sobota, 15 marca, 2025
Strona głównaSprzętBEZPIECZNIE BRODZIĆ

BEZPIECZNIE BRODZIĆ

Do wody zawsze wchodzi się powoli. Najpierw trzeba pewnie stanąć na jednej nodze, dopiero potem ostrożnie stawiać drugą. Zanim przerzucisz na nią ciężar ciała, zbadaj stopą dno. Sprawdź, czy nie jest śliskie, grząskie albo czy nie jest tam zbyt głęboko. Nie stawaj na ruchomym głazie ani na ukośnym progu, bo noga może się stamtąd zsunąć. Szczególnie uważaj, kiedy wchodzisz do wody w jakimś nieznanym sobie miejscu, a także bezpośrednio po powodzi, która potrafi zmienić dno nie do poznania. Im lepiej znamy jakiś fragment rzeki, tym czujemy się pewniej. To jednak bywa zdradliwe.

Dużym ułatwieniem są okulary polaryzacyjne, dzięki którym lepiej widać szczegóły dna.

Co mieć na sobie
Kamienie są przeważnie porośnięte glonami i przez to bardzo śliskie. Minimum bezpieczeństwa zapewnia dobry protektor na spodzie gumowych butów. O klasę bezpieczniejsze są buty z podeszwami podklejonymi filcem, można “podrasować” nawet zwykłe wodery. Ja sam czuję się najpewniej w butach, które mają wtopione w podeszwę aluminiowe ćwieki.

W niektórych rzekach utrapieniem brodzącego wędkarza są nie glony, ale grząski piasek, muł i podbagnione brzegi. Tam podeszwa woderów ma mniejsze znaczenie, za to trzeba cały czas kontrolować podłoże, na które się wchodzi. Gdy tylko nogi zaczynają mi grzęznąć, natychmiast się wycofuję.

Ci, którzy brodzą w spodniach gumowych lub neoprenach, są w rozterce: przewiązywać się w pasie czy nie? Są dwie opinie na ten temat. Według jednej spodni nie należy przepasywać, bo w razie przewrotki zamknięte w nich powietrze działa jak balon i wynosi nogi do góry i trudno utrzymać głowę na powierzchni. Inni radzą coś przeciwnego. Ich zdaniem spodnie należy przewiązywać, bo kiedy naleje się do nich kilkadziesiąt litrów wody, to hamują ruchy. Trudno wtedy wstać, a zwłaszcza wyjść z wody. Co do mnie, to bezpieczniejsze wydaje mi się przewiązywanie neoprenów paskiem. Przedtem jednak wyciskam dłońmi jak najwięcej powietrza z nogawek, żeby ściśle przylegały do nóg.

W poprzek rzeki
Do przejścia na drugą stronę rzeki wybieraj płytkie prądziki, rozlewiska albo spokojne końcówki płani. Przechodź rzekę bardzo powoli i zawsze na ukos pod prąd. Jesteś wtedy zwrócony przodem do nurtu, więc w razie konieczności możesz wrócić z prądem. Czasem w miejscu pozornie łatwym do przejścia trafia się rynna, w której nurt rwie tak ostro, że trudno się utrzymać na nogach. Wtedy się natychmiast wycofuj nie bacząc, ile rzeki masz już za sobą. Nieraz te dwa ostatnie metry są bardziej niebezpieczne niż cały przebyty już dystans. Już niejeden chojrak zaznał w takich okolicznościach orzeźwiającej kąpieli.

Jeżeli przechodzisz przez rzekę sam, to najpierw znajdź sobie na brzegu solidny kołek. Musi być na tyle mocny, żeby w razie potrzeby utrzymał cały twój ciężar, i na tyle długi, żebyś mógł się nim wygodnie podeprzeć w wodzie sięgającej powyżej pasa. (Kijki narciarskie używane do asekuracji przy łowieniu na nimfę są zbyt delikatne i za krótkie.) Kiedy przechodzisz przez rzekę w towarzystwie kolegów, to trzymajcie się za ręce. Ten, który idzie pierwszy, ma najtrudniej, ale jeżeli źle stanie albo straci równowagę, osoba idąca za nim prawie na pewno uratuje go przed wywrotką.

Idąc w poprzek rzeki nie zarzucaj wędki, tylko skupiaj się na tym, żeby przejść bezpiecznie.

Niebezpieczne momenty
Nie radzę wchodzić do rzeki w miejscach, gdzie na dnie leżą kanciaste głazy, jak to bywa na przykład u podnóża rozmytych opasek. Między głazami można trafić na głęboki dołek i złamać nogę.

Łowiąc poniżej zapór trzeba się liczyć z tym, że poziom rzeki nagle się podniesie. Im dalej od zapory, tym woda przybiera wolniej, trudniej jednak zauważyć zbliżające się niebezpieczeństwo. W górskich rzekach nagły przybór może się też zdarzyć po przejściu gwałtownej ulewy. Wprawdzie w ostatnich chwilach przed zmąceniem wody ryby biorą najlepiej, staraj się jednak łowić wtedy w takim miejscu, żeby wzbierająca rzeka nie odcięła ci powrotu na brzeg.

Kilka razy wpadłem w pułapkę schodząc w dół wypłyceniem pośrodku rzeki. Zlekceważyłem bowiem tę oczywistość, że prędzej czy później wypłycenie musi się skończyć. Po obu stronach jest głęboko, a jeśli się zaszło za daleko, to powrót pod prąd może się okazać niemożliwy. Bywa też, że się nieopatrznie wejdzie w zbyt silny nurt. W takiej sytuacji trzeba świadomie zdecydować się na kąpiel.

Już się stało
Kiedy nurt cię zniesie albo nie masz już możliwości odwrotu, odbij się nogami od dna i utrzymuj jak najdłużej w pozycji pionowej. Przeważnie trafisz na wodę nie głębszą niż po szyję, więc po kilku metrach odbij się znowu. Powtarzaj to, dopóki cię woda nie zniesie na taką płyciznę, gdzie już dasz radę utrzymać się na nogach. Przypomina to trochę skoki astronautów na Księżycu, a niektórzy wędkarze ten sposób ratowania się z opresji nazywają „kangurem”. Kiedy na kangura jest za głęboko albo nurt jest za silny, nie ma innej rady, trzeba pływać.

Jest wtedy najważniejsze, żeby się utrzymywać twarzą pod prąd, bo przy tym ułożeniu ciała głowa zawsze jest na powierzchni. Jeżeli twarz będzie skierowana w dół rzeki, może się zdarzyć, że nogi w neoprenach woda wyniesie do góry i wędkarz zrobi niebezpiecznego koziołka. Taki wypadek przydarzył się kiedyś na Sanie jednemu z moich kolegów. Nie warto wtedy ratować nawet najdroższej wędki.

W rzekach podgórskich zniesienie przez wodę zwykle nie jest groźne, bo szybko trafia się na wypłycenie, gdzie można stanąć na nogi. Niebezpieczne są duże rzeki nizinne. Nigdy nie odważyłbym się wejść po piersi w nurt Wisły i łowić z miałkiej przykosy albo rozmytej ostrogi.

Nie sposób przewidzieć z góry wszystkich przypadków, jakie mogą się zdarzyć podczas brodzenia. Najlepszym zabezpieczeniem jest ostrożność połączona z wędkarskim doświadczeniem.

Antoni Tondera
Myślenice

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments