czwartek, 12 grudnia, 2024
Strona głównaHistoriaTEN NIE ZNA ŻYCIA KTO NIE CHODZIŁ W GUMOFILCACH

TEN NIE ZNA ŻYCIA KTO NIE CHODZIŁ W GUMOFILCACH

But filcowo-gumowy, popularny gumofilc, odcisnął mocne piętno na polskim wędkarstwie. W latach 70. i 80. w „filcach” paradował prawie każdy wędkarz, bo na ryby, poza zwykłymi gumiakami, nic odpowiedniejszego nie dało się kupić.

Gumofilce były ogólnie dostępne, co w tamtych czasach ustawicznych braków miało swoje znaczenie. Dużo nie kosztowały, niektórzy mieli je nawet za darmo. Takie buty dostawali do pracy robotnicy wielu gałęzi przemysłu, górnicy, wojskowi (także w wersji ze skórą zamiast filcu), pracownicy pegeerów. Solidny, trwały, wodoszczelny jak szwajcarski zegarek, gumofilc był niezastąpiony w polu, na poligonie, w kopalni, wiejskim obejściu, no i oczywiście na rybach. Spocone nogi nie pachniały zbyt ładnie, ale mało kto się tym przejmował, zresztą można było temu zapobiec stosując undofen lub kwas borny. Żeby w bucie dokonywała się wymiana powietrza, używano obuwia o kilka numerów większego, a zamiast wkładać skarpetki owijano nogi onucami.

Jedna z dwóch ówczesnych fabryk gumofilców, grudziądzki Stomil, produkowała ich rocznie aż 7 – 8 milionów par. Kupują je głównie rolnicy, bo się do nich przyzwyczaili i innych nie chcą. Ale nie są to te same gumofilce co przed laty. Zmienił się ich kształt (teraz bardziej odpowiada rysunkowi stopy), mają nowy, antypoślizgowy bieżnik, mocniejszą podeszwę oraz wkładkę. W 1998 r. dostały certyfikat Centralnego Instytutu Ochrony Pracy – literkę B, na dowód, że spełniają normy bezpieczeństwa, higieny i chronią przed zimnem nawet przy 20- stopniowym mrozie.

Gumofilce są robione z kauczuku syntetycznego, dzięki temu wilgoć częściowo z nich odparowuje. Nie są tak hermetyczne, jak podobne im buty z PCV, które ponadto wyskakują z wtryskarki jak ciasteczka z foremki. Gumofilce wymagają sporo pracy ręcznej, więc są nieco droższe. Obcas, podeszwę i cholewę robi się osobno na kopytach, potem łączy, skleja, na koniec wulkanizuje.

W Grudziądzu para butów filcowo-gumowych z certyfikatem kosztuje około 56 zł. Produkują także zwykłe gumofilce, są o kilka złotych tańsze i tych sprzedaje się najwięcej, bo na naszym rynku najważniejsza jest cena.

Grudziądzki Rofis robi z gumy także wodery, w dwóch kolorach: czarnym i zielonym. W latach socjalizmu o wysokie gumowce było trudno i wędkarze najczęściej odkupywali je od kolegów pracujących przy wodociągach i kanalizacji. Wówczas do tych butów przylgnęła nazwa „kanalary”, która tu i ówdzie jest używana po dziś dzień. Za kanalarami uganiali się przede wszystkim spiningiści. Płacili spore pieniądze za buty, którym nagminnie odpadały podeszwy. Nie mieli wyboru. Obecnie w sklepie fabrycznym wodery w pierwszym gatunku można kupić za jedyne 40 zł, od ręki i bez protekcji. Robi także model ocieplany, ale nie ma on większego powodzenia, bo jest trochę droższy. – A dzisiaj ludzie kupują to co najtańsze.

Wiesław Branowski

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments