czwartek, 25 kwietnia, 2024
Strona głównaMorzePONAD TRZYDZIEŚCI LAT

PONAD TRZYDZIEŚCI LAT

Kiedy przeprowadziłem się z Łodzi nad morze, byłem pewny, że Boga za nogi chwyciłem, chociaż jeszcze wtedy wędkowania w morzu zupełnie nie znałem. Tuż za płotem płynęła Czerwonka, która uchodzi do morza koło Ustronia Morskiego. Drugiego dnia po przyjeździe wziąłem kij do ręki, poszedłem nad rzeczkę i wyjąłem dwa szczupaki. Później łowiłem także inne ryby, nawet pstrągi i trocie. Po prostu raj!

Ujście Czerwonki to dzisiaj wśród wędkarzy łowiących z plaży miejsce bardzo popularne. Wiosną spiningiści wybierają się tam na belony, a jesienią i zimą stają po pas w morzu i łowią trocie. Kiedy trzydzieści lat temu przyjechałem do Dobrzycy położonej niedaleko Ustronia Morskiego, ani mi w głowie był ten sposób wędkowania. Dopiero po kilku latach, kiedy zapał do Czerwonki minął, bo latem bardzo zarastała, przeszedłem się przez Ustronie, żeby popatrzeć, co i jak łowią rybacy. Wtedy zobaczyłem wędkarzy, którzy łowili z mola. Poszedłem do nich i mnie zatkało. Zobaczyłem leszcze jak szufle do węgla. Leszcz tej wielkości musiał ważyć co najmniej trzy albo nawet cztery kilogramy. Łowiło się je “na upatrzonego”. Szła ławica średniaków, a obok kilka olbrzymów. To właśnie im podrzucało się robaczka.

To się jednak już dawno skończyło. Powodu nie znam, może to rybacy przełowili, a może ścieki wyniszczyły ryby, w każdym razie w Ustroniu Morskim nadal łowi się leszcze, węgorze, płocie i belony, ale nie tyle, co kiedyś i nie takie duże. Z mola łowiłem długo, potem przeniosłem się na plaże. Z domu miałem do nich trzy kilometry przez pola. Jeździłem rowerem wożąc sprzęt, który dzisiaj każdy by się wyśmiał. Mimo to dzień po dniu, rok po roku zdobywałem nowe doświadczenia. Dzisiaj to już trzydzieści lat, jak morskiemu wędkowaniu zaprzedałem duszę.

Nie zapomnę pierwszego wrażenia. W morzu już łowiłem, ale z mola, a z plaży było jakoś inaczej. Nisko, płasko, nie ma na czym oka zawiesić. Rzucać daleko czy blisko? Robaki trzymać w miejscu czy podciągać? Lepiej jak morze jest sfalowane czy gładkie jak stolnica? Same wątpliwości. Jednego tylko byłem i jestem pewny: przynęty. Nadal uważam, że na leszcze i węgorze najlepsze są gnojaki. Na drugim miejscu stawiam rosówki, na trzecim dżdżownice. Taką kolejność przynęt zaakceptowały wszystkie morskie ryby. Tylko flądry, belony i dorsze wolą kawałki śledzia lub szprota. Flądry i dorsze z gruntu, belony spod spławika.

Kiedyś łowiłem belony tylko na spławik, dzisiaj się je spininguje. Dawniej łowiliśmy je suchą nogą, teraz łowcy belon wchodzą w spodniobutach po pas do wody. Jeszcze się ich nie dorobiłem. Nie wchodzę do morza, bo to nie jest potrzebne. Nie trzeba było wchodzić wtedy, gdy ryb było dużo, nie trzeba i teraz, kiedy jest ich znacznie mniej, bo one swoich zachowań nie zmieniły.

Większość złowionych belon dosłownie rzyga garnelami. Nie wiem, ile tych raczków jest trzysta metrów od brzegu, ale skoro łowię leszcze tuż przy plaży, to znaczy, że one przypłynęły tutaj właśnie na garnele. Ludzie, którzy się kąpią, nie są dla nich przeszkodą. Wprost przeciwnie, oni im pomagają, bo płoszą garnele. Dla leszczy i węgorzy to okazja, bo nie muszą ich wypłukiwać z piasku, zjadają te, które pływają. Latem mam więc darmowe nęcenie. Zestaw zarzucam na tę odległość, na jakiej pluskają się plażowicze.

W morzu łowię trzydzieści lat, ale nadal za każdym razem czuję dreszczyk emocji. Co się dzisiaj wydarzy, czego nowego się nauczę? Bo, żeby w morzu łowić ryby, trzeba być bacznym obserwatorem. Łowię, powiedzmy, parę dni pod rząd w tym samym miejscu, a mimo to każdy jest inny. Pogoda się nie zmienia, morze mało sfalowane, co oznacza, że refki się nie przesuwają, tymczasem codziennie biorą inne ryby i w innej odległości od brzegu. To sprawka morskich prądów, które są, choć ich nie widać. Nie muszą wiać wiatry, wystarczy, że słońce przygrzeje mocniej albo schowa się za chmury, a już prądy są inne i niosą wodę albo cieplejszą, albo chłodniejszą.

Pory dobrych brań nie biorą się z cyferblatu, tylko z promieni słonecznych, które bardziej lub mniej nagrzewają wodę. Rano dobre brania trwają od szóstej do dziewiątej, w południe od dwunastej do czternastej, wieczorem od osiemnastej do dwudziestej drugiej, w nocy od drugiej do czwartej. Łatwo też zauważyć, że w dni pochmurne ryby biorą dłużej, gdy natomiast jest słonecznie i bardzo ciepło, to brania trwają krócej, ale za to są bardziej intensywne. A nocą, zapyta ktoś, kiedy słońca nie ma wcale, to co wtedy? Ano to, że w nocy ryby ciągną na płycizny, bo tam jest dużo pokarmu. A dlaczego się je wtedy tak dobrze łowi? Bo są tak zajęte jedzeniem, że na nic innego uwagi nie zwracają (przynętę też uważają za pokarm).

Wpływ słońca na aktywność ryb tłumaczę sobie tak, że kiedy nasłonecznienie jest mocne, to woda szybciej się nagrzewa, prądy wody są bardziej bystre, a ryby szybciej się przemieszczają. Bo trzeba uwzględnić jeszcze i to, że w morzu, inaczej niż w jeziorze, ryby nie mają swoich stałych adresów. Ciągle pływają i chyba nie dla rozrywki, lecz dlatego, że cieplejsza woda nie tylko zwiększa bystrość prądów, lecz działa również na organizmy, którymi ryby się żywią.
o
Wpływ słońca na ryby jest więc ogromny. Jak na dłoni widać to po belonach. Na początku maja, czasami już w kwietniu, podpływają pod brzeg. Najpierw pojedynczo, później w coraz to liczniejszych grupach. Zaczynają tworzyć kłębowiska. Po tym widać, że zaraz przystąpią do tarła. A tu naraz słońce na kilka dni ginie, niebo robi się ołowiane, ponure. Belony gdzieś znikają. Ale kiedy przyjdzie wyż, chmury z nieba ustąpią, a słońce ostro zaświeci, belony od razu zaczynają się trzeć. Wtedy tylko być nad wodą.

Jeszcze belon nie widać, a już je słychać. Ich przybycie zapowiada metaliczny dźwięk jakby wibrującej blachy. To chyba samica. Kiedy się ją wypatrzy, to można zobaczyć, jak wygina ciało w literę S, a robi to z taką siłą i częstotliwością, że wokół woda aż kipi. Chyba daje samcom sygnał, że wydziela ikrę. Na ten znak podpływają inne belony, robi się od nich aż gęsto. One zapewne na ikrę wylewają mlecz. Potem zapada cisza, powierzchnia wody się uspokaja, lecz za chwilę znów skądś dobiega znany nam już wibrujący metaliczny dźwięk. Łowić się nie chce, człowiek by tylko patrzył i patrzył…

Kiedy belony się trą, inne ryby nie chcą brać. Dziwne to, bo przecież tarło ryb jakiegoś gatunku to dla innych czas wyżerki. Przypuszczam więc, że one są gdzieś w pobliżu, tylko jeszcze nie umiem ich złowić. W związku z belonami coś jeszcze budzi zdziwienie. Brzeg i dno zmieniają się każdego roku nawet kilka razy. To sprawia, że leszcze, okonie i węgorze odbywają tarło za każdym razem gdzie indziej, a belony nie. One zawsze trą się w tym samym miejscu.

Kiedy tak stoję obok wędek wpatrzony w ich szczytówki, mija mnie wielu ludzi. Lubię te spotkania. Jednych dziwi, że ryby pływają tuż przy plaży. Inni nie mogą wyjść z podziwu, że w Bałtyku łowię leszcze i płotki, bo byli przekonani, że te ryby żyją tylko w słodkich wodach. Jeszcze innym morskie ryby kojarzą się z głębinami, z dorszami i flądrami. Ale wśród tych moich przypadkowych rozmówców trafiają się też wytrawni słodkowodni wędkarze. Wielu z nich też się dziwi, że w morzu ryby łowi się tak łatwo i że są takie duże. Wtedy jednak rozmowa dotyczy już tylko fachowych tematów. Śmieję się niekiedy, że powinienem tu założyć szkółkę morskiego wędkarstwa. Ale to daje satysfakcję, bo już podczas wędkowania spotykałem na plaży moich byłych uczniów. Z wędkami oczywiście.

Kiedy daję lekcję, zaczynam od tego: Potrzebny jest odpowiedni kij, ani za miękki, ani za twardy. Taki, którym będzie można rzucić 100-gramowy ciężarek. Ale to nie ma być kij, jak rzeczna gruntówka. Musi być wytrzymalszy, bo na plaży trzeba pociągnąć. Czterometrowy wystarczy. Kołowrotek nie najdroższy, bo pył piaskowy prędzej czy później każdemu mechanizmowi da radę. Na kołowrotku żadnych plecionek, tylko żyłka dwudziestka piątka i dziesięciometrowy przypon strzałowy z czterdziestki Żyłka dlatego, że jest gładka i mniej zielska się do niej czepia. Jest też elastyczna, więc ryby łatwiej się holuje, zwłaszcza gdy jest fala.

Potem daję kolejną radę: Musisz się nauczyć rzucać z całej siły, ile wytrzyma żyłka, kij i trzymający żyłkę palec, a jak ci to nie będzie wychodziło, to zacznij łowić na sztuczną muszkę albo zajmij się modelarstwem.

Prawdę powiedziawszy, do łowienia w morzu potrzeba bardzo niewiele. Tani sprzęt i umiejętność zarzucania, a ile później przyjemności! Ale to jednak nie wszystko. Rzeki i jeziora są bardziej czytelne od morza. W rzece są zakola, głęboczki, głazy i powalone drzewa, na jeziorze cyple, wyspy, zatoki, a na morzu po horyzont woda. Więc na początek radzę, żeby ich ten ogrom nie przerażał, bo przecież łowić będą tylko blisko brzegu i na tym obszarze wody niech skupią swoją uwagę. Mówię im, że kiedy trzydzieści lat temu zaczynałem swoje morskie wędkowanie, miałem bambusowy kij i ruski kołowrotek katuszkę. Wtedy łowiłem w pierwszym dole, najwyżej na stoku pierwszej refki. Dzisiaj, kiedy mam sto razy lepszy sprzęt i cienkie, ale za to mocniejsze żyłki, wyciągam może mniej ryb i nie są one tak duże jak wtedy, ale łowię je niedaleko brzegu.
Patrz pod nogi, mówię, i szukaj ciemnych plam na piaszczystym dnie.

Każda ciemna plama to wodorosty lub kamienie, tu i tam trzymają się ryby. Kiedy zarzucisz w ciemny rów (ciemna barwa wody oznacza, że jest tam głębiej), wędka będzie czekała na przepływające ryby. Jeżeli rzucisz koło ciemnych plam, ryba wypłynie stamtąd do twojego haczyka. Na ciemne plamy nie zarzucaj, bo będziesz miał zaczepy i albo urwiesz zestaw, albo przynęta tak ugrzęźnie, że jej ryba nie znajdzie. Te ciemne plamy jednego dnia są w jakimś miejscu, a za kilka dni ich nie zobaczysz. To znaczy, że są to kamienie, które prąd wody zasypuje piaskiem lub go z nich spłukuje. Takiego miejsca warto pilnować. Oczywiście, gdy odsłoniętych kamieni nie ma, idziemy szukać ryb w innym miejscu.

O przynętach mówię, że lubię łowić na gnojaczki. Jak się je przebije haczykiem, to puszczają żółtą maź o nieprzyjemnym zapachu. Dla mnie on jest nieprzyjemny, ale przecież ja tych gnojaczków nie zjadam, natomiast leszcze je uwielbiają. Mówię też, gdzie gnojaki można znaleźć i że warto sobie zadać ten trud, a nie chodzić do sklepu po dendrobenę. Gnojak jest dobry na wszystkie ryby, rosówki – na węgorze i okonie, a na flądry – filety z tubisa, szprota albo śledzia.

Dalej mówię tak: Masz wędkę, umiesz obserwować morze, pewnie potrafisz już także wybrać dobre miejsca, w kieszeni masz pudełko z robakami, to musisz jeszcze wiedzieć, na jaki zestaw je założyć. Kupowanych zestawów nie polecam. Są wygodne w użyciu, ale mają długie przypony, które się łatwo skręcają. Gdy tylko przypon się trochę skręci, robak od razu wiruje. Na taki zestaw nigdy się brania nie doczekasz. Uczę więc, jak taki przypon zrobić i że to żaden problem, a koszt też niewielki.

Przypon to metr żyłki 0,50, na którym robię dwa oczka i przywiązuję do nich boczne przypony z haczykami. Jeden ma 15, drugi najwyżej 25 cm. Oczka na przyponie głównym muszą być w takiej od siebie odległości, żeby boczne przypony z haczykami nie mogły się poplątać. Robię je z żyłki 0,25 albo 0,30, gdy prąd jest silny. Haczyki powinny mieć uszka, bo wtedy łatwiej się je przywiązuje, i być na tyle duże, żeby na każdy z nich weszły trzy – cztery gnojaki i jeszcze grot porządnie wystawał.

Do jednego końca przyponu dowiązuję krętlik (przez niego łączę przypon z żyłką główną), a do drugiego ciężarek. Ot i wszystko. Prosty sprzęt nie sprawia kłopotu, więc cała uwaga może być skupiona na poszukiwaniu ciemnych fragmentów morza położonych blisko brzegu, a później, już po zarzuceniu zestawu, pełna koncentracja na szczytówce kija.

Teraz już nie będę opowiadał w kółko tego samego każdemu, kto mnie zaczepi. Odbiję ten artykuł na ksero i będę rozdawał, najwyżej wyjaśnię to wszystko, czego pytek nie zrozumie.

Henryk Bartczak
Dobrzyca

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments