Z tą przynętą wiąże się ciekawa historia. Nie jest to polski wynalazek, lecz patent przywieziony podstępnie z Rosji. Kilka lat temu zdobył ją tam mój kolega. Nad rzeką spotkał wędkarza, który na jego oczach złowił ze szczytu główki kilka boleni. Kiedy zaciekawiony do niego podszedł, tamten urwał przynętę, schował ją do kieszeni i za nic nie chciał jej pokazać.
Kolega mój przez dwa dni chodził jego śladem i za każdym razem widział, jak łowi po kilkanaście boleni. W końcu trzeciego dnia zaszedł go od tyłu, kiedy ten podbierał piękną sztukę, i podejrzał przynętę. Rosjanin się zorientował, że został rozszyfrowany, ale tylko prosił, żeby nikomu tutaj o tym nie mówić, bo ta błystka jest jego wielką tajemnicą i okoliczni wędkarze są o nią bardzo zawistni.
Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem tę sekretną przynętę, zaskoczyła mnie jej prosta budowa. Składa się ona tylko z dwóch części. Na haczyku, prostopadle do trzonka, jest zaciśnięta aluminiowa blaszka. I to wszystko. Z haczykiem nie ma problemu. Wystarczy gruntowy model nr 2 – 8 z długim trzonkiem, najlepiej też z oczkiem, bo wtedy wygodnie wiąże się przynętę do żyłki błystkowym węzłem.
Kłopot jest natomiast ze zdobyciem odpowiedniego aluminium. Ołowiem go zastąpić nie można, bo jest za ciężki, przynęta inaczej pracuje i bolenie nie chcą jej brać. Rosjanie są w komfortowej sytuacji, bo do zrobienia tej przynęty idealnie nadaje się kapsel od tamtejszej butelki z wódką. Jest wykonany z grubego aluminium, ma odpowiednią wagę i dobrze się na haczyku zaciska (nie sprężynuje).
Niestety, o rosyjską wódkę ostatnio u nas trudno. Od biedy można więc użyć blachy z puszek po napojach, ale jest ona cienka i żeby przynęta miała odpowiednią wagę, trzeba ją złożyć czterokrotnie. Najgorsze jednak, że przy zaciskaniu sprężynuje i haczyk kręci się w przynęcie dookoła własnej osi. Wprawdzie przed zaciśnięciem blaszki można go zalać distalem, ale to już nie to. Błystka ta jest bardzo lekka i rzucać nią nie można. Trzeba ją wypuścić daleko z nurtem rzeki, a potem bardzo wolno ściągać. Kiedy będziemy ją już mieli pod nogami, nie wyciągamy jej z wody, tylko znów wypuszczamy z prądem. W wodzie bez uciągu łowić nią oczywiście nie można.
Najlepiej spiningować ze szczytu główki. Wtedy przynęta zawsze znajduje się w strefie żerowania boleni i nie jest znoszona w stronę brzegu, jak to się dzieje podczas łowienia przy opaskach. Ponieważ jest lekka i ma dużą powierzchnię, zawsze idzie pod powierzchnią wody i można ją ściągać bardzo powoli. Według Rosjanina, właśnie ta cecha jest podstawą jej skuteczności. Modele przeznaczone na łowiska z silnym prądem można dociążyć, owijając, przed zaciśnięciem blaszki, trzonek haczyka ołowiem. Ale trzeba uważać, żeby z ciężarem nie przedobrzyć, bo im błystka lżejsza, tym jest łowniejsza.
W czasie prowadzenia błystka musi przez cały czas iść pod powierzchnią wody, nie może schodzić głębiej niż na pół metra. Prąd wody ją szarpie i przesuwa na boki. Staje się przez to podobna do walczącej z prądem małej rybki.
Ta błystka jest stworzona do połowu boleni, ale biorą ją także inne ryby. Najczęstszym przyłowem są klenie, jazie i okonie. Doświadczył tego mój kolega Kazimierz Groń. Pokazałem mu swoją boleniową błystkę, żeby sobie zrobił taką samą. Na drugi dzień zadzwonił i powiedział, że był na rybach, ale zamiast bolenia złowił dwa klenie i kilka okoni.
Tadeusz Janic
Wrocław