sobota, 20 kwietnia, 2024

ZATOKA PUCKA

Dwa kilometry za Puckiem w kierunku na Władysławowo, tuż przy Zatoce Puckiej, jest duży parking. Roztacza się z niego rozległy widok – od północy na Półwysep Helski, a od południa na dachy domów i wież kościelnych Pucka. W dzień parking jest pusty. Nad ranem zatrzymuje się tu sporo samochodów, z których wysypują się pasażerowie, żeby rozprostować kości po długiej podróży z południa do nadmorskich kurortów. W nocy parking opanowują wędkarze.

W zachodniej części Zatoki Puckiej jest ogromne trzcinowisko. Nie ma go tylko przy parkingu, gdzie brzeg jest twardy, wyłożony kamieniami. To wygodne łowisko. Jest w co wbić podpórki do wędek, a tuż za plecami można postawić samochód.

To łowisko odwiedzają niemal wyłącznie wędkarze z Pucka i z Trójmiasta. Poznali je już wiele lat temu, kiedy w wodach zatoki znowu pojawiły się ryby. Nie takie jak dawniej, z początku lat siedemdziesiątych. Zatoka słynęła wówczas z ogromnych ilości płoci i szczupaków, które osiągały tutaj nawet kilkanaście kilogramów. Wtedy też na porządku dziennym były spotkania z rybami morskimi. Teraz zatokę opanowały cierniki, których jest tyle co ziaren piasku morskiego. Wprawdzie przez wody zatoki przemykają łososie i trocie, także sieje, którymi zarybia się rzeczki i cieki znajdujące w niej ujście. Zatokę natomiast zarybia się tęczakiem z nadzieją, że zmniejszy populację cierników. Ale na razie wody zatoki opanowały japońce i karpie.

Z mokradeł znajdujących się tuż na północ za Puckiem wypływa rzeczka, w zasadzie rów, który w zimie oblegany jest przez wędkarzy. Stoją ramię w ramię i każdy wyciąga japońce. Wiele z nich to niemałe sztuki, ważą nawet ponad kilogram. Od czasu do czasu trafiają się nawet dwukilogramowe. Żniwa trwają do wiosny, później japońce wpływają do zatoki i od maja dobrze się je łowi właśnie z parkingu albo z łodzi. Kto ma łódź, cumuje jakieś sto metrów od brzegu i nie musi się cisnąć na parkingu, gdzie jest mało miejsc. Jest poza zasięgiem ciężkich zestawów, a sam daleko nie zarzucając, może umieścić zestaw w dobrze zanęconym polu.

Łowienie japońców to żadna filozofia. Mocny kij, koszyczek wypchany zanętą, robaki na haczyku. To wszystko. Jednak nie prostota łowienia ściąga rzesze wędkarzy, tylko wielkość łowionych ryb. Kilogramowy karaś srebrzysty to tutaj żaden wyczyn, a do tego można także złowić karpia albo – co się częściej zdarza – mieć przygodę z karpiem. Obok japońców pływają bowiem duże, nawet kilkunastokilogramowe sztuki.

– Kiedyś karpi w zatoce nie było – mówi pan Mirosław Bartsch z Gdyni. – Pokazały się dopiero rok po wielkiej powodzi w 1997 roku. Karpie biorą tylko wtedy, kiedy woda jest bardzo spokojna, bo są ostrożne i każdy paproch na żyłce je płoszy. Przy wiatrach na żyłkę nabija się pełno glonów, których jest pełno w wodach zatoki. Karasiom tak bardzo to nie przeszkadza, może dlatego, że ich ławice są bardzo duże i kiedy dopłyną do zanęty, zaczyna się wśród nich konkurencja pokarmowa. W zasadzie łowieniu tutaj na przeszkodzie stoi tylko wiatr. Kiedy wieje w twarz, od zatoki, nawet nie ma po co zarzucać wędki. Ja łowię zawsze z łódki, ale kiedy mam wiatr w plecy, nie wypływam, bo na żyłkę nabija się tyle zielska, że o łowieniu nie ma mowy.

A w ogóle łódkę do łowienia wybrałem dlatego, że mogę podpłynąć blisko bardzo dobrze zanęconych miejsc. Żeby połowić z brzegu, dostępna jest tylko jedna technika wędkowania, z koszyczkiem. Takim zestawem z brzegu można zarzucić najdalej na około 50 metrów. Ja nie lubię koszyczka, więc cumuję łódkę około 70-80 metrów od brzegu i łowię na zestawy spławikowe w dobrze zanęconych miejscach. Oczywiście sam też zanęcam, ale z mniejszym wysiłkiem, bo kilkanaście kul zanętowych wrzucam do wody rękoma. Gdyby w wodzie nie było tyle karmy, ryby nie odwiedzałyby tego miejsca. Wydaje mi się, że przypływają tutaj tylko od czasu do czasu i wtedy wszyscy łowimy je do oporu. Później gdzieś znikają, chyba płyną na lepsze żerowiska.

– Od kilku lat przyjeżdżam tutaj na japońce – mówi pan Tomasz Syda, właściciel sklepu w Gdyni. – Mam na rozkładzie ponaddwukilogramową sztukę. O tym, że japońce zaczynają dobrze brać, dowiaduję się od klientów i wtedy sam się tutaj wybieram. Łowię jak wszyscy, na koszyczek, w który pakuję zanętę ukierunkowaną na liny i karasie. I tak samo jak wszyscy, kiedy nie mam brań na białe robaki, zastępuję je czerwonymi.

Mówi pan Wojciech Piotrowski z Gdyni:
– Sporo wędkarzy nęci japońce zanętami na karpie. Ściągają więc na to łowisko sazany, jest ich mnóstwo w zatoce. Czasami na przemian z karasiami srebrzystymi łowi się małe sazany, takie do kilograma.

Łowisko jest dobre do późnej jesieni. Później na jakiś miesiąc ryby gdzieś znikają, by pojawić się w dopływach na zimowiskach.

WR

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments