czwartek, 18 kwietnia, 2024
Strona głównaPrzynęta SztucznaWOBLERY NA PIERWSZY OGIEŃ

WOBLERY NA PIERWSZY OGIEŃ

Woblery bezsterowe robią taką samą karierę jak kiedyś Kopyto.

Woblery bezsterowe należą do najstarszych przynęt znanych człowiekowi. Zaczepiony do linki patyk, kiedy się go umiejętnie ciągnie po wodzie, porusza się podobnie jak ryba. Wiedzieli o tym nasi praojcowie, którzy właśnie w ten sposób prowokowali ryby drapieżne do tego, by podpłynęły na tyle blisko powierzchni, żeby je można było ugodzić dzidą. Do dzisiaj zresztą wiele ludów pierwotnych tak właśnie poluje na duże ryby. Z czasem patykowi, odpowiednio go strugając, zaczęto nadawać kształt rybki i tak powstał wobler bezsterowy.

Niedługą jednak przeszedł drogę ewolucji, bo w zasadzie od prastarych przynęt współczesny wobler bezsterowy różni się jedynie wyglądem i materiałem, z jakiego jest wykonany. Dawnej było to wyłącznie drewno, dzisiaj robi się woblery głównie z różnych mas plastycznych, pokrywanych lakierami albo kalkomanią, która je upodabnia do naturalnego pokarmu drapieżnika.

Dawne woblery pływały po powierzchni lub w jej pobliżu. Łowca bowiem musiał widzieć rybę, która przynętę goni, inaczej nie mógłby jej trafić dzidą. Nadszedł jednak czas kotwiczek. Odtąd ryby miały już się same o co zaczepić i kontakt wzrokowy z przynętą przestał być wędkarzowi potrzebny. Zaczęto więc robić także woblery tonące.

Woblery bezsterowe można zaliczyć do przynęt najbardziej łownych, podobnie jak kopyta. Wprawdzie kopyta należą do grupy przynęt miękkich, są jednak wśród nich wyjątkiem, bo mają ciężki ogon, który ze względu na swoją masę zawsze pracuje nieregularnie. Bezsterowce również poruszają się nieregularnie, a to – jak wiemy – jest największym atutem każdej przynęty. Wynika to z roli, jaką w przyrodzie odgrywają zwierzęta drapieżne. Są one selekcjonerami. Z ich punktu widzenia najpewniejszy jest atak wymierzony w osobnika chorego, a przecież jednym z zewnętrznych objawów choroby są właśnie nieregularne, nieskoordynowane ruchy. Dlatego doświadczony wędkarz zawsze stara się zaburzyć regularną pracę przynęty. W tym celu szarpie ją szczytówką, ściąga wolniej lub szybciej, podnosi pod powierzchnię, by później wprowadzić w wolny opad itd. O tym, którą z tych sztuczek zastosować, decyduje gatunek poławianej ryby. Na przykład szczupak zaatakuje woblera, który się powoli wynurza, ale okoń woli skubnąć takiego, który niezbyt szybko tonie.

Biorąc do ręki wobler bezsterowy nie trzeba zgłębiać tajników jego stosowania. Wystarczy rzucić, skręcać raczej powoli i czekać na uderzenie ryby, a w miarę ich łowienia zapamiętywać okoliczności, w jakich do tego dochodziło. Owo zapamiętywanie jest konieczne, bo każda przynęta jest łowna nie tyle w określonych sytuacjach, ile przy właściwym dla niej tempie ściągania. Prawie wszystkie woblery bezsterowe podczas prostego ściągania wykonują ruchy do złudzenia przypominające ruchy ryb. Stawiają wodzie mały opór, nieznacznie kolebią się na boki, płyną torem wężowatym. Co jakiś czas ten tor się zmienia, a odbywa się to poza kontrolą wędkarza, bo decyduje o tym woda i niewidoczne dla ludzkiego oka prądy.

Woblery bezsterowe, podobnie jak inne, występują w niezliczonej ilości typów i rodzajów. Od powierzchniowych po bardzo szybko tonące, od płaskich po wypukłe, od smukłych po pękate, są przeznaczone do łowienia w środowisku słodko- lub słonowodnym. Każdy z nich robi w wodzie coś innego sam z siebie, do niektórych jednak wędkarz powinien dodać nieco własnej inwencji. Wszystkie mają jeden cel: prowokować ryby do ataku.

Amerykanie zaliczają woblery bezsterowe do grupy przynęt szarpanych (jerkbaity). Wzięło się to stąd, że pierwsze woblery rzeczywiście przypominały patyki, a prowokującą akcję nadawano im poprzez szarpanie szczytówką, dynamiczne przekładanie wędziska z lewa na prawo lub nieregularne zwijanie żyłki. Jednak w ostatnich latach w tej grupie przynęt dokonał się ogromny postęp i wrzucenie wszystkich bezsterowców do jednego worka zbytnio by sprawę upraszczało. W konsekwencji początkujący spiningista mógłby się długo trzymać od tych przynęt z daleka. Spróbuję więc dokonać jeszcze jednego podziału, już w samej rodzinie jerkbaitów. Muszę tu jeszcze raz podkreślić, że na razie nikt tak tych woblerów nie dzieli, uważam jednak, że będzie to bardzo korzystne dla tych wędkarzy, którzy z bezsterowcami zetkną się po raz pierwszy. Nie będą bowiem musieli kupować całej sterty kosztownych przynęt tylko po to, żeby potem zostać przy jakimś modelu, który sami uznają za najbardziej odpowiedni.

Otóż dzielę bezsterowce na płaskie, to znaczy takie, których poprzeczny przekrój przypomina wydłużoną, postawioną pionowo elipsę, oraz na takie, których przekrój zbliżony jest do koła.

Na pierwszy ogień, przy zakupach i do łowienia, radzę wybrać bezsterowce płaskie, pływające i bardzo wolno tonące. Płaskie dlatego, że wystarczy je ciągnąć, a one same z siebie będą się poruszać jak chora rybka. Pływające dlatego, że niezbyt głęboko się zanurzają i obserwując ich pracę najszybciej się nauczymy, jak należy nimi łowić. Kiedy poznamy pracę woblera pływającego, możemy zacząć łowić woblerem wolno tonącym. Kolejny krok do woblera szybko tonącego będzie równie łatwy. W pamięci bowiem pozostanie nam obraz woblera pływającego, a przecież tonący będzie się głęboko pod wodą zachowywał tak samo, tyle że my już tego nie zobaczymy.

Woblery o przekroju okrągłym kolebią się o wiele spokojniej niż płaskie. Nie oznacza to, że są mniej łowne. Trzeba jednak ich możliwości wzbogacać sposobem prowadzenia. W tej grupie największą popularnością cieszą się woblery tonące z ciężarem skupionym z przodu. Podczas łowienia należy je na chwilę zatrzymywać, żeby zaczęły tonąć, a po chwili znowu je ciągnąć. Wędkarz sam decyduje, co akurat wobler ma robić, tonąć czy się w trakcie ściągania powoli wynurzać. Możemy na przykład prowadzić woblera przy powierzchni tak długo, aż się zbliży do kępy podwodnego zielska. Przy zielsku przestajemy skręcać i pozwalamy woblerowi tonąć, by ewentualnie ukrytemu w zielsku drapieżnikowi pokazał się w całej okazałości naśladując rybę, która nie ma już siły, by płynąć dalej.

Jest też bardzo liczna grupa woblerów bezsterowych, które mają tak uformowane dzioby, że w trakcie prowadzenia opór wody utrzymuje je cały czas na powierzchni. Wśród naszych wędkarzy nie mają one dobrej opinii. Zapewne zadecydowało o tym przekonanie, że nasze ryby nie żerują tak jak amerykańskie bassy (stamtąd do nas ten typ woblera przypłynął), albo też łowiono tymi woblerami w nieodpowiednich okolicznościach. Tymczasem nasze ryby również, tak jak bassy, żerują przy powierzchni i na takie woblery dają się łowić z dużym powodzeniem. Można nawet powiedzieć, że w kraju jest najwięcej łowisk, które właśnie takich woblerów wymagają; o głębokości do dwóch metrów, w których wodna roślinność podchodzi prawie pod powierzchnię. W takich łowiskach wobler, pluskający po powierzchni w czasie, kiedy okonie lub szczupaki atakują ławice uklei lub małych płoci, jest nie do zastąpienia.
Na potwierdzenie przywołam artykuł, który na naszych łamach ukazał się osiem lat temu.

Opisywał on spiningistów z Białej Podlaskiej, którzy polowali na szczupaki w rozległych, kilkusethektarowych zbiornikach retencyjnych przy kanale Wieprz – Krzna. Są to zbiorniki płytkie i bardzo zarośnięte, a żyją w nich ogromne szczupaki. Przez cały sezon łowiono je na żywca, a późną jesienią, kiedy zielsko obumarło, także na spining. Nasi rozmówcy używali woblerów w pewnym sensie własnej roboty. Na targu kupowali jakieś rosyjskie straszydła, w miejsce steru wklejali im guzik od koszuli, a korpus dociążali ołowiem w takiej ilości, żeby nad wodę wystawał tylko niewielki kawałek grzbietu.

Ich wobler musiał być ciężki, żeby można było nim daleko rzucić, a akcję nadawali mu zmieniając szybkość ściągania i podszarpując szczytówkę. Trochę, ale więcej nie było potrzeba, pomagał w tym ster, ledwo wystający z korpusu. Koledzy zazdrościli im sukcesów, ale sami nie mogli na te “dziwolągi” złowić żadnego szczupaka. Tajemnica tkwiła oczywiście w sposobie prowadzenia. Nasi rozmówcy byli święcie przekonani, że to oni wynaleźli takie woblery. Jakież było ich zdziwienie, kiedy pokazałem im pudełko z woblerami amerykańskimi (wówczas w kraju nikt takich nie produkował). Zaśmiały im się do nich oczy, a największe zainteresowanie wzbudził wobler jak cygaro, który na obu końcach miał metalowe śmigiełka.

Dzisiaj nie ma większego problemu z kupieniem bezsterowych woblerów. W kraju wytwarza je wielu producentów, wśród nich najbardziej znaczący, firma Salmo. Ma ona w swojej ofercie doskonałe woblery Sliser i Fatso. Konger rozprowadza woblery Kamatsu o oryginalnych kształtach i interesującej kolorystyce. Kilka łownych modeli ma krośnieńskie Dorado, specjalizujące się w bezsterowcach powierzchniowych. W sklepach można też kupić woblery z lokalnej produkcji rzemieślniczej. Do tej grupy wytwórców należy np. Roman Stanke, który z bezsterowcami chodzi również na pstrągi.

Waldemar Rychter

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments