wtorek, 14 stycznia, 2025

CIECZ

Jezioro Ciecz (Trześniowskie) to jezioro typu sielawowego. Ma 183 ha powierzchni, głębokość maksymalna wynosi 59 m, średnia 19 m, długość 4770 m, szerokość 620 m, linia brzegowa 12390 m. Objęte jest strefą ciszy. Jest to najgłębszy akwen Pojezierza Lubuskiego i jeden z najgłębszych w Polsce. Woda ma I klasę czystości. Występuje tu wiele gatunków ryb atrakcyjnych wędkarsko, oprócz sielaw m.in. liny, płocie, wzdręgi, leszcze, karpie, szczupaki, okonie, węgorze, trocie jeziorowe.

Jezioro zasilają podwodne źródła i dwa strumyki spływające z jego stromych zboczy. W północnej części jeziora głębokość dochodzi do 59 metrów. Występuje tam kilka głębin i progów oraz podwodnych górek. Średnia głębokość maleje w kierunku południowym. Z powodu stromych brzegów pas roślinności wynurzonej tylko w kilku miejscach ma szerokość 2 – 5 m. Na brzegach wschodnim i zachodnim jest trochę kładek, najlepiej jednak wędkuje się z łodzi (można ją wypożyczyć). Jezioro jest dostępne z każdego miejsca na brzegu, bo wokół biegnie ścieżka rowerowo-spacerowa.

Piękno i wędkarskie walory jeziora Ciecz pokazuje mi prezes tutejszego koła PZW pan Jan Szuryga. Przy okazji opowiada o złowionych tu rybach. Na liście rekordów figurują płocie i wzdręgi o wadze 1,5 kg, liny (przeszło 2 kg), szczupaki (prawie 14 kg), okonie (powyżej 1,5 kg), węgorze (2,5 kg) oraz 5-kilowe leszcze. Największą jego atrakcją jest jednak troć jeziorowa.

Jak zapewnia mnie pan Bogusław Maciołek, jezioro Ciecz jest wymarzone do trolingu. W słoneczny dzień przeciąganą wahadłówkę widać nawet na głębokości siedmiu metrów. Jednak w tak przejrzystym i głębokim jeziorze niełatwo sprowokować drapieżnika do ataku. Najlepszymi przynętami są twistery i rippery, skuteczne są też woblery o bardzo drobnej akcji. W czasie spiningowania lub trolingu można trafić na dużego głębinowego okonia lub metrowego szczupaka podążającego w toni za sielawą oraz stanąć oko w oko z trocią jeziorową.

Oczywiście i tutaj okonie dostają amoku. Biją w drobnicę, że aż miło popatrzeć. Wtedy można je łatwo złowić, a przypominając sobie zdobycz z takiego dnia od razu ma się ochotę jechać ponownie na ryby. Niestety właśnie z powodu bardzo dużej przejrzystości wody, duże okonie nie są łatwe do złowienia. A ci, kórzy się w tym specjalizują, często są bezsilni i wskazują, że jedynymi dobrymi na nie porami są przedświty i krótki czas, kiedy się słońce chowa za drzewami.

Znakomitym wędkarzem specjalizującym się w połowach linów i karpi jest pan Wiesław Sadło. Przestrzega on, że liny z jeziora Ciecz są bardzo kapryśne, nieobliczalne i przebiegłe, a od wędkarza wymagają dużej cierpliwości. W tak szczególnym jeziorze trudno bowiem przewidzieć, gdzie liny (a także karpie) przebywają. Żeby odnieść sukces, trzeba dobrze poznać jezioro, zwłaszcza rozkład jego głębokości, potem bardzo dokładnie zbadać wybrane łowisko i systematycznie je zanęcać. Mogą sobie na to pozwolić ci wędkarze, którzy mają dużo czasu i… zanęty.

Mój pomost znajduje się na zachodnim brzegu. W odległości piętnastu metrów głębokość wynosi 8 m. Mam na swoim koncie wiele linów, ale tego, którego złowiłem w sierpniu 2004 roku, będę pamiętać szczególnie długo. Łowisko nęciłem przez tydzień bardzo prostą zanętą. W jej skład wchodziła kukurydza, łubin, makaron kolanka oraz posiekane rosówki. Drobnej zanęty nie stosuję, bo w ciągu paru minut wyje ją drobnica. Gruba zanęta jest selektywna i ściąga w łowisko ryby słusznych rozmiarów i wagi.

Tamten sierpień był ciepły, z umiarkowanym ciśnieniem. Zanętę sypałem wczesnym rankiem, bo już wiedziałem, że najwięcej brań jest od rana do południa, trochę mniej przed zachodem słońca. Na łowisku zjawiłem się bardzo wczesnym rankiem. Wrzuciłem odrobinę zanęty i przygotowałem sprzęt. Były to dwie gruntówki o długości 3,60 m z siłą wyrzutu do 80 g, kołowrotki średniej wielkości z dobrym hamulcem, żyłki 0,22, przypony 0,18 i 0,20, haczyki nr 6 i 4. Na jeden z nich założyłem dwa makaronowe kolanka, na drugi rosówkę. Po przykrych doświadczeniach z przeszłości podbierak umieściłem w takim miejscu, żeby w każdej chwili był pod ręką.

Pierwsze podskubywanie rosówki zauważyłem około szóstej. Od razu wiedziałem, że to lin, w dodatku niemały. Po paru minutach branie ustało. W takiej sytuacji wielu wędkarzy popełnia kardynalny błąd. Wyjmują przynętę z wody i sprawdzają jej stan. A liny potrafią wracać do niej wiele razy i wystawiać nerwy wędkarza na ciężką próbę. Tak było i tym razem. Po upływie 20 minut znów było branie i znów wkrótce ustało.

Około ósmej zobaczyłem gwałtowne branie, ale na makaron. Od razu poznałem, że to karp. Odbił w prawo i pociągnął w głębinę. Wiem, że w łowisku zaczepów nie ma, więc się nie martwię. Dokręcam mocniej sprzęgło i po krótkiej walce karp jest już w podbieraku. Ma około trzech kilogramów.

O dziewiątej wskaźnik na żyłce zaczyna lekko drgać. To nieznacznie opada, to się podnosi. Wiadomo, lin sprawdza rosówkę. Czas ciągnie się w nieskończoność, aż wreszcie wskaźnik całkowicie opada – lin ruszył do brzegu. Błyskawicznie wybieram luz żyłki i zacinam. Czuję duży opór. Lin robi zdecydowany odjazd w prawo. Jestem spokojny, łowisko mam sprawdzone, a sprzęt pewny. Skracam żyłkę. Po 3 – 4 minutach widzę lina przy pomoście. Jest piękny, ciemnozielony, mniej więcej dwójka. Schylam się po podbierak i wtedy spostrzegam, że w ślad za linem płynie metrowy szczupak. Na moment znieruchomiałem. Lin to wykorzystał i dał nura w głębię, lecz sprzęgło było dobrze ustawione i oddało żyłkę. Gdy się poruszyłem, szczupak wykonał majestatyczny zwrot i bez pośpiechu odpłynął. Z zamyślenia wyrwał mnie szamocący się na haczyku lin. Ponownie podholowałem go pod pomost i podebrałem podbierakiem. Ważył 2,16 kg. Takie zdarzenia długo pozostają w wędkarskiej pamięci.

Działacze gminnego koła wędkarskiego zaprosili mnie do swojej siedziby w zabytkowej Bramie Polskiej, niedaleko zamku joannitów. Panowie Jan Szuryga i Bogusław Maciołek pokazali mi dokumenty dotyczące zarybiania jeziora Ciecz. Wynika z nich, że w 1996 roku wpuszczono doń 400 tys. sztuk wylęgu sielawy. Największą atrakcją tego jeziora jest troć jeziorowa, którą wprowadzono w roku 1997 (1500 selektów). Dodatkowo co roku jezioro zarybiane jest linem, karpiem i szczupakiem. Sieciami ryb się tu nie odławia.

Roman Olczak

Podczas prac wykopaliskowych w Łagowie znaleziono ludzkie ślady pochodzące z X wieku p.n.e. W średniowieczu Łagów był własnością zakonu templariuszy, a potem zakonu joannitów, który powstał 1060 roku jako bractwo szpitalne. Później został przekształcony w zakon rycerski. Warowne grodzisko i zamek zbudowano na sztucznie usypanym wzgórzu na przesmyku między Jeziorami Łagowskim i Trześniowskim. Jeszcze dzisiaj z wieży zamkowej można podziwiać piękne okolice, niemal w całości pokryte bukowym lasem.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments