Karpiami zarybiano wody na wszystkich kontynentach prócz Antarktydy, bo człowiek spodziewał się źródła łatwego pokarmu. Niestety w wielu jeziorach i innych zbiornikach zarybianie spowodowało zmniejszenie się bioróżnorodności, inaczej mówiąc – część zamieszkujących je roślin i zwierząt po prostu wyginęła. Za sprawą karpi zmniejszyła się bowiem przejrzystość wody, wzrosła w niej zawartość soli mineralnych, zwiększył się zakwit, zanikła roślinność podwodna. Negatywne skutki zarybiania zbiorników tym gatunkiem zauważono już dawno. Pierwsza praca naukowa, która tego dotyczyła, ukazała się w 1929 r. w USA. Karpia nazwano nawet „inżynierem” ekosystemu, choć lepiej pasowałoby określenie „burzyciel”.
Główna przyczyna szkodliwego oddziaływania karpi na jeziora wynika ze sposobu, w jaki się odżywiają. Łatwo to zauważyć, kiedy się płynie łódką po karpiowym stawie. Widać – to z jednej, to z drugiej strony – ciemne chmury podniesionych z dna osadów, które się kłębią i powoli rozchodzą w wodzie. Mimo że woda jest mętna wokół, to ciemne chmury podniesionego mułu wyraźnie są widoczne, a karpie, sprawców tego zamieszania, można w niej zobaczyć tylko wtedy, kiedy wystawią grzbiety na powierzchnię wody.
Żerowanie karpi w dnie polega na zassaniu do pyska sporej ilości mułu. Częściowo jest on potem przepuszczany przez skrzela, a częściowo „wydmuchany”. W ten sposób karp oddziela w jamie gębowej cząstki jadalne od niejadalnych. Po przeszukaniu dna karpie pozostawiają w nim duże lejkowate zagłębienia.
Mieszanie z wodą osadów dennych (mułów), określane jako bioturbacja, zwiększa zmętnienie wody. Równocześnie z mułu są uwalniane sole mineralne, które ponownie trafiają do wody i stają się pożywką dla glonów. Na to zjawisko hodowcy karpi nie narzekają, bo w stawach hodowlanych jest ono korzystne. Woda staje się żyźniejsza, rozwija się w niej więcej glonów, które stanowią podstawę łańcucha pokarmowego. Zjadają je drobne zwierzęta, którymi z kolei żywią się karpie. Ciemna i mętna woda w stawach również przynosi korzyści w gospodarce stawowej, szybciej bowiem nagrzewa ją słońce, a to przyspiesza wzrost karpi.
Zmętnienie wody ma jednak tragiczne konsekwencje w zbiornikach naturalnych, a trzeba powiedzieć, że przyroda kształtuje je już od 12 tysięcy lat, czyli od czasu, kiedy się z tej części Europy wycofał lodowiec. Otóż zmniejszenie się przejrzystości wody spowodowanej unoszącymi się w wodzie drobinami mułu i silnym zakwitem glonów ogranicza rozwój roślinności zanurzonej, bo do dna dociera zbyt mało światła.
Przez tysiące lat w jeziorach kształtowały się naturalne zespoły ryb i ewoluowały stosownie do zmian zachodzących w ich środowisku. Dziś wiemy, że jest to proces obustronny: pod wpływem ryb zmieniają się także jeziora. Zjawisko to zostało nazwane w 1987 r. przez prof. Karola Opuszyńskiego ichtioeutrofizacją. Teoria ta przyjęta została po początkowo wrogiej reakcji części naukowców i użytkowników rybackich jezior. Zakłada ona, że istnieje dodatnia zależność między starzeniem się jeziora (eutrofizacją) a zasiedlającymi je rybami. Zależność ta nie dla wszystkich gatunków jest jednakowa. Karpie i ryby roślinożerne należą do tych ryb, które – wprowadzone do jeziora – szybko powodują w nim bardzo duże zmiany.
Dla rodzimych gatunków ryb najbardziej niekorzystne jest ograniczenie powierzchni podwodnych łąk. Tracą one miejsca nadające się do odbywania tarła i rozwoju młodzieży, skutkiem czego zmniejsza się dorosła część ich populacji. Zmienia się więc naturalny zespół ryb właściwy dla danego typu jeziora. Ubywa w nim linów, karasi, szczupaków i okoni. Karpie są też bardzo żarłoczne. Tam, gdzie jest ich dużo, wyraźnie zmniejsza się ilość dennych bezkręgowców. To oznacza, że inne ryby muszą konkurować z karpiami o pokarm, co zwalnia tempo ich wzrostu. Karp jest też nosicielem kilku gatunków pasożytów obcego pochodzenia, którymi może zarażać rodzime ryby karpiowate.
Nasilenie negatywnego wpływu karpi na jezioro zależy od dwóch głównych czynników: charakteru samego jeziora i wielkości zarybień. Możemy dla uproszczenia podzielić jeziora na trzy typy: (1) płytkie, zeutrofizowane; (2) głębokie, zeutrofizowane, z wodą mało klarowną; (3) głębokie, mało żyzne, w których woda jest przejrzysta. Wpływ karpi jest tym większy, im jezioro jest płytsze, czyli im bardziej przypomina staw (powierzchnia jeziora nie jest tu tak istotna) oraz oczywiście im karpi jest w nim więcej. W płytkim jeziorze (typ pierwszy) karpie będą się czuły bardzo dobrze, ale też negatywne skutki zarybiania nastąpią w krótkim czasie (proces eutrofizacji znacznie się przyspieszy), ze szkodą dla pozostałych ryb.
W jeziorach drugiego typu (głębokie, ale zeutrofizowane) funkcję podobną jak karp, jednak o skutkach wyraźnie mniej zgubnych, spełnia duży leszcz. Lepiej więc nie dokładać kolejnego gatunku o zbliżonym sposobie odżywiania się i zadbać raczej o to, żeby w jeziorze było silne stado leszczy, które są naturalnym składnikiem naszej ichtiofauny. W jeziorach głębszych i mniej zeutrofizowanych (czyściejszych) oddziaływanie karpi jest paradoksalnie najmniejsze i daje się zaobserwować po znacznie dłuższym czasie. Jednak takie jeziora spotyka się już rzadko i przez to są bardzo cenne (żyją w nich sielawy, czasem sieje), dlatego powinny być szczególnie chronione. Jak więc widać, zarybianie jakiegokolwiek jeziora karpiami jest pozbawione sensu.
Po przekroczeniu pewnego krytycznego zagęszczenia karpi (biomasy) – wynosi ono około 200 – 300 kg/ha – ich wpływ na ekosystem jeziora staje się katastrofalny. Jednak ujawni się on także przy niższym wskaźniku biomasy, tyle że po dłuższym czasie. Badania przeprowadzone w USA i południowej Francji wykazały, że przy zagęszczeniu 50 kg/ha ubytek podwodnej roślinności po 70 – 90 dniach wyniósł od 3,6 do 5,7%.
Karpie rosną szybko i w zasadzie nie mają naturalnych wrogów. Prócz tego z dużego jeziora trudno je wyłowić metodami rybackimi, a wędkarzom udaje się to dopiero po intensywnym zanęcaniu, co zresztą też degraduje jezioro. Systematyczne zarybienia karpiem przez wiele lat w dopuszczonych ilościach mogą więc doprowadzić do znacznego ich zagęszczenia. Szczęśliwie się składa, że w naszych wodach karpie rzadko się rozmnażają. Potrzebują bowiem do tego wielu korzystnych okoliczności, a często i tak konieczny jest dodatkowy bodziec w postaci dawki hormonów. Nie można jednak wykluczyć, że gdzieś kiedyś naturalne tarło się uda. Nawet w głębokich i zimnych jeziorach są płytkie i zarośnięte zatoki, gdzie tarło może się powieść, wtedy biomasa karpi jeszcze się zwiększy w sposób niekontrolowany.
Trzeba brać pod uwagę jeszcze jedno zagrożenie. Średnio biorąc, świadomość ekologiczna rybackich użytkowników wody jest niska. Doskonale widać to na wielu jeziorach, które na skutek błędnego zarybiania zostały zniszczone. W operatach rybackich dla poszczególnych jezior będą więc zapisane dawki zarybieniowe karpi zgodne z rozporządzeniem, ale jest bardzo prawdopodobne, że do wody trafi ich o wiele więcej. Skutki ujawnią się po dłuższym czasie i będą nieodwracalne, dzierżawca natomiast nie poniesienie żadnych konsekwencji.
W Kodeksie etycznego postępowania w rybactwie, przyjętym przez FAO w 1995 r. (Polska jest członkiem tej agendy ONZ), znalazło się zalecenie, żeby stosować się do tzw. zasady przezorności. Brzmi ono tak (tłumaczenie prof. Marii Bnińskiej): „Państwo powinno w szerokim zakresie stosować zasadę przezorności w odniesieniu do ochrony, gospodarowania i eksploatacji ożywionych elementów środowiska, tak aby nie wyrządzić szkody w ekosystemach wodnych. Brak dowodów naukowych o oddziaływaniu konkretnego czynnika nie może stać się powodem nie podjęcia odpowiednich decyzji w zakresie ochrony środowiska wodnego lub ich odsuwania na plan dalszy. I odwrotnie – niedopuszczalne jest nieuwzględnianie w takich decyzjach istniejącej wiedzy i dowodów naukowych”. Dowodów na szkodliwy wpływ karpi na jeziora jest aż nadto, mimo to zarybianie ich tym gatunkiem zostało prawnie dopuszczone. Z punktu widzenia wiedzy naukowej jest przy tym zdumiewające, że jedynym parametrem, według którego określono wielkości dawek zarybieniowych, stała się powierzchnia jeziora. Zamiast żyzności zbiornika (trofii), jego głębokości, charakteru osadów dennych, pokrycia dna roślinnością podwodną, czyli tych cech jeziora, z którymi niekorzystny wpływ karpi na wodę może mieć związek, wybrano wielkość zupełnie nieistotną.
Karp jest rybą rzeczną. W swojej ojczyźnie – obszarze wokół Morza Kaspijskiego i Czarnego – zasiedla dolne biegi dużych rzek, które z natury mają bardzo mętne wody. Od czasu sprowadzenia karpia do naszego kraju przez cystersów w 12 lub 13 wieku, hodujemy go w stawach, ale nie znaczy to, że stał się on przez to innym gatunkiem. Nie zmieniło się ani jego zachowanie pokarmowe, ani rola w ekosystemie jezior. Zupełnym zaskoczeniem i nieporozumieniem jest więc opinia Państwowej Rady Ochrony Przyrody, że jakoby karp stał się rodzimym elementem naszej przyrody. Miejscem karpia powinny pozostać stawy, a nie jeziora.
Prof. dr hab. Andrzej Witkowski