Tina, wraz z innym kanałem Fiszewką, zbiera nadmiar wody z depresyjnych obszarów Żuław od strony Malborka. Wśród wędkarzy słynie przede wszystkim jako znakomite łowisko leszczy, które wiosną ciągną z Zalewu Wiślanego na tarliska położone w żuławskich kanałach i w jeziorze Drużno.
Leszcze w Tinie pojawiają się zwykle w połowie, a w chłodne wiosny pod koniec maja, zawsze wtedy, gdy kwitnie rzepak. W ciepłe ranki często widać, jak wędrują w górę kanału, wystawiając grzbiety nad powierzchnię wody. Tutaj spędzą całe lato, do Zalewu wrócą dopiero na początku jesieni. Aż do przymrozków zostają natomiast szczupaki, sandacze i okonie, które w kanale też mają swoje tarliska i letnie żerowiska. Przez cały rok są tylko płocie. Dla wędkarzy atrakcyjny jest odcinek Tiny ciągnący się od mostu drogowego koło wsi Jeziora aż do miejsca, gdzie kanał łączy się z rzeką Elbląg, przy moście kolejowym na przedmieściach Elbląga. Można tam dojechać nad samą wodę, a kanał jest szeroki na 16 – 20 m i głęboki na 3,5 – 4 m. Wyżej jest bardzo płytki, a brzegi są trudno dostępne, bagniste i porośnięte trzciną.
Tina ma swoją tajemnicę. Jest nią ukształtowanie dna. Koparki wybierające muł (ostatni raz kanał pogłębiano sześć lat temu) mogą się poruszać tylko po wale od strony wsi Gronowo. Po drugiej stronie ziemia jest zbyt miękka. Z wału łyżki koparek sięgają mniej więcej do 3/4 szerokości kanału. Po lewej jego stronie koryto jest równe jak nożem uciął, natomiast prawy brzeg opada łagodnie i porastają go trzciny. Leszcze najchętniej żerują właśnie na stoku dzikiego brzegu.
Zanęty nie wolno kłaść w dołkach, bo zginie w zawiesinie mułu i glonów. Nęcić należy na wzniesieniach. Można je wykryć opukując delikatnie dno gruntomierzem. Powoli rozmywany i osuwający się w dół pokarm osiada na powierzchni mulistego dna i wabi stada dorodnych leszczy.
Okoliczni wędkarze wrzucają do wody co popadnie i zwykle łowią drobiazg. Chcąc zmierzyć się z porządnymi rybami, radzę nie żałować grosza na dobrą zanętę. Moja recepta jest następująca: po jednej torebce Super Bremix i Etange, po jednym opakowaniu gotowej zanęty płociowej i leszczowej, mielony biszkopt i pół kilograma koprmelasy (koniecznie wyprażonej w piekarniku!). Woda w kanale najczęściej wolno płynie do morza lub stoi, ale czasem nagle przyspiesza i niesie naszą zanętę w siną dal. Dlatego na wszelki wypadek dodaję do niej pół torebki kleju PV-1 lub białego Top Secretu. Obciążenie jest zbyteczne, natomiast nieodzownym dodatkiem do zanęty są kastery. Żywych robaków sypię śladową ilość. Dlaczego? Na całych Żuławach wędkarze łowią prawie wyłącznie na białe robaki. Ryby je dobrze znają i te, które już były na wędce, trzymają się od nich z daleka.
Wybrzydzają zwłaszcza duże leszcze. Są dni, że ryją w zanęcie aż bąble idą po powierzchni wody. Wprowadzony w łowisko spławik wolno się zanurza, jakby haczyk zaczepiał o roślinę, jednak zacięcia są puste. Delikatnie wyssany robak świadczy, że ryba chwyciła przynętę, ale zaraz ją wypluła. W takich sytuacjach tylko ochotka potrafi zmusić leszcze do zdecydowanych brań. Nad Tiną to najpewniejsza przynęta. Na haczyk zakładam trzy – cztery larwy albo dwie w kanapce z kasterem. Łowię na przepływankę. Spławik lekko przytrzymuję, żeby przynęta muskała dno. Zestawy (1 – 1,5 g) obciążam śrucinami, bo można je dowolnie rozstawiać, szukając najlepszego wariantu.
Jarosław Kamiński
Jezioro Drużno to podobno największe w Europie tarlisko leszczy. Ten zanikający zbiornik wodny (pow. 1080 ha) był kiedyś częścią Zalewu Wiślanego. Rozległe trzęsawiska są porośnięte trzciną, a w zachodniej i południowej części także łozą i olchą. Dlatego dogodne warunki znajduje tu liczne ptactwo wodne i błotne (180 gatunków). Z tego względu Drużno uznano za rezerwat przyrody.