W zamkniętych jeziorach jest trochę łatwiej wykryć i znęcić stada leszczy.
Nie jest istotne, czy to jezioro duże, czy też małe, ale muszę powiedzieć, że w niektórych, nawet niezbyt dużych, zbiornikach potrafią żyć dużo większe okazy niż w tych wielkich jeziorach przepływowych. Łowiąc w odpowiednim miejscu i po odpowiednim zanęceniu można z nich wytargać czwórki, a nawet piątki. Może tak duże okazy żyją w małych zbiornikach dlatego, że są bardziej ostrożne, a może dlatego, że nikt się na nie nie nastawia, bo trudno mu uwierzyć w takie duże sztuki. Wnioski te wyciągam tylko i wyłącznie z własnych obserwacji.
Każdego roku mniej więcej o tej samej porze obserwuję tarło leszczy w różnych zbiornikach. Oczy stają wtedy w słup na widok tak ogromnych lecholi, no i w takiej ilości.
W jeziorach zamkniętych moją najlepszą porą na połów leszcza jest okres przed tarłem. Wtedy to wielkie ich stada są w ciągłym ruchu i intensywnie żerują już od pierwszych mocniejszych wiosennych promieni słońca. Wybieram dość głębokie zatoki i bardzo intensywnie zanęcam pęczakiem z ziemniakami i makaronem z dodatkiem parzonych płatków owsianych. Jeszcze lepsze są ostro schodzące spady. Przy dużym wietrze fala uderzająca w brzeg powoduje wsteczny prąd podwodny, który nanosi leszczom pyszne żarcie. Najlepszą przynętą w takich warunkach jest kanapka: czerwony robak z czymś z jeziora, np. larwą chruścika, pijawką, kawałkiem małża (w tym zestawie jest on nie do pobicia).
W letnie upalne dni, gdy wiatru tyle co na lekarstwo lub nie ma go wcale, wielkie stada leszczy w tych jeziorach stoją dwa metry pod powierzchnią, przeważnie daleko od brzegu, z powodu braku tlenu prawie bez ruchu i bardzo słabo żerują. Nie znaczy to, że nie można się obłowić. Jeżeli mam do dyspozycji łódź i spodziewam się takiej pogody, to wypływam jeszcze przed świtem. Leszcze podchodzą pod powierzchnię przed samym południem. Blokuję spławik w odległości dwóch metrów od haczyka, zostawiając jedynie dwie najmniejsze śruciny w połowie tej odległości. Reszta głównego obciążenia znajduje się przy spławiku, który szybko przyjmuje pozycję pionową, a tak zestaw swobodnie opada tuż przy pyskach ryb. Leszcz stojąc poziomo czeka, aż przynęta opadnie jeszcze trochę niżej i dopiero wtedy przyjmuje pozycję prawie pionową, żeby wessać przynętę. Jakiż ta ryba ma instynkt pobierania pokarmu! Czy to nie jest fantastyczne? W normalnych letnich warunkach stada leszczy intensywnie żerują przez cały dzień na skrajach spadów z płaskim dnem. Próbowałem niejednokrotnie łowić leszcze na otwartej wodzie, czyli tam, gdzie stały pod powierzchnią podczas letniej przyduchy, na dnie płaskim jak stół, na głębokości 7 – 8 m i byłem wiele razy bez brań. Od czasu do czasu trafiał się jedynie mały okonek lub krąp. Dopiero późnojesienne spadki temperatury zmuszają już dużo większe stada do zejścia i żerowania w takich właśnie miejscach.
W zamkniętych jeziorach wiosną i latem nęcę i łowię leszcze na spadach lub ich końcach, jesienią i zimą już na płaskim dnie, lecz nigdy w najgłębszych miejscach w jeziorze. Wprawdzie leszcz kojarzy się z takimi głębinami, lecz nie dajmy się zwieść teorii.
Bogdan Barton