmiarze od 1/0 wzwyż, wiązanej bezpośrednio do głównej żyłki. Wolę pojedyncze haki, bo jednemu z moich kolegów duży sum zmiażdżył kotwicę zaciskając na niej szczęki. Żeby sumy przy braniu nie zabrały wędek, wsadzam je w specjalne stojaki. Są zrobione z prawie metrowej rurki wodociągowej. Z takiego stojaka nie da się wędki błyskawicznie wyjąć, ale przy łowieniu sumów nie ma takiej potrzeby.

Wędki zasadzam na sztorc w stojaki i zakładam dzwonki o różnym dźwięku. Rozkładam się co najmniej kilkanaście metrów dalej i podchodzę do wędek tylko wówczas, kiedy jest branie. Żeby jak najmniej hałasować unikam też palenia ogniska. Gdy sum chwyci przynętę, natychmiast ucieka. Hamulce kołowrotków nastawiam twardo, do wytrzymałości kijów, więc ryby zacinają się same. Zacięty sum przeważnie odpływa z prądem. Trudno go wtedy zatrzymać, bo pomaga mu nurt rzeki. Jeśli tylko można, to biegnę z wędką w dół, żeby uciekającego suma wyprzedzić. Gdy on tylko poczuje, że jest holowany w dół rzeki, zaraz zawraca i ucieka pod prąd albo na środek, a to jest dla wędkarza bardziej korzystne.

Prawie każdy duży sum podczas holu muruje do dna, żeby odpocząć i zebrać siły. Podchodzę wtedy jak najbliżej i „pompuję”, żeby go ruszyć z miejsca. Nieraz się to długo nie udaje, bo sum wchodzi w zaczepy. Zasadzam wtedy silnie napiętą wędkę w stojak i czekam aż do skutku, czasem dwie godziny. Nawet jeśli sum zaplącze żyłkę w korzeniach, to potrafi stamtąd wyjść swoim śladem. Mniej więcej co drugiego suma udaje mi się w takiej sytuacji wyjąć. Pociąganie żyłki na siłę musi się skończyć urwaniem ryby.

Przy holowaniu używam światła dopiero przy samym podbieraniu, gdy sum jest już zmęczony i leży na wodzie. Dwa razy mi się zdarzyło, że po błyśnięciu latarką niezmęczony jeszcze sum się płoszył i zaczynał rozpaczliwie uciekać.

Józef Lis
Ostrowiec Świętokrzyski

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments