Błystkę lub woblera – nawet te najlepsze, znakomicie startujące – trzeba ruszyć, aby zaczęły pracować. Inaczej twister. Zaledwie dotknie wody, a już faluje ogonkiem, opadając pod ciężarem główki. Bardzo to ważne przy połowie pstrągów, które wartka rzeka zmusiła do tego, by zdobycz chwytać błyskawicznie, atakować ją, gdy tylko zostanie dostrzeżona.
Pstrągi łowię na twistery przez cały sezon, ale zwłaszcza latem, gdy w wodzie i nad wodą mnóstwo wszelkiego robactwa. Używam dwóch wielkości: “trójek” i “piątek”, wyłącznie białych. Uzbrajam je w okrągłe białe główki z namalowanym czarnym oczkiem. Przypominają wtedy wyrośnięte larwy chruścików lub innych owadów, które w dużych ilościach znajduję w tym czasie w żołądkach złowionych pstrągów.
W prostych, równych rynnach stosuję twistery 3-centymetrowe na jak najlżejszych główkach. Łowię nimi w podobny sposób jak muszkarze nimfami: rzucam pod prąd i sprowadzam swobodnie z prądem. Kołowrotka używam jedynie do zwijania luzu żyłki. Nie podrywam twistera, nie potrząsam szczytówką. Pozwalam przynęcie spłynąć naturalnie, tak jak pokieruje nią rzeka.
Twisterem tej wielkości obławiam także wszelkie nawisy brzegowe, na które napiera prąd. Wrzucam przynętę na piaszczystą lub ziemną półkę i wolno strząsam ją do wody. W tej emocjonującej chwili nie spuszczam z przynęty oka, bo brania można się spodziewać, gdy tylko dotknie wody. 5-centymetrowymi gumkami na cięższych, 5-gramowych główkach przeszukuję kryjówki pstrągów. Przynętę posyłam pod wymyte korzenie nadbrzeżnych drzew i popuszczając żyłkę pozwalam prądowi ją tam wtłoczyć. Właśnie wtedy najczęściej następuje atak pstrąga. Jeżeli nic się nie dzieje, przytrzymuję jakiś czas twistera w dołku, podciągam go i popuszczam z prądem, szczytówkę wędki to podnoszę, to obniżam.
Twister to również bardzo dobry sposób na wszelkie przeszkody w nurcie, czyli powalone drzewa, zwaliska i głazy. Woblerem lub obrotówką udaje się co najwyżej przejechać wzdłuż takiej przeszkody. Twisterem natomiast można dostać się pod spód i wypunktować dno centymetr po centymetrze. Rzucam pod przeciwny brzeg i prowadzę przynętę łukiem pod prąd, wzdłuż powalonego pnia lub zwaliska. Gdy napłynie w interesujące miejsce, popuszczam żyłkę, a prąd wpycha ją pod przeszkodę. Pół metra, metr, ile pozwolę. Po chwili wyprowadzam twistera, podciągając go do przodu, a potem ponownie puszczam. Oczywiście wędruje on już w inne miejsce, gdyż rzeka spycha go w kierunku mojego brzegu.
Te łowiska, o ile warunki na to pozwalają, dobrze jest obławiać na długiej żyłce. Wtedy twister spływa wolniej, bo żyłka mniej się w prądzie wybrzusza. Lepsza także jest kontrola nad przynętą, którą wówczas można głębiej wpuszczać w kryjówki pstrągów i dłużej w nich przetrzymywać.
(wb)