sobota, 15 marca, 2025

WIANEK Z ZIELA

Tego popołudnia byłem jedynym wędkarzem na całym jeziorze. Na wieczór zapowiadano huragan stulecia. Nie chciałem jednak pozwolić, żeby łódka stała bezczynnie przy pomoście, i wybrałem się ze spiningiem na połów. Daleko płynąć nie mogłem, wiatr był już zbyt silny. Przed falami ukryłem się na stoku trzcinowej wysepki. Łódź ustawiłem na krawędzi podwodnej roślinności, żeby prowadzona przy dnie błystka nie haczyła o zielsko. Przeleciałem już wszystkie sprawdzone przynęty i nic. Żadnego puknięcia, znalazłem się w kropce. Stanowiska zmienić nie mogłem, bo dalej od brzegu fala  była zbyt duża, a wracać na biwak jeszcze mi się nie chciało. Grzebałem w pudełkach z przynętami, aż w ręce wpadła mi 8-gramowa obrotówka celta. Kupiłem ją parę lat wcześniej, kiedy w sklepach wędkarskich nic jeszcze nie było. Wirowała szeroko, co powinno być dobre na szczupaka, ale skutecznością nie grzeszyła. Za to bardzo dobrze skręcała żyłkę.


Już w pierwszym rzucie po jej założeniu poczułem lekkie uderzenie. Drugi rzut w to samo miejsce i ładny okoń ląduje w podbieraku. Na pewno jakiś pojedynczy strzelec, skoro na żadną ze skutecznych tu przynęt nic nie złowiłem. Ale w trzecim rzucie mam kolejnego okonia. To chyba ten huragan stulecia tak rybom w głowach namieszał. Łowię dalej, ale celta tak skręca żyłkę, że po każdym rzucie muszę ją trzymać w długim zwisie na kiju, aż przestanie wirować.

Po szóstym okoniu nie wytrzymuję i zmieniam błystkę. Do wody kolejno lecą sprawdzone wcześniej przynęty, ale brań nie ma. Ponownie wiążę celtę i blisko łodzi mam uderzenie dwukilogramowego szczupaka. Za chwilę bierze następny, ale po krótkiej szarpaninie ucina żyłkę. Drugiej celty nie mam. Kiedy ją kupowałem, w sklepie był tylko jeden egzemplarz, a poza tym przez kilka lat nic na nią nie złowiłem, do głowy by mi nie przyszło, żeby kupić jeszcze jedną.


Wiatr jest już bardzo silny, trzciny na wyspie leżą prawie w wodzie. W głowę wieje mi jak diabli, ale tuż przy łodzi fala nie jest duża. Powinienem już wracać, ale coś mnie tu jeszcze trzyma. Wiążę na żyłce 8-gramowego vibraxa. Kupiłem go specjalnie na głębinowe okonie, ale jakoś do tej pory im się nie spodobał. Jeśli dzisiaj brały na celtę, to może i na niego mi się poszczęści.

Rzucam wachlarzem dookoła i łowię kilka okoni. Z jednej strony łodzi brań nie mam, na celtę również ich nie było, ale dzieje się tam coś dziwnego. Zawsze w tym samym miejscu praca błystki zostaje zakłócona, co wyczuwam na szczytówce. Początkowo myślałem, że zahaczam przynętą o podwodne rośliny, ale teraz uświadamiam sobie, że przecież na tej głębokości roślin już nie ma.
Zakładam wolframowy przypon i staram się prowadzić błystkę jak najwolniej. Po kolejnym rzucie czuję zaczep, zacinam i jestem rozczarowany. Wygląda na to, że przez kilkanaście minut obrabiałem pojedynczy wywłócznik, zanim go w końcu skutecznie zaciąłem. Biorę żyłkę w dłoń, mocno szarpię i czuję, że coś zaczyna iść. Ciągnę to po dnie. Im bliżej łodzi, tym robi się coraz ciężej, pewnie wlokę cały stóg podwodnych roślin. Kiedy żyłka idzie już pionowo spod łodzi, podciągam ją do góry. Koło burty pokazuje się cały kłąb zielska. Zaczynam więc ściągać je z żyłki. Robię to ostrożnie, łodzią mocno kiwa, a ja nie mam ochoty wpaść do wody.

Zdjąłem już prawie wszystko i pociągam za żyłkę, żeby resztę podnieść wyżej… I wtedy poczułem mocne szarpnięcie. Z wody wyłonił się ogon szczupaka, wielki jak moje rozłożone dłonie. Uderzył mnie po ręce i zanim zdążyłem zareagować, pękła żyłka.
Parę lat wcześniej stary miejscowy wędkarz opowiadał mi o rybach z tego jeziora. Powiedział wtedy, że szczupak, nawet największy, jeśli ma wianek z ziela na głowie, jest potulny jak baranek. Szkoda, że tak późno sobie o tym przypomniałem.

w

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments