niedziela, 23 marca, 2025
Strona głównaBez kategoriiNA LESZCZE Z ODLEGŁOŚCIÓWKĄ

NA LESZCZE Z ODLEGŁOŚCIÓWKĄ

Wędka odległościowa i dobrze wyważony waggler to idealny sprzęt do łowienia leszczy w jeziorach. Można rzucić przynętę daleko od brzegu, gdzie teraz leszcze mają swoje żerowiska. Latem bowiem wolą przebywać w głębszej i chłodniejszej wodzie.

Wędzisko do połowu leszczy ma umożliwiać dalekie rzuty nawet kilkunastogramowym zestawem i zapewniać skuteczne zacięcia z odległości kilkudziesięciu metrów. Musi być zatem mocne i dość sztywne. Jego długość powinna się mieścić w granicach 3,9 – 4,2 m. To wystarczy, by rzuty były precyzyjne, a zacięcia i hole pewne. Dłuższy kij szybko zmęczy nam rękę (nie mówiąc o tym, że wymaga dużo wolnej przestrzeni), krótszym możemy nie sięgnąć do leszczowych łowisk i będziemy mieć problemy z zacięciem.

Potrzebny jest kołowrotek z płytką i długą szpulą typu long cast i dużą rolką prowadzącą (trzeba sprawdzić, czy krawędzie są gładkie). Z takiej szpuli żyłka bardzo lekko schodzi, co znacznie wydłuża rzuty. Ważny jest również precyzyjnie działający hamulec, który odda żyłkę, gdy zacięcie będzie zbyt mocne albo kiedy wyłożony już na wodzie leszcz niespodziewanie zerwie się do ucieczki. Jeżeli komuś zależy na czasie, powinien się postarać o kołowrotek z dużym przełożeniem, bo to przyspiesza zwijanie zestawu.

Do odległościowego łowienia leszczy używa się przede wszystkim wagglerów, najczęściej z dociążonym korpusem. Nie bez powodów. Ten spławik umożliwia imponująco dalekie rzuty przy każdej pogodzie. Sprawia też, że zestaw staje się delikatny, gdyż biorąca ryba nie wyczuwa ciężaru umieszczonego w spławiku (na żyłce zaciskamy tylko kilka niewielkich śrucin). Wagglery mają nisko położony środek wyporności, dlatego fala nigdy nimi nie kołysze i przynęta leży nieruchomo na dnie. To bardzo ważne, bo leszcze niezmiernie rzadko biorą przynęty, które się ruszają. Żyłka wybiega kilkanaście, a przy dużych modelach nawet kilkadziesiąt centymetrów pod wodą, łatwo ją więc zatopić, by wiatr nie spychał jej z łowiska. Grubą antenkę wagglera dobrze z daleka widać, doskonale też pokazuje typowe, wykładające brania leszczy. Pod warunkiem, że waggler będzie prawidłowo wyważony – po sam kolorowy czubek antenki.

Wagglery przytwierdzamy do zestawu na dwa sposoby. Gdy łowisko jest płytkie (do 3 m), spławik mocujemy na specjalnym zaczepie. Można też zacisnąć śruciny na żyłce po obu stronach dolnego oczka, ale ten sposób jest mało pewny, bo śruciny lubią się przesuwać. Jeśli głębokość wody uniemożliwia mocowanie spławika na stałe, wtedy zakładamy go przelotowo. Przeciągamy żyłkę przez oczko w dolnej antence, albo przez krętlik z agrafką lub specjalnego łącznika (adaptera). Zarówno agrafka, jak i adapter pozwalają szybko spławik wymienić. W tym drugim wariancie grunt wyznacza stoper umieszczony na żyłce powyżej spławika Pomiędzy stoperem i spławikiem umieszcza się koralik, który blokuje uszko spławika.

Do wędki odległościowej stosujemy żyłkę tonącą. Żyłkę pływającą na powierzchni wiatr będzie ściągał i szybko wyprowadzi zestaw z łowiska. W praktyce nawet fabrycznie tonąca żyłka nie zawsze w wodzie opada. Przyczyną jest brud i tłuszcz, które zbierają się na jej powierzchni. Usuniemy je, przeciągając żyłkę przez szmatkę nasączoną specjalnym środkiem lub płynem do mycia naczyń. Są też przeznaczone do tego aerozole, którymi spryskuje się żyłkę na szpuli kołowrotka.

Do łowienia leszczy stosujemy żyłki o średnicy 0,14 mm. Kto się nie czuje na siłach albo ma nieco przestarzały sprzęt, niech używa szesnastki. Zdarza się jednak, że gdy waggler ma powyżej 12 g, podczas dynamicznego wyrzutu taka żyłka pęka. Trzeba wtedy założyć osiemnastkę lub zastosować przypon strzałowy. Do żyłki głównej dołączamy węzłem barył-kowym odcinek grubszej żyłki (powiedzmy 0,18) dwukrotnie dłuższy od wędziska. Na nim umieszczamy spławik i obciążenie. Przed rzutem jego połączenie z żyłką główną powinno być nawinięte na szpuli kołowrotka.

Grubość przyponu wynosi 0,10 mm. Cieńszego nie ma co dawać, bo podejdzie większy leszcz i go zerwie, a na dziesiątkę można wyholować nawet okaz o wadze 2 – 3 kg. Gdy łowimy wyjątkowo duże sztuki, zakładamy przypon z żyłki 0,14, a nawet 0,16. Trzeba jednak pamiętać, że żyłka główna musi być grubsza od przyponu co najmniej o 0,02 mm. Przypon o długości 30 – 40 cm powinien leżeć na dnie. Sąsiedztwo wiszącej żyłki wyraźnie leszczom przeszkadza. Gdy się o nią otrą, często rezygnują z pochwycenia przynęty. Przypon łączymy z żyłką główną za pomocą krętlika, przekładając pętelkę przez oczko. Dzięki temu podczas ściągania zestawu wirujące robaki nie będą go skręcały.

Leszcze łowi się na przynęty większych rozmiarów. Kilka ziaren kukurydzy, pęczek białych robaków, kawałek rosówki lub kolanko makaronu najlepiej założyć na haczyk nr 8 albo nr 10 – 12, jeżeli brania są delikatne. Trzonek haczyka powinien być krótki, żeby pewnie trzymał rybę podczas długiego holu.

W metodzie odległościowej, jak zresztą w każdej innej metodzie spławikowej, podstawą skutecznego łowienia jest ustalenie głębokości łowiska. Ciężki gruntomierz mógłby wypłoszyć ryby albo złamać wędkę. Lepiej zdjąć z żyłki śruciny, a na haczyku zawiesić ciężarek o wadze nieco większej od wyporności spławika. Sondowanie rozpoczynamy z gruntem trochę za dużym. Żyłka leżąca na powierzchni wody pozwala określić orientacyjną głębokość. Dokładnie zmierzymy ją po kilku rzutach, metodą prób i błędów. Trzeba przy tym pamiętać, że głębokość łowiska to nie tylko długość żyłki od gruntomierza do stopera. To także zanurzona część spławika.

Jest też inny sposób gruntowania. Na końcu głównej żyłki (bez przyponu!) zaciskamy dodatkową śrucinę, która całkowicie zatapia spławik. Po wymierzeniu głębokości śrucinę ściągamy i zakładamy przypon z haczykiem. Może się zdarzyć, że po zarzuceniu waggler się zatopi. Wtedy nie wyjmujmy od razu zestawu z wody, tylko podciągamy go po kawałku do siebie, aż spławik wyjdzie na powierzchnię. Kiedy się ukaże, wiemy nie tylko, jak tam jest głęboko, ale poznamy również ukształtowanie dna.

Po ustawieniu gruntu wybieramy miejsce nęcenia. Największe szanse dają wklęsłe załamania dna, gdzie w sposób naturalny osiada pokarm. Dobre są też podwodne górki oraz krawędzie podwodnych półek. Wybrane miejsce warto jakoś określić w przestrzeni, żeby później nęcić i zarzucać z dużą precyzją. Najprościej obrać sobie punkt odniesienia na drugim brzegu (słup, drzewo, dom), a odległość rzutu zaznaczyć wodoodpornym markerem na żyłce. Nęcimy, rzucając kule na spławik ręką albo – jeżeli to jest za daleko – wystrzeliwując je procą. Wszystkie kule powinny mieć podobną wielkość, w przeciwnym razie jedne polecą bliżej, drugie dalej.
Dwie trzecie zanęty wrzucamy od razu. Reszta będzie służyć do donęcania. Są łowiska, gdzie donęcać nie wolno pod żadnym pozorem. W innych przeciwnie, leszcze nie biorą, jeżeli nad dnem nie unosi się chmurka zanęty. Tak bywa zwłaszcza tam, gdzie jest wielu wędkarzy. Dużo zależy więc od akwenu. Na ogół donęca się niewielkimi porcjami co godzinę albo wtedy, kiedy są podstawy, by sądzić, że zanęta została wyjedzona. Gdy jednak spławik co rusz kładzie się na wodę, lepiej nie przedobrzać. Pozostałą zanętę możemy wrzucić do wody na odchodne lub zachować na następną wyprawę.

Wędkę zawsze zarzucamy kilka metrów poza nęcone miejsce. Wtedy zestaw, uderzając o wodę, nie spłoszy ryb żerujących w zanęcie, będzie też można nieudany rzut skorygować. Przy ściąganiu zestawu we właściwe miejsce żyłkę zatapiamy. W tym celu wkładamy szczytówkę do wody i robimy korbką kilka szybkich obrotów, energicznie przy tym unosząc wędkę. Po zatopieniu żyłki wprowadzamy zestaw w pole nęcenia i czekamy na branie.

Zacinamy energicznie, ale z wyczuciem. Gdy poderwiemy kij nazbyt silnie, możemy zerwać przypon albo wyszarpnąć rybie haczyk z pyska. Jeżeli zbyt słabo, ryby będą nam spadać. Holując dużego leszcza nie należy się spieszyć. Najlepiej go pompować, nie dopuszczając do poluzowania żyłki. W początkowej fazie nie powinno się ryby podnosić do powierzchni, bo chlapiąc w zanęconym miejscu spłoszy żerujące tam stado. Zahaczoną rybę odciągamy parę metrów w bok, potem dajemy jej łyknąć powietrza. Do podbieraka wkładamy go dopiero wtedy, kiedy zaczyna się wykładać.

Rafał Bielewicz

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments