Jest kilka miejsc w Polsce, które zasługują na miano wędkarskiego El Dorado. Jednym z nich są z całą pewnością najbliższe okolice Krosna Odrzańskiego.
Przyjrzyjmy się krośnieńskim łowiskom idąc z biegiem Bobru, dokładniej od elektrowni w Dychowie. W poprzednim numerze “WP” zakończyliśmy wędrówkę na Kanale Dychowskim. Przypomnijmy: cała woda z Bobru jest kierowana właśnie do tego kanału, a później na turbiny elektrowni pompowo-szczytowej w Dychowie. Do rzeczywistego koryta Bobru trafiają jedynie wody gruntowe, opadowe i przesiąki z kanału. Z wyższych odcinków rzeki tylko wtedy, gdy po opadach wody jest w niej tak dużo, że się przelewa przez zaporę w Krzywańcu. Dalej Bóbr wpływa do zbiornika Dychów i przez turbiny elektrowni szcAzytowo-pompowej do zbiornika Raduszec, który jest rezerwuarem dla kolejnej elektrowni koło wsi Raduszec Stary.
Zbiornik Raduszec ma 220 hektarów. Most, po którym biegnie droga z Gubina do Krosna, jak gdyby dzieli go na dwie części. Górna, czyli południowa, ma kształt portek. Jedna odnoga, dłuższa, prowadzi od dychowskiej elektrowni, druga od przegrody na Starym Bobrze.
Wędkarze najtłumniej oblegają odnogę przy elektrowni, bo fama głosi, że w tym kawałku zbiornika żyją ogromne okonie. Dowiódł tego p. Roman Gołębiowski, który do naszej “Parady Rekordów” kilka razy zgłaszał okazy ważące po półtora kilograma (“WP” luty 2006). Tutaj ryby, nie tylko okonie, biorą najlepiej, kiedy przez turbiny płynie woda. Jednak trudne jest to łowienie, bo na dnie leżą, w ogromnych ilościach, resztki żyłek i linek z pourywanych zestawów.
Dno tej odnogi jest w całości sztuczne. Tuż przy elektrowni – tam oczywiście wędkować nie można – jest to ogromna betonowa rynna, do której wpada woda po przejściu przez turbiny. Dalej kanał ma jednakową głębokość, a jego dno jest wyłożone kamieniami i różnymi innymi przeszkodami. Umieszczono je tam po to, żeby rozrywały jednolity strumień wypływającej z turbin wody. W zakamarkach dna, za kamieniami i innymi nierównościami kryją się ryby, nie tylko drapieżne, które pożerają ogłuszony w tej kipieli rybi drobiazg.
Połączenie obu odnóg to również dobre łowisko, ale dla wędkarza z pontonem albo łodzią. Tu bowiem zaczyna się rozległy obszar wody, właściwy raduszecki zbiornik. Na przedłużeniu cypla pomiędzy odnogami znajduje się podwodna grzęda, a najlepsze na niej miejscówki są oddalone od brzegu o kilkadziesiąt metrów. Podobnie atrakcyjne miejsca, np. zalane fragmenty starego koryta Bobru, też są daleko. Wprawdzie to koryto przybliża się do lewego brzegu zbiornika, ale łowienie gruntowe i spiningowanie są możliwe tylko na dalekim dystansie.
Aż do wspomnianego już mostu na trasie Gubin – Krosno jest jeszcze wiele innych miejscówek, przy których z łódki można nałowić ładnych okoni. Nie są te miejscówki rozległe, bo to albo duże pojedyncze kamienie, albo małe karcze, ale kto je namierzy ciężarkiem lub dobrą echosondą, niemal na pewno z każdej wyprawy powróci ze zdobyczą.
Poniżej mostu stare koryto Bobru nadal trzyma się lewego brzegu zbiornika. Raz jest bliżej, raz dalej, zawsze jednak w zasięgu rzutu koszyczkiem lub bocznym trokiem. Nic dziwnego, że wędkarze ten brzeg oblegają. Najlepiej radzą sobie ci, którzy znają zbiornik z okresu dużych niżówek. Wtedy bowiem spod wody wychodzi dawny lewy brzeg Bobru. Widoczne są umacniające go kiedyś kamienie i karcze po ściętych drzewach. Koryto zalanej rzeki jest twarde, brzegi również, dlatego jest to doskonałe łowisko okoni i szczupaków. Pozostałą część dna zbiornika, szczególnie przy prawym brzegu, pokrywa bardzo gruba warstwa mułu.
Prawy skraj zbiornika jest płytki, zarośnięty trzcinami i dostępny tylko w niewielu miejscach, ale to również dobre łowisko, tyle że znowu dla właścicieli środków pływających. Przy trzcinach jest sporo szczupaków, w korycie, a w zasadzie na jego spadkach, oprócz szczupaków są także okonie.
- W Raduszcu – mówi Wacław Sakowicz, właściciel sklepu wędkarskiego w Krośnie Odrzańskim – jest dużo drapieżników, ale żerują bardzo chimerycznie. Kiedy są zrzuty wody, łowię je na boczny trok. Zdziwiłby się niejeden wędkarz, gdyby zobaczył mój sprzęt na okonie: dorszowy trzymetrowy kij i oliwka ważąca osiemdziesiąt gramów. Używam go nie dlatego, że okonie takie duże, tylko po to, by pokonać opór pędzącej wody lub żeby wyszarpnąć zestaw, kiedy ugrzęźnie w zaczepach. Gdy elektrownia nie pracuje, wypływam na szeroką wodę, bliżej dolnej elektrowni. Przeszukuję łowiska w starym korycie i przy trzcinach. Ładne są tutaj ryby, więc paprochami się nie bawię.
Kopyto osiem centymetrów, główka osiem gramów i tym opukuję dno. Przy skarpach są zaczepy, ale właśnie tam trzymają się ryby. Poluję wyłącznie na drapieżniki, ale w zbiorniku jest też bardzo dużo leszczy, bo w mule są ogromne ilości ochotki. Ryby w zbiorniku są mocno chimeryczne. Czasami nie biorą nawet wiele dni z rzędu. Krośnianie z tym jednak kłopotu nie mają. W okolicy jest bardzo wiele innych łowisk i zawsze znajdzie się takie, gdzie ryby dobrze żerują. W ogóle w okolicach Krosna mamy baja bongo.
Na końcu zbiornika jest elektrownia Raduszec. Dalej Bóbr płynie kanałem, który niemal na całej długości ma jednakową szerokość, ale różną głębokość i konfigurację dna. Tuż za elektrownią, na odcinku kilkuset metrów, są dwa betonowe progi zawsze przykryte wodą. Mają hamować impet prądu. Później woda trafia na dwa przewężenia, jedno pod mostem kolejowym, drugie pod drogowym.
Odcinek Bobru od mostu drogowego do elektrowni Dychów w zasadzie opanowali spiningiści. Nie jest on głęboki, ma wartki nurt i sporo rynien w takiej odległości od brzegu, że spławikówką sięgnąć do nich nie można, za to spiningiem bez problemu. Gdyby ktoś zapytał, na jakie ryby się tutaj przyjeżdża, można by odpowiedzieć, że na wszystkie. Nawet na trocie i łososie, które, gdy dotrą do murów elektrowni, kończą swoją wędrówkę, bo przepławki nie ma. Kiedy późną jesienią ryb było dużo, zaobserwowano, że w nurcie robią sobie gniazda tarłowe. W ostatnich kilku latach troci jest bardzo mało, gdy więc ktoś taką rybę złowi nie łamiąc przepisów, to znaczy daleko od zrzutu wody, to może to być tylko przypadek. Na tym odcinku jest sporo drobnych okoni, są klenie, szczupaki, wiosną również dużo jazi.
Wielu wędkarzy wyprawia się tu na bolenie. Bóbr poniżej mostu drogowego opanowali tyczkarze, wczesną wiosną również spiningiści, którzy polują tu na jazie. Aż do miejsca, gdzie Bóbr uchodzi do Odry, wszędzie jest wygodny dojazd, w najgorszym przypadku polną drogą. Korzystają więc z tego wędkarze, którzy łowią zestawem skróconym, bo mogą postawić samochód tuż za plecami i wytaszczyć z niego liczne konieczne do tej metody manele: wędki, podpórki, wiadra, kosz i platformę, zanęty, sita, stojaki… Jednak połowić sobie za wiele nie zdołają, chyba że wiosną, kiedy ryby z Odry prą pod prąd na tarło. W innych okresach tutejsze ryby są stanowiskowe. Dowodzą tego chociażby zawody. Kto ma stanowisko otwierające, ma też ryby. Jeszcze więcej ma ich ten, kto sektor zamyka. Im bliżej środka, tym ryb mniej, czasami nie ma ich wcale.
Ale do treningu jest to miejsce idealne. Dno lekko nierówne, na nim sporo muld – w takich warunkach trzeba odpowiednio położyć dobrze przygotowaną zanętę. Dla tyczkarzy ważny jest też równy uciąg. To im pozwala przetrenować rozmaite warianty rozkładu obciążenia, doboru spławika i gramatury zestawu. No i ten łatwy dostęp do brzegu. A więc również tyczkarze będą się tu czuli bardzo dobrze.
Tak oto docieramy już do ujścia. Na tym odcinku Bóbr jest ciągle taki sam. Nad brzegami gęsto rosną topole i olchy, które mają już blisko po sto lat, bo zostały posadzone, gdy kanał był jeszcze w budowie.
Kiedy jesteśmy na prawym brzegu, mamy za plecami dużą żwirownię. To łowisko okoni znane tylko miejscowym. Kiedyś było w tym miejscu koryto Bobru, dzisiaj po nim ani śladu, tylko tam, gdzie wpływał do Odry, pozostało trochę drzew i takie ukształtowanie terenu, które wskazuje, że w przeszłości było tu inaczej.
Ujście Bobru do Odry to znane od lat łowisko boleni. Najwięcej jest ich wiosną i wtedy ściąga tu wielu spiningistów. Do dyspozycji mają dwie opaski: jedną poniżej ujścia, drugą na przeciwnym brzegu Odry (ta jest kilkakrotnie dłuższa). Jedna i druga są rybodajne, ale trzeba wiedzieć, że równie dobrymi łowiskami nie tylko boleni są główki (pięć pierwszych) poniżej ujścia Bobru.
Kiedy z cypla oddzielającego nurt Odry od bystrzyn Bobru popatrzymy pod prąd, zobaczymy ładny żelazny most. Od niego właśnie rozpoczynałem wędrówkę, by napisać artykuł “Odra w górę od Krosna Odrzańskiego” (“WP” nr 10, str. 50). Idąc w jego stronę, dotrzemy do ujścia Starej Odry. W tym właśnie miejscu kiedyś uchodził Bóbr.
Krosno leży na obu brzegach Odry. Prawy wznosi się wysoko nad rzekę, lewy jest płaski i niewiele wystaje ponad poziom Odry. Na tym płaskim terenie są jednak wzniesienia. Leży na nich południowa część miasta oraz wieś Raduszec, teraz włączona do Krosna. Od tych wzniesień prowadzi po wale droga w kierunku Zielonej Góry. Poza tymi miejscami wszędzie jest płasko. Właśnie na ten brzeg wlewa się woda z rzeki, kiedy osiąga poziom powodziowy. Dla poznania krośnieńskich łowisk jest ta wiedza o tyle ważna, że część powodziowej wody ustępuje do Odry przez łąki, a reszta wlewa się do Starej Odry i wypływa w miejscu, do któregośmy właśnie dotarli. Pod prąd, niecały kilometr od ujścia Bobru.
Niepozorne, chociaż dosyć szerokie jest połączenie Starej Odry z Odrą właściwą. Wrażenie ma się takie, że jest tu płytko, ale z błędu wyprowadza nas rzut oka na ekran echosondy. Dwa metry to nie płycizna, a zresztą za chwilę, pomiędzy ziemnymi wałami tworzącymi przewężenie, jest pięć metrów. Za przewężeniem tworzy się dość duże rozlewisko w kształcie rogala. Wszędzie strome brzegi, nierówne głębokości, gdzieniegdzie potworzyły się wysepki i wymiały. Teraz schowały się pod powierzchnią, bo poziom wody jest wysoki. Ale mimo to widać, że woda rzeźbi dno i brzegi tak, jak się jej podoba. Na jaki grunt trafiła, taką mu dała nauczkę. Gdzie miękko, wybrała wiele ziemi. Stąd te różnice głębokości, często o ostrych spadach, przechodzące jedne w drugie. Dwa metry, a zaraz cztery. Ekran pokazuje obfitość ryb. Ściągnęły tu z podniesionej Odry, niosącej iły i piasek do spokojnej wody.
Pod mostem na echosondzie widać prawie osiem metrów. Podobnie jest przed i za mostem. Kiedy po powodzi woda spływa z rozległych łąk powyżej Krosna, wlewa się pomiędzy przyczółki mostu i płynie jak przez dyszę. Stąd ta głębia. Za mostem jest ładne rozlewisko, które się przemienia w rzeczkę kilkunastometrowej szerokości. I tym większe moje zdziwienie, że wąsko, a głęboko. W zasadzie różnie, najmniej metr, ale co chwila są kilkumetrowe doły.
Płynę około dwóch kilometrów. Wszędzie podobnie, czasami szerokie rozlewiska z grążelami, gwarantujące obecność linów i szczupaków, ale na brzegu ani śladu po wędkarskich stanowiskach. Stara Odra wije się po płaskich jak stolnica łąkach. Dopływam do betonowego mostku. Widok z niego mało ciekawy. Jak okiem sięgnąć, rzeka taka sama. I ani żywej duszy.
- Dzisiaj jest bardzo mało wędkarzy – mówi Karol Chmielewski z Krosna Odrzańskiego, wędkarski przewodnik. – Gdy jeszcze kilka lat temu wyjrzałem przez okno, na każdej główce było co najmniej dwóch wędkarzy. Jeden łowił na napływie, drugi po stronie zapływowej. Teraz nawet w niedzielę takiego widoku się nie uświadczy. Nic więc dziwnego, że na Starej Odrze prawie się wędkarzy nie widuje. Czasami można zobaczyć kilku w pobliżu mostu. Polują z żywcem na sandacze. Nie ma tłoku, to i nie ma po co chodzić gdzieś daleko w pola, chociaż jest za czym. Dużo tam ryb, zwłaszcza po wylewach. Wpływają z Odry i zostają. Stara Odra na pewno byłaby świetnym łowiskiem podlodowym, bo na zimę wchodzi do niej dużo ryb z Odry. Ale że ostatnio zim u nas nie ma, to ryby mają spokój.
Niemal wszystkie łowiska są łatwo dostępne. Samochodem można dojechać wszędzie, poza Starą Odrą, bo wzdłuż tamtej wody ciągną się uprawne pola. W innych miejscach trudności z dojazdem mogą być tylko po deszczach, ale chyba nie dla nas, wędkarzy. Umiemy sobie przecież poradzić nawet maluszkiem tam, gdzie niejeden mieszczuch nie dałby rady terenówką. Wybierając się na jakiekolwiek opisane tu łowisko, trzymajmy się drogi, która biegnie blisko wody. Zawsze dojedziemy do celu.
Wiesław Dębicki