Nad Jezioro Bobięcińskie, które jest niedaleko Białego Boru, trafiłem 10 lat temu – mówi Antoni Hołub. – Zauroczyło mnie od pierwszego wejrzenia. Miałem szczęście, że trafiła się okazja, i kupiłem w tej okolicy kawałek ziemi wraz z zabudowaniami. Teraz mogę przyjeżdżać tu co tydzień.
Swoje największe drapieżniki z tego jeziora – szczupaka i okonia – złowiłem w czasie jednej wyprawy. Było to 2 listopada 1997 roku. Wiąże się z tym ciekawa przygoda, którą miałem dzień wcześniej. Łowiłem wtedy ze stynki. Mocno wiało i na jeziorze była bardzo duża fala. Płynąłem więc wolno ciągnąc kilkadziesiąt metrów za sobą pływający 13-centymetrowy wobler Salmo. Uderzenie nie było mocne, po prostu ryba zatrzymała płynący wobler. Za to później holowałem szczupaka przez 40 minut, zanim go zmęczyłem i przyciągnąłem do łodzi. Kiedy się wyłożył przy burcie, to się wystraszyłem. Widziałem już w życiu duże ryby, ale ten szczupak miał na pewno ponad 15 kg. Nie mogłem go wciągnąć przez burtę do łodzi, bo przy tak dużej fali mogła się wywrócić. O użyciu podbieraka na razie nie było mowy. Pozostało mi tylko jedno wyjście: doholować go do brzegu. Był dobrze zapięty, więc to się powinno udać. Ponad 300 metrów ciągnąłem szczupaka za łodzią. Na płytkiej wodzie próbowałem zagarnąć go podbierakiem i wyciągnąć na brzeg. Wtedy jednak gwałtownie się szarpnął, złamał podbierak, urwał żyłkę i wolno odpłynął. Zaraz po powrocie do domu kupiłem największy podbierak, jaki był w sklepie, a ten złamany zostawiłem sobie na pamiątkę.
Nazajutrz zawiozłem żonę na grzyby, sam zaś ponownie wypłynąłem na jezioro. Tym razem mi się poszczęściło i złowiłem pięknego szczupaka. Ważył 8,5 kg i wziął z trolingu na 13-centymetrowy pływający wobler Salmo. Nie miałem z nim problemu, bo podbierak był już odpowiedni. Wieczorem zabrałem żonę z grzybów, odpłynąłem kawałek od brzegu, zarzuciłem wobler, zrobiłem dwa obroty korbką kołowrotka i poczułem branie. Myślałem, że to kolejny szczupak, był to jednak ogromny okoń. Miał 50 cm i ważył 2,16 kg.
Największą rybę w tym jeziorze zobaczyłem cztery lata temu. Pod wieczór płynąłem z żoną do przystani. Kiedy mijaliśmy cypel, dostrzegła w wodzie coś dużego. Zawróciłem łódkę, żeby to obejrzeć. Był to potężny szczupak, nawet nie myślałem, że te ryby mogą dorastać do takich rozmiarów. Podpłynąłem do niego. Wygrzewał się blisko powierzchni, a pod nim było sześć metrów wody. Oczy miał jak pięści, a jego skórę pokrywały glony. Moja łódka mierzyła 1,9 metra, on był od niej niewiele krótszy. Na pewno miał ponad 1,5 metra. Chciałem go ruszyć wiosłem, ale żona się przestraszyła, że może nam wywrócić łódkę. Okrążyliśmy go wolniutko i popłynęliśmy do przystani. Później na tego ogromnego szczupaka natknęło się w tym miejscu jeszcze kilka osób. Ale od dwóch lat już się nie pokazuje.
Największego szczupaka z tego jeziora miał mój kolega Ryszard Burak. Zaciął go blisko przystani także na pływający wobler Salmo. Spływaliśmy do domu w kilka łodzi i widzieliśmy wszystko dokładnie. Szczupak spiął się po 40 minutach holu i ani razu się nie pokazał. Błysnął tylko kilka razy w wodzie, więc trudno powiedzieć, jaki był duży, ale zważywszy na sprzęt Rysia musiał być ogromny.
Okonie stanowią ulubiony cel moich wypraw wędkarskich. W Bobięcinie dorastają do naprawdę imponujących rozmiarów. Jak już wspomniałem, mój największy miał 50 cm, a szwagier złowił większego jeszcze o centymetr. Nie został, niestety, zważony, ale było widać, że jest od mojego cięższy. Również kilku moich znajomych złowiło garbusy mające po 2 kg.
Okonie zaczynają tu brać od czerwca, jednak najlepsze wyniki mam w sierpniu i we wrześniu. Najlepszymi łowiskami są stoki podwodnych górek i wysp, a także miejsca przy pływającym po wodzie zielsku. Ważne, żeby było tam twarde dno, bo w takich miejscach okonie przebywają najchętniej. Najlepsza jest pochmurna pogoda z lekkim wiatrem i deszczem.
Na niewielkie sztuki najskuteczniejsze są małe gumki, a zwłaszcza twistery długości od 3 do 4 cm. Sprawdzone kolory to pomarańczowy, czerwony, różowy i musztardowy. Na zalecane w czystych wodach białe i perłowe gumy jest tutaj dużo mniej brań. Małe okonie łowię w płytkich miejscach, gdzie dno często jest porośnięte roślinami. Jeśli intensywnie żerują, to można złowić nawet kilkadziesiąt sztuk. Najlepiej biorą na przynęty prowadzone blisko dna. Dlatego używam lekkich główek (1,5 – 3 g), a gumę ściągam szybko, żeby rośliny nie czepiały się haczyka.
Okonie w Bobięcinie mają swoje stałe trasy i miejsca, które regularnie odwiedzają. Często się zdarza, że zaganiają drobnicę w zatoczki utworzone z pływającego po wodzie ziela. Jeśli spotkam okonie polujące blisko brzegu, zatrzymuję się tam na dłużej. Łódkę ustawiam tak, żeby całą zatoczkę mieć w zasięgu rzutu. Jeśli dobrze trafię, to okonie pojawiają się regularnie co kilkanaście minut. Nadpływające stado widać i słychać z daleka. Sygnał do spiningowania daje niosące się po wodzie charakterystyczne cmokanie okoni i pryskająca w panice drobnica. Polowanie trwa krótko, ale brania są rzut po rzucie i w krótkim czasie można wyjąć kilka sztuk. Wtedy najlepszymi przynętami są twistery długie na 5 – 7 cm lub rippery w kolorze pomarańczowym założone na główkach o wadze 5 – 7 gramów. Polującym okoniom przynętę trzeba prowadzić szybko pod powierzchnią wody. Dlatego lepsze są przynęty ciężkie, które pozwalają na dalekie rzuty. Okonie najlepiej biorą rano, więc na wodzie warto być skoro świt. Żerowanie najczęściej kończy się około godziny ósmej. Później następuje dłuższa przerwa, aż do czternastej. Popołudniowe żerowanie jest krótsze i kończy się o godz. 16. W dobre dni okonie intensywnie polują także w samo południe.
Rzadko stosowaną, ale skuteczną metodą jest łowienie okoni na żywca lub czerwone robaki postawione 30 cm nad dnem. Najlepsze są dendrobeny nr 4 i małe karasie. Ten sposób wyśmienicie nadaje się do obławiania zwalonych do wody drzew, gdzie zawsze można liczyć na okonie. Jest do dobry sposób dla wędkarzy lubiących często zmieniać miejsce i poznawać nowe łowiska. Opływamy jezioro łódką i sprawdzamy wszystkie interesujące miejsca. Jeśli nie ma brania, nie warto długo czekać, bo jak okoń ma ochotę wziąć, to zrobi to szybko. Lepiej przerzucić zestaw kilka metrów dalej i sprawdzić drzewo z drugiej strony. Branie trzeba szybko zacinać, żeby ryba nie uciekła w zatopione gałęzie.
Na duże okonie najlepszy jest jednak troling. Najskuteczniejszą przynętą, na którą padła większość dużych okoni w tym jeziorze, jest pływający, 13-centymetrowy wobler Salmo, malowany na okonia. Na troling zwykle łowię wtedy, kiedy przepływam z jednego łowiska na drugie. Łódkę prowadzę dość szybko, a wędzisko trzymam cały czas w ręce. Wobler ciągnę 60 – 80 metrów za łodzią. Na szpuli zostawiam tylko kilkanaście metrów plecionki. Wystarcza to na pierwsze odejście zaciętej ryby i daje informację, w jakiej odległości za łodzią znajduje się wobler. Skuteczność łowienia zwiększa lekkie podszarpywanie i popuszczanie woblera, należy to robić co kilka metrów. W czasie trolingu nie trzeba zacinać, wystarczy nieco zmniejszyć prędkość łódki. Pustych brań jest mało, a ryby zapinają się pewnie. W tej metodzie połowu od żyłek lepsza jest nierozciągliwa linka kompozytowa Fireline Berkleya.
Wiele dużych okoni na troling złowiłem w miejscach, w których ze spiningiem nigdy bym się nie zatrzymał. W czasie łowienia korzystam z echosondy, dlatego wiem, ile metrów wody jest pod łódką. Pływający wobler ciągnięty za łódką nie zejdzie głębiej niż na 4 – 5 metrów. Okonie i szczupaki biorą na niego w miejscach, w których głębokość wynosi 6 – 15 metrów. Wynika z tego, że nie zawsze trzymają się strefy dna, a często pływają w toni jeziora.
Bobięcińskie szczupaki zaczynają brać w maju, ale najsilniej żerują w czerwcu, sierpniu i wrześniu. Najlepsze wyniki w stacjonarnym spiningowaniu miałem na żółtą wahadłówkę Mors nr 2 prowadzoną blisko dna. W trolingu, podobnie jak przy łowieniu dużych okoni, bezkonkurencyjne są pływające 13-centymetrowe woblery Salmo. Dobre łowiska to stoki wysp i podwodnych górek oraz płytkie blaty śródjeziornych wypłyceń. Szczupaki zajmują tam inne stanowiska niż okonie i przebywają na łagodnie opadających stokach. Dno powinno być twarde, ale może też być pokryte podwodną roślinnością. Obowiązkowo obławiam okolice zwalonych do wody drzew. Tu sprzęt musi być solidny, bo zaciętą rybę trzeba utrzymać w bezpiecznej odległości od gałęzi. Warto przeprowadzić przynętę wzdłuż wynurzonej roślinności, bo szczupaki chętnie w niej przebywają. Dobrymi łowiskami są trzcinowe cypelki, oddzielające zatoczki jeziora. Szczupaki zwykle stoją na ich końcach, a gdy woda jest głębsza, także w rzadkich trzcinach.
Niewielu wędkarzy próbuje łowić w Bobięcinie liny. A przecież warto na nie zapolować, bo są tu naprawdę duże sztuki. Mój syn Mariusz może się pochwalić okazem ważącym 3 kg. Kto chce tu łowić liny, powinien sobie wyszukać spokojną, osłoniętą od wiatru płytką zatoczkę o miękkim dnie, porośniętą grążelami. Wcześniej warto przyzwyczaić ryby kilkudniowym nęceniem. Na zanętę i przynętę najlepiej nadają się czerwone robaki i konserwowa kukurydza. Liny biorą o świcie i o zmierzchu.
Tyle opowiedział mi o jeziorze Antoni Hołub. Miałem okazję porozmawiać również z p. Bogdanem Kowalskim. – Najchętniej łowię białe ryby. Na łowisko wybieram miejsce o głębokości 6 metrów. Dno może być twarde, ale nie powinno być kamieniste. Płoci jest tu bardzo dużo i dobrze biorą przez cały rok, ale trudno o sztukę większą niż 25 cm. Dlatego nęcę łubinem. Gotowany łubin zakładam także na haczyk, bo dla małych płoci jest to przynęta zbyt duża. Ale prawdziwe łowienie zaczyna się dopiero wtedy, gdy w łowisko wchodzą leszcze. Najlepiej biorą latem, a zwłaszcza w sierpniu. W Bobięcinie nie ma małych leszczy, sztuki mniejsze niż 60 cm się nie trafiają. Mój największy okaz z tego jeziora ważył 4,5 kg. Na łódkę zawsze zabieram spining. Przydaje się, kiedy w pobliżu zaczynają bić okonie. W ostatnim roku przy okazji łowienia płotek wyciągnąłem okonia ważącego równo 2 kg.
Jerzy Drzewiecki o swoim spiningowaniu mowił mi tak: – W poszukiwaniu drapieżników obławiam okolice zwalonych do wody drzew, stoki wysp i górek podwodnych. Na mniejsze okonie najlepsze są małe pomarańczowe i różowe twistery, a na szczupaki srebrny mors nr 2. Jednak do łowienia prawdziwych ryb dopiero się przymierzam. Mam zamiar łowić bardzo głęboko na troling. Martwą rybę będę prowadził na 15 – 25 metrach, tam powinienem trafić na duże sielawowe szczupaki. Mój największy okoń miał 51 cm długości, a szczupak ważył 6 kg. Miałem na kiju szczupaka dłuższego niż metr, ale go nie wyjąłem. Wziął na srebrnego morsa z głębokiej wody, było tam 12 metrów. Przyciągnąłem go już do łodzi, ale kiedy próbowałem go zagarnąć zbyt małym podbierakiem, to się zdenerwował, potężnie szarpnął i odpłynął.
Po Jeziorze Bobięcińskim
pilotował Antoni Hołub.
Jezioro Bobięcińskie Wielkie znajduje się 12 km na północ od Białego Boru. Jest to największe w naszym kraju jezioro typu lobeliowego. Powierzchnia lustra wody wynosi 524,6 ha, a w najgłębszym miejscu echosonda pokazała 49,5 metra. Jezioro ma 6900 metrów długości, a szerokość maksymalna wynosi 1580 metrów. Dno jest bardzo nierówne i urozmaicone, najczęściej twarde i kamieniste, fragmenty z miękkim podłożem trafiają się rzadziej. Linia brzegowa, bardzo dobrze rozwinięta, ma długość 29,2 km. Jest tu osiem wysp, wiele zatok, zatoczek i cypli, kilka podwodnych górek. Bez łodzi trudno myśleć o dobrych wynikach. Jezioro otoczone jest lasem. Samochodem nad samą wodę dojechać trudno.
Łódź najlepiej zwodować we wsi Bobięcino, skąd przez jezioro Bobięcińskie Małe można się przeprawić na jezioro Bobięcińskie Duże. Oba są objęte strefą ciszy i nie wolno na nich korzystać z silników spalinowych. Do leżącej nad południową częścią jeziora osady Cybulin ciężko dotrzeć, bo droga jest fatalna. Grunty leżące nad wodą znajdują się w rękach prywatnych. Kłopot będzie także z zakwaterowaniem, gdyż w okolicy nie ma pól biwakowych. Komu te wszystkie trudności niestraszne, niech przyjeżdża, nie pożałuje. Bardzo czysta woda otoczona lasami, mało ludzi, za to dużo ryb i grzybów – tak pięknych miejsc niewiele już zostało w naszym kraju.