Najwięcej pomysłów przychodzi do głowy wtedy, gdy ryby nie biorą. W takiej właśnie sytuacji trafiłem na znakomitą pstrągową przynętę. Okazał się nim twister, a było to już blisko dziesięć lat temu.
Prawie cały dzień minął bez uderzenia. Pokonałem pięciokilometrowy odcinek rzeki i wypróbowałem wszystkie przynęty. Wtedy łowiło się głównie na obrotówki i woblery. Gum prawie w ogóle w sklepach nie było, a jeżeli ktoś je miał, to ich używał wyłącznie na szczupaki. Na szczęście jakaś w kieszeni mi się zawieruszyła.
Woda była podniesiona, ale na tyle czysta, że w którymś momencie zauważyłem, jak spod burty, kiedy mocniej stąpnąłem, pstrąg ucieka na środek. Łowiłem blisko brzegu, ale trawy miały nawisy i wobler się o nie czepiał. Ani przy dnie, ani trochę nad nim nie mogłem przynęty dobrze poprowadzić. Cały czas coś mi przeszkadzało. Wreszcie rzuciłem twisterem i wyciągnąłem miarowego pstrąga potokowego. Był nażarty. Miał pękaty brzuch, a mimo to mojego twista połknął bardzo głęboko. Trzeba mieć farta, żeby tak od razu po pierwszym rzucie. To bardzo przekonuje do skuteczności jakiejś przynęty, a ta miała szczególną główkę. Pozwoliła się prowadzić tak, że ani nie wyrzucało jej na powierzchnię, ani nie waliła o dno.
Taki był początek: brązowy twister z lekką główką.
Później poszło już gładko. Krok po kroku, coraz więcej dowiadywałem się o prowadzeniu tej przynęty. Łowienie twisterem było zachęcające, bo cały czas miałem wyniki. Potrafiłem w kilka godzin złowić komplet, wtedy cztery pstrągi, kiedy inni nie oglądali nawet ogona. Dużą rolę odgrywała też cena. Twister był przynajmniej dwadzieścia razy tańszy od woblera, a wcale nie rwało się ich tak dużo.
Zacząłem przeglądać złowionym pstrągom żołądki. Sądziłem, że ich zawartość wiele mi wyjaśni. Pstrągi, które miały w sobie dużo chruścików, były w większości złowione na środku rzeki. W tych, które złowiłem na całej jej szerokości, znajdowałem strzeble, myszy, dżdżownice lub ogromne ilości mrówek.
Nigdy nie znalazłem pijawki ani minoga, a przecież widziałem je w rzece bardzo często. Więc dlaczego pstrągi tak chętnie atakowały przynętę, która właśnie te stworzenia udaje? Wydaje mi się, że one mają dobrą pamięć. Minogi muszą się trzeć, a to dla pstrągów jest wyżerka. Może tarło trwa krótko, a jedzenie jest smaczne? Może wtedy, kiedy się minogi trą, pstrągi mają taki ogrom jedzenia, że złowienie ich na przynętę byłoby cudem? Może…
Od lutego do początku maja doskonały jest twister czarny. Miałem na niego kilka potokowców po sześćdziesiąt centymetrów. Czterdziestaków nie zliczę, ale od maja jak nożem uciął. Jeżeli się na czarnego twistera złowiło cokolwiek, to tylko niewymiary. Ciepłe dni i niskie stany wody to też jest dla mnie czas twisterowy, ale wtedy zmieniam ich wielkość i kolor. Jeżeli czarne, to tylko siedmiocentymetrowe. Latem to już piątki, czasami nawet jeszcze krótsze, a kolor to pleksi z czerwonym i niebieskim brokatem. Być może takie twistery przypominają pstrągom wylęg i narybek, którego w tym czasie jest dosyć dużo. Częściej latem zmieniam miejsca łowienia. Kiedy zobaczę małe rybki, które pływają bądź blisko brzegu, bądź też za dużymi wypłyceniami na środku rzeki, to te miejsca traktuję szczególnie. Wykonuję w ich rejonie wiele rzutów. Celuję w stadko rybek i tak sprowadzam twistera, żeby napłynął na najbliższe wgłębienie, dołek, rynnę. W tych miejscach pstrąg musi czatować.
Wielką zaletą twistera jest tempo łowienia. Łowi się nim tak szybko, jak szybko płynie woda, bo to właśnie nurt wyznacza prędkość spływania, przemieszczania się przynęty. W praktyce wygląda to tak, że w czasie, jaki zajmuje jeden rzut woblerem, można trzy do pięciu razy rzucić twisterem i wydaje mi się, że twister dla pstrąga wygląda bardziej naturalnie.
Twisterem można dojść w takie miejsca, gdzie dotarcie inną przynętą jest niemożliwe. Mam na myśli doły pod korzeniami rosnących na brzegu drzew. Kiedyś próbowałem woblerami, ale to się okazało mało skuteczne. Co innego gumy. Staje się nad dziurą i wpuszcza przynętę jak do studni. Gdy dotknie dna, to trzeba ją na parę centymetrów poderwać i znowu położyć. Podnoszenie i opuszczanie powtarzam wielokrotnie w każdym miejscu. Można też pozwolić, żeby prąd trochę przesunął gumę po dnie.
Jeżeli wiosną wysokie temperatury utrzymują się kilka dni pod rząd, zaczynam stosować letni sposób prowadzenia przynęty, to znaczy łowię z prądem. Rzucam pod prąd i ściągam. Tutaj wychodzi kolejna wyższość gumy nad innymi przynętami, np. obrotówką. Żeby się kręciła, trzeba ją ciągnąć trochę szybciej od nurtu. Natomiast twisterem można dosłownie szorować dno zostawiając go nawet na dłuższą chwilę w bezruchu. Wprawdzie łapie się przy tym więcej zaczepów, ale można tego uniknąć, jeżeli się nie rzuca zbyt daleko.
Sumując swoje doświadczenia brałem wiele spraw pod uwagę: jak często łowię w tych samych miejscach, ile ryb złowiłem oraz jak często używałem twistera, a ile razy innych przynęt. Za każdym razem mi wychodzi, że twister jest skuteczniejszy od wielu innych przynęt.
Andrzej Gunia
Głogów
SPOSÓB ŁOWIENIA
Kiedy się stosuje tradycyjne przynęty, pstrągi mają dużo czasu na ich ocenę i zapewne nie chcą się dać na nie nabrać. Co innego twister. Ten przesuwa się po dnie, nie jest więc tak wyraźny jak blacha lub wobler i dodatkowo smuży, podnosząc z dna drobny piasek. Zarzucam pod drugi brzeg, trochę jeszcze w górę, i zamykam kabłąk. Nie skręcam żyłki, tylko pozwalam, żeby twister swobodnie spływał. Czasami podnoszę lub opuszczam wędzisko, ale zawsze muszę czuć na szczytówce uderzenia główki o dno.
Powtarzając rzuty przesuwam je w dół rzeki. Po prostu staram się obłowić jak największy kawałek dna. Omijam tylko takie miejsca na rzece, które nie mają rynien, a rynny obławiam od wlotu do samego jej końca. Gdybym miał podać, w których miejscach rynny złowiłem pstrągi, to powiedziałbym tak: dwadzieścia procent na wlocie, dziesięć w środku, a siedemdziesiesiąt na wylocie. Chociaż to wiem, nigdy nie rezygnuję z rzucania, bo przecież nie wiadomo, w którym miejscu pstrąg będzie dzisiaj żerował.
Twister po zatoczeniu wachlarza prostuje żyłkę, ale to nie kończy łowienia. Od tego momentu podciągam go bardzo wolno, trochę przy tym jigując (czyt. dżigując). Podnoszę go i czekam dosyć długo aż dotknie dna. Może tam trochę poleżeć, bo nie jeden raz mi się zdarzało, że pstrągi atakowały takiego leżącego twistera.
Pozostały jeszcze dwie sprawy techniczne. Pierwsza to kij. Długo łowiłem Power Gripem i wydawał mi się dobry. Potem dostrzegłem jego wady. Na tym kiju się czuje, że główka o coś uderza, ale nie wiadomo o co. O kamień czy może o patyk? Pukającego pstrąga od innych uderzeń odróżniam dopiero wtedy, kiedy się powiesi, a to trochę za późno, bo pstrąg jak szybko przynętę atakuje, tak też szybko ją wypluwa.
Druga sprawa to główki. Miałem bardzo dużo spadów, kiedy pstrągi atakowały podciąganą pod prąd przynętę. Moim zdaniem dlatego, że była za sztywna. Zrobiłem jiga przegubowego i teraz wypięć mam bardzo mało.
SPOSÓB ZBROJENIA
Na przelotowym ołowiu wiążę (najlepsza do tego jest plecionka lub linka kompozytowa) krętlik i agrafkę. W korpus twistera wbijam trzonek kotwicy i zgniatam go tak, żeby wystawało uszko. Wkładam agrafkę i zapinam. Korpus po rozprężeniu chowa agrafkę we wnętrzu, ale cała konstrukcja jest elastyczna. I o to chodzi.
Kiedyś zawiązywałem pojedyncze haczyki, potem kotwiczki potrójne, a teraz wiążę podwójne, takie, jakich się używa do zbrojenia żywca. Jak dotąd zeszło mi z nich bardzo niewiele ryb. Prawie zawsze zaczepione są za większy grot.