wtorek, 30 kwietnia, 2024
Strona głównaGruntCIĘŻKA GRUNTÓWKA

CIĘŻKA GRUNTÓWKA

Wisła w okolicach Krakowa to znane łowisko leszczy. Pływają w dużych ławicach, a sztuki przekraczające wagę trzech kilogramów nie są niczym nadzwyczajnym, zwłaszcza gdy się stosuje dużą selektywną przynętę. Ale gwarancją sukcesu nie jest przynęta, tylko dobra miejscówka.

Na ryby wybieram się zwykle w okolice Nowej Huty, gdzie Wisła płynie dziko. Na uregulowanych odcinkach, tak jak w centrum Krakowa, główny nurt płynie zazwyczaj środkiem rzeki, co najmniej 50 m od brzegu, i właśnie tak daleko żyją duże leszcze. Owszem, da się tam łowić, ale po co się męczyć, skoro w dzikiej Wiśle duże ryby przebywają bliżej?

Dziewięćdziesiąt procent dużych leszczy złowiłem nie dalej niż 20 metrów od brzegu. Lubię takie łowiska, gdzie główny nurt jest tuż przy brzegu. Ryby, które za pokarmem wędrują w górę i w dół rzeki, muszą tamtędy przepływać. Można więc być pewnym, że i leszcze prędzej czy później znajdą się w pobliżu zarzuconych wędek, bo to wyznaczona im przez naturę trasa.

Łowię je tam używając koszyczka zanętowego. Wypełniam go zanętą bardzo mocno nasyconą aromatem. Świetnie sprawdza się czosnek i melasa, która oprócz mocnego zapachu ma słodki smak. Zanęta z melasą jest bardziej uniwersalna, bo wabi nie tylko leszcze, ale również karpie, jazie i karasie. Czosnek działa selektywnie, zwabia prawie wyłącznie leszcze. Po czosnek sięgam zawsze, kiedy stosuję słodką zanętę. Nie dodaję go jednak do zanęty razem z melasą, bo akurat te dwa zapachy nie za dobrze do siebie pasują. Sądzę zresztą, że w łowisku liczy się nie tyle konkretny zapach, co silna smuga zapachowa wytwarzana przez jakiś składnik koszyczkowej zanęty. W szybko płynącej i do tego niezbyt czystej wodzie mocny aromat niesie rybom bardziej wyraźny sygnał o miejscu, gdzie leży łatwo dostępny pokarm.

Łowiąc w rynnie posługuję się ciężką gruntówką i stosuję duże przynęty, bo lubią je duże leszcze łowione w głębokim nurcie. Trzy albo cztery dendrobeny na haczyku nr 4 to szansa na dużego leszcza. Zakładam też na haczyk makaron gwiazdki. Mają w środku otwór i można ich dużo nanizać na haczyk nr 4 z wydłużonym trzonkiem. Na taki haczyk wchodzi kilkadziesiąt gwiazdek. Nie spadają podczas wyrzutu ani nie zrywa ich prąd, kiedy leżą na dnie. Choć na dendrobeny łowi się wygodniej niż na makaron, to czasami ich stosowanie jest nieetyczne. Wtedy mianowicie, kiedy na robaki masowo biorą małe sandaczyki albo sumy. Wolę się trochę pomęczyć z szykowaniem i zakładaniem makaronu niż mordować cenny rybi drobiazg.

Stosuję przypon o długości zaledwie 10 cm, bo wtedy przynęta znajduje się na dnie blisko koszyczka zanętowego. Poza tym leszcze w nurcie biorą zawsze bardzo agresywnie. Zresztą muszą tak brać, bo w szybko płynącej wodzie jedzenie szybko ucieka i nie ma czasu na delikatne próbowanie każdego kąska. Dzięki krótkiemu przyponowi takie energiczne branie bardzo często kończy się tym, że ryba zacina się sama. Oczywiście jest to możliwe tylko wtedy, gdy haczyki są bardzo ostre.

Przypony robię z żyłki 0,18 lub 0,20. Cieńsze wcale nie zwiększają ilości brań, natomiast znacznie więcej ryb zrywa się już przy zacięciu. Przypon grubszy niż 0,20 mm jest już z kolei zbyt sztywny i ilość brań spada.

Żeby położyć zestaw na dnie w szybkim nurcie, trzeba użyć ciężarka o wadze od 100 do 200 g. Nawet najbardziej dociążone koszyczki są zbyt lekkie. Dlatego na żyłkę główną zakładam płaski przelotowy ciężarek, a powyżej niego koszyczek już bez dociążającego ołowiu. Chociaż zestaw jest ciężki, a w łowisku dużo zaczepów, zwykle używam żyłki o grubości 0,25 mm. Cieńsza jest już zbyt słaba, grubsza stawia w wodzie zbyt duży opór, co powoduje, że zestaw jest przez prąd znoszony.

Największym utrudnieniem jest zielsko oplatające żyłkę. Kiedy w Krakowie koszą nadrzeczne bulwary, to poniżej Nowej Huty łowić się nie da, bo niesiona z wodą trawa całkiem to uniemożliwia. Czasami trwa to kilka dni. Wtedy przechodzę na drugi typ moich wiślanych leszczowych łowisk. Są to zatoki albo wyrwy w brzegu ze wstecznym prądem, ale znajdujące się blisko głównego nurtu. Za najlepsze miejsce uważam jamy wymyte na końcu każdej opaski. To naturalne żerowiska leszczy, które wyjadają pokarm osadzający się na skraju nurtu i stojącej wody. W takich miejscach nęcę obficie.

Stosuję głównie grubą zanętę składającą się z gotowanego pęczaku, makaronu oraz płatków owsianych. Sypkiej zanęty daję tyle, żeby w połączeniu ze składnikami grubymi można było z nich ulepić kule. Oczywiście lepiszczem jest nie tylko sypka zanęta, ale również solidna porcja melasy. Czasami zamiast melasy zaprawiam zanętę czosnkiem. Mieszanka, z której lepię kule do łowienia w spokojnych miejscach, jest o wiele mniej aromatyczna od tej, która jest przeznaczona do koszyczków, ale i tak pachnie mocniej niż kupowane zanęty na wody stojące. Na początek wrzucam nawet 2/3 całej przygotowanej porcji, a resztę przeznaczam na donęcanie. Zazwyczaj w trakcie kilku godzin wędkowania zużywam wiaderko zanęty. Im więcej, tym lepiej. Wisły nie da się przenęcić.

Jeżeli przepływające stado leszczy trafi na kilka kilogramów takiej zanęty, to zazwyczaj się przy niej zatrzymuje, czasem nawet na godzinę. Nie zrażam się, jeżeli w łowisku leszcze się spławiają. Skoro zatrzymały się w zanęcie, to znaczy, że przynajmniej część z nich żeruje. Opowieści, że jak się leszcze spławiają, to nie biorą, zapewne powstały na nie najlepiej nęconych łowiskach.

Na pograniczu nurtu stosuję przynęty mniejsze. Na haczyk nr 6 – 8 – 10 zakładam pęczek białych, czasami kilka czerwonych robaków lub cztery ziarenka pęczaku. Mówią, że kiedy brania są mizerne, trzeba zakładać przynęty jeszcze mniejsze. Tymczasem przekonałem się wielokrotnie, że gdy się łowi w Wiśle, lepiej w takiej sytuacji użyć dużych przynęt. Najlepiej takich samych, jak w szybkim nurcie.

W zestawach do łowienia na pograniczu nurtu stosuję przypony o długości 35 – 40 cm i ciężarki 15 lub 30 g, zależnie od warunków na łowisku.

Gdy zaczynam łowić, zwykle na jednym zestawie mam większy haczyk z robakami, a na drugim mniejszy z przynętą roślinną lub kanapką. W ten sposób łatwiej mi odkryć, jakie przynęty są tego dnia bardziej dla leszczy atrakcyjne. Jeżeli brań nie mogę się doczekać, to w jednym zestawie haczyk i przynętę jeszcze bardziej zmniejszam, a w drugim zwiększam. Nigdy nie ma pewności, co się w końcu okaże skuteczne. Dotychczas największego leszcza, o wadze 4,2 kg, złowiłem na cztery ziarenka pęczaku założone na haczyku nr 10.

Późną wiosną i latem niezastąpioną przynętą na leszcze jest makaron. Potrafi zdziałać cuda. Nigdy nie wybieram się nad wodę bez makaronu, ale też nigdy nie biorę go jako jedynej przynęty. Zawsze mam jeszcze białe i czerwone robaki albo dendrobeny. Im bliżej jesieni, tym chętniej leszcze zjadają mięso. We wrześniu i październiku podstawową leszczową przynętą stają się czerwone robaki i dendrobeny.
Ciężka gruntówka to metoda idealna do łowienia leszczy w dużej rzece. Jest prosta, przez to mało zawodna, i pozwala podać przynętę nawet w głębokim nurcie. A Wisła potrafi za to odpłacić rekordowymi okazami.

Sławomir Seraczyn
Kraków

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments