środa, 24 kwietnia, 2024
Strona głównaBez kategoriiPO DARGINIE Z BYCZYMI JAJAMI

PO DARGINIE Z BYCZYMI JAJAMI

Niegocin, Jagodne, Kisajno, Dobskie, Dargin, a dalej na północ Gołdapiwo i ogromne Mamry to jeziora znane z zimowych połowów siei. Jeszcze kilka lat temu zjeżdżała tutaj podlodowa Polska. Teraz na Wielkich Jeziorach Mazurskich siei mało. Wędkarze z Giżycka jednak twierdzą, że u nich tych królewskich ryb można jeszcze sporo nałowić, zwłaszcza na ostatnim lodzie.

Zdaniem miejscowych najlepszym obecnie łowiskiem mazurskiej siei jest jezioro Dargin.  Dużo w nim przepastnych toni, zwanych tutaj jamami, w których sieje lubią polować na stada stynek. Wędkarze  najczęściej okupują rynnę leżącą przy Półwyspie Sztynorckim oraz pobliską głębię pod wyspą Gilmą, która zalicza się do jeziora Łabap. Sieje są również masowo łowione w jamie przy Fuledzkim Rogu, z której każdego roku rybacy wyciągają też dużo sumów, nawet 40-kilogramowych. Dobre łowiska siei znajdują się na wysokości Królewskiego Rogu, przy zwałach głazów sięgających nieomal lustra wody. Kamieniami usłane jest dno za wyspami o nazwie Pogańskie Kępy, jednakże tam jest płytko, na przemian  2 – 3  metry głębokości. Miejsce dobre na szczupaki, ale idąc na sieje należy za wyspami skierować się w stronę Kirsajt, gdzie pośrodku jeziora jest głęboko na ponad 30 metrów. Na Darginie warto za sieją pochodzić także od strony Harszu. Tam znajdują się dwie głębie – na północnym krańcu jeziora (dobrym namiarem są trzy kominy górujące nad wsią) oraz na wschodnim brzegu, naprzeciw Nowego Harszu.


– Jest tak – mówi Andrzej Kłujsza z Giżyckiego Towarzystwa Wędkarskiego – że w jednym miejscu sieje krążą tydzień, dwa, a czasem i trzy. W pogoni za stadem stynek w ciągu dnia kilkakrotnie przepływają przez łowisko. Widać to po braniach. Idą różnie, niekiedy środkiem toni, innym razem tylko bokiem. Zdecydowanie najlepiej biorą z samego rana, do godziny 10. Później następuje długa przerwa, po której potrafią się jeszcze odezwać około godziny 13. Dłużej nie ma co po lodzie chodzić. Najlepszy jest koniec zimy, kiedy czuć wiosnę i  słychać klangor powracających żurawi. W przełyku łowionych wtedy siei znajduję po kilkadziesiąt stynek, równo poukładanych jedna na drugiej, jak szczapy drewna na stosie. Na wielkim jeziorze, takim jak Dargin, zewsząd na łowiska siejowe wiedzie długa droga po lodzie. Pod koniec zimy często jeziora spowija gęsta mgła, w której łatwo zabłądzić. Pokrywa lodowa jest popękana, tworzą się kilkumetrowe szczeliny i wypiętrzenia, które trzeba pokonać lub ominąć. Powroty również bywają trudne, bo podczas dnia lód od brzegu taje i nie można zejść na ląd w tym samym miejscu, w którym rano bez problemu weszliśmy na taflę. Ci, co z jeziorem są za pan brat, wiedzą którędy wejść i zejść, znają bezpieczne ścieżki na lodzie, który wydaje się wszędzie jednakowy. Nauczeni doświadczeniem noszą ze sobą deski i przerzucają je nad odkrytą wodą. Warto, a nawet trzeba chodzić ich śladami, kierować się tam, gdzie widać grupę wędkarzy. Na sto procent chodzą za siejami.


Tak, chodzą, bo na całych Mazurach sieje łowi się „na chodzonego”. Metoda to nieregulaminowa i strażnicy „się czepiają”, jednak powszechnie stosowana. Tradycja silniejsza – mówią giżyccy siejarze. Używają naraz dwóch wędek, a właściwie motowidełek  (deseczki z nawiniętą żyłką, zwane tu klapkami) z kilkoma błystkami.  Operują nimi w dwóch przeręblach odległych od siebie o 10 – 15 metrów, drogę pomiędzy nimi przemierzając wolnym krokiem. Jeden zestaw ciągną do góry, a drugi w tym czasie opuszczają. Sposób „na chodzonego” daje możliwość penetrowania szerokiej warstwy toni, od około 15 metrów aż do powierzchni. Łatwiej wtedy znaleźć tę głębokość, na której przebywają ryby, co gwarantuje udany połów.  


Po gruncie skaczą tu również zatwardziali „szarpakowcy”. Nie chodzą jednak, lecz tradycyjnie podszarpują cynowe rybki w jednym przeręblu lub w dwóch – na dwie ręce. Ruchy przynęty, maźniętej po jednym boku fioletowym lub niebieskim flamastrem, są krótkie, energiczne. „Szarpakowcy” szukają siei od dołu. Zaczynają od głębokości kilkunastu metrów i co jakiś czas  podciągają przynętę do góry aż ustalą, w której warstwie wody sieje żerują. Najczęściej wygląda to tak, że jedna wędka pracuje na siedmiu, a druga na dziewięciu metrach.


Na mormyszkę sieje łowi się tu przy okazji połowu okoni. – Dwa lata temu chodziłem długo od przerębla do przerębla bez skutku – opowiada Andrzej Kłujsza. – Zazdrosnym okiem spoglądałem na przyjezdnego wędkarza, który łowił na mormyszkę i wyciągał to dużego okonia, to sieję. Nie wytrzymałem, podszedłem do niego. Przynętę opuszczał na samo dno, na jakieś 25 metrów. Zawiązałem średnią, wolframową mormyszkę, na haczyk nadziałem pęczek ochotek. Dwa razy poderwałem przynętę z dna i już uderzyła ładna sieja. Rzadko, ale bywa, że i zimą stoją one przy samym dnie, gdzie  objadają się ochotkami. Wtedy mormyszka jest nie do pokonania.


Przez długie lata na Mazurach sieje łowiono wyłącznie na oblanki, podłużne błystki odlewane z ołowiu. Dziesięć lat temu przyszła moda na „bycze jaja” robione z kawałków plastykowej rurki od strzykawek inseminacyjnych albo z przezroczystej otuliny kabla koncentrycznego. Dwa haczyki zalewano ołowiem, a do środka rurki wkładano paseczek pozłotka albo wlewano różnokolorowe farbki lub atrament. Chodziło o nadanie bezbarwnej przynęcie kolorowego blasku. Stwierdzono bowiem, że ma to duży wpływ na skuteczność plastykowej rybki. A że nigdy nie wiadomo, który kolor będzie tego dnia najskuteczniejszy i od czego to zależy, mazurscy wędkarze pobłyskują w wodzie rozmaitymi barwami.


Różnokolorowe są także stosowane od kilku lat nowe błystki siejowe. Wyrabiają je z masy perłowej używanej do wyrobu guzików miejscowi producenci. Oferowane są we wszystkich kolorach i odcieniach. W Giżycku można je kupić w sklepie wędkarskim „Foto – Kaśka” po 4,50 zł za sztukę. Niezwykle lekkie to przynęty, istne piórka, które dociąża się wiążąc na końcu żyłki ciężką oblankę lub oliwkę. W pochmurne dni na mazurskich jeziorach sprawdzają się jaśniejsze błystki – perłowe, w odcieniu kości słoniowej lub jasnoniebieskie. W słoneczne dni skuteczniejsze są natomiast kolory ciemniejsze, zwłaszcza pomarańczowy i wrzosowy.


Połowy siei na Mazurach załamały się na dobre 2 – 3 lata temu.  Restrukturyzacja gospodarstw rybackich nie sprzyjała systematycznym zarybieniom, a w zanieczyszczonych ponad miarę jeziorach zaczęła masowo ginąć stynka, która zimą jest ważnym pokarmem siei. W Giżycku zbadano dlaczego występują śnięcia tej drobnej rybki. Okazało się, że latem stynki uciekają z nagrzanych wód powierzchniowych i szukają swej niszy w głębszych warstwach wody o temperaturze 12 – 13 stopni. Tam jednak czasem brakowało tlenu. Wtedy ginęły. A bez stynki nie ma siei.

Przyszłość siei w Darginie i okolicznych jeziorach nie rysuje się różowo. Gospodarstwo Rybackie w Giżycku ma problemy z pozyskaniem materiału zarybieniowego. Podaż w kraju jest niewielka, a swojego brak. Ostatnio zimy są ciepłe i tarła naturalne też się nie udają. – Dziś co prawda siei mało – mówią wędkarze giżyccy – ale w dobry dzień można złowić kilka ładnych sztuk. Naprawdę dużych, a więc zdecydowanie większych od tych, które tu padały na początku lat dziewięćdziesiątych, w czasach siejowego szczytu.

Wiesław Branowski

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments