piątek, 19 kwietnia, 2024
Strona głównaGruntPŁOĆ PO ANGIELSKU

PŁOĆ PO ANGIELSKU

Płoć jest ulubioną rybą angielskich wędkarzy. Cenią ją za piękną sylwetkę i całoroczną aktywność, a przede wszystkim za waleczność, którą bije na głowę wiele większych od siebie ryb. Złowienie kilogramowej płoci stawiają na równi z wyholowaniem kilkunastokilogramowego karpia. Istnieje tam wiele klubów zrzeszających wyłącznie łowców płoci, którzy złowione ryby fotografują, dają buzi i wypuszczają z powrotem do wody.

Anglicy wymyślili wiele tech nik pozwalających skutecznie wędkować w każdych warunkach, zwłaszcza w małych rzekach i zbiornikach, a właśnie takich jest w brytyjskim krajobrazie najwięcej. Wprowadzili również wiele nowych przynęt, jednakże, wyjąwszy zawodowców, najczęściej i najchętniej łowią płocie starymi sposobami.

Idź za chlebem
Podstawową angielską przynętą na płocie jest kawałek miękiszu z płatkiem skórki oderwany ze świeżego chleba pszenno-żytniego. Nie ugnieciona kulka z chleba, twarda i wyglądająca sztucznie, ale nieforemny strzępek, który w wodzie pęcznieje i cały czas jest miękki. Chleb wspaniale pachnie, ma przyjemny smak. Pod wpływem pieczenia tworzą się w skórce tzw. opiaty – lekko słodkawe związki wywołujące u ludzi i zwierząt uczucie zadowolenia. Skórka od chleba bardzo smakuje także płociom, które przy poszukiwaniu pokarmu kierują się przede wszystkim zapachem i smakiem. I chociaż chleb w środowisku wodnym nie występuje, to jednak ryby wszędzie biorą na niego z ufnością i nie potrzeba ich do tej przynęty przyzwyczajać.

Wędkarze angielscy kawałeczek chleba przebijają haczykiem przez skórkę, a grot, jak przed laty, chowają w miękiszu. Czasami, aby przynęta lepiej trzymała się haczyka, chleb z obu stron delikatnie przypalają zapalniczką. W powszechnym użyciu są wycinarki, tzw. concertiny. Są to mosiężne lub stalowe rurki różnej wielkości i średnicy. Wykrojony z narożnika prostokątnego bochenka wałeczek chleba ze skórką na obu końcach ściska się w palcach i przebija haczykiem na wylot. Haczyk musi być ciężki, z grubego drutu, żeby wiszący na nim lekki kawałek chleba nie pływał w toni, ale trzymał się dna. Haczyk powinien też mieć długi trzonek zakończony oczkiem. Rozprężony wałeczek chleba łatwo wtedy nachodzi na żyłkę i wraz ze schowanym w miękiszu grotem staje się dla ostrożnych płoci przynętą mało podejrzaną. Ponieważ chleb jest pulchny, takie zbrojenie nie ma wpływu na skuteczność zacięć.

Kawałek chleba jest stanowczo za delikatny na przepływankę, zmoczony szybko spada z haczyka, łatwo go stracić podczas częstego zarzucania wędki. Nie jest polecany także do ciężkich gruntówek, z których płocie potrafią go niezauważenie ściągnąć. Anglicy na chleb łowią stosując lekkie przystawki ze spławikiem. Przynętę kładą na dnie, bo wbrew temu co się u nas mówi i pisze, oni są zdania, że grube płocie właśnie tam zazwyczaj żerują. Archie Braddock, znany angielski wędkarz, wymyślił prosty i niezawodny zestaw do łowienia płoci na drgającą szczytówkę. Można w nim zastosować różne typy obciążenia. Najczęściej jest to kilka śrucin zaciśniętych na osobnej żyłce, które sprawiają, że zestaw jest elastyczny, i umożliwiają stosowanie przepływanki dennej połączonej ze swobodnym spływaniem przynęty. Użycie koszyczków zanętowych narzuca statyczne wędkowanie.

Chleb w wydaniu angielskim jest nie tylko doskonałą przynętą, ale również zanętą. Anglik, idąc na całodzienny połów płoci, bierze ze sobą 3 – 4 bochenki świeżego chleba. Na łowisku je moczy, przeciera przez sito, mocno ugniata w dłoni pozbywając się w ten sposób nadmiaru wody oraz powietrza, które porywałoby ku powierzchni kruszyny chleba z rozmywanej zanęty. Nęci oszczędnie wrzucając do wody co jakiś czas garść chleba zbitego w kulę. Chleb niesiony prądem cały czas spływa w dół rzeki, więc wędkarz po wyjęciu paru ryb przenosi się kilkanaście metrów niżej. Ten sposób łowienia Anglicy nazywają „follow the bread” – idź za chlebem. W miarę schodzenia z nurtem rzeki ilość brań wyraźnie wzrasta, bo tam zanęta docierała już od dłuższego czasu i ryby ufnie wybierają toczące się po dnie kruszyny. Chleb, przy swoich licznych zaletach, niestety zwabia drobnicę oraz inne gatunki ryb: leszcze, wzdręgi, krąpie, a przede wszystkim klenie.

Ciemne, błyszczące ziarna
Łowienie ryb na ziarna zbóż w Wielkiej Brytanii ma długą tradycję. Przed wojną powszechnie zakładano na haczyki parzoną pszenicę lub pęczak, w niektórych regionach także konopie i wykę, które dziś są uważane za wybiórcze przynęty i zanęty na płotki. Anglicy od dość niedawna stosują typowe zanęty gruntowe (kontynentalne, jak je nazywają), które przywędrowały do nich na początku lat 70. z Francji i Belgii. Jednak niektórzy z nich nadal uważają, że rybom one nie smakują i wolą nęcić wyłącznie luźnymi ziarnami. Najpopularniejsze są konopie, wyka i len, stosowane – w przeciwieństwie do chleba, niezastąpionego w chłodnych porach roku – z reguły tylko latem.

Nasiona konopi ceni się za to, że są czarne, po ugotowaniu nabierają połysku i że mają intensywny zapach i smak odpowiadający gustom dużych płoci (drobnica za nimi nie przepada). Anglicy nie wierzą, że konopie działają na ryby jak narkotyk, ale przyznają, że płocie zjadają je łapczywie. Przebrane nasiona – większe na przynętę (u nich można kupić wyselekcjonowane ziarna haczykowe), małe na zanętę – moczą dobę w zimnej wodzie. Następnego dnia wodę zmieniają, dodają łyżeczkę sody oczyszczonej (rozpulchnia i przyczernia ziarna) i stawiają na małym ogniu w naczyniu żaroodpornym, aby cały czas widzieć, co się w środku dzieje. Gdy woda zacznie wrzeć, naczynie przenoszą do piekarnika nagrzanego do 180 stopni, gdzie w stałej temperaturze konopie dochodzą przez 30 – 40 minut, aż lekko popękają, odsłaniając miąższ i biały kiełek. Wtedy ziarno wysypują na sito, hartują pod strumieniem zimnej wody, a po wysuszeniu wkładają do plastykowego pudełka przeznaczonego tylko do tego celu i idą na płocie.

Angielscy wędkarze dodają konopie również do typowych zanęt gruntowych, jednak w innej postaci niż my. Ziarna przemyte pod bieżącą wodą gotują przez 2 – 3 minuty, a po ostudzeniu przepuszczają je przez sokowirówkę. Odwirowane i rozdrobnione fusy dodane do zanęty sprawiają, że pozostałe jej składniki na przemian to się unoszą, to opadają. Oleista ciecz, która zbiera się w pojemniku na sok, służy do nawilżania zanęty. W podobny sposób przygotowuje się nasiona wyki, pastewnej rośliny motylkowej o drobnych, czarnych nasionach. Wyka w wodzie mocno pęcznieje, powiększając 2 – 3 razy swoją objętość, więc należy ją moczyć w odpowiednio dużym garnku. Potem się wykę gotuje przez 40 minut na wolnym ogniu. Pod koniec na każdy kilogram wyki dodaje się łyżeczkę sody oczyszczonej, by przyciemnić łupinę, oraz łyżkę cukru, żeby ziarna nabrały połysku (w naturze są matowe). Prawidłowo ugotowana wyka jest miękka niczym masło, co najprościej sprawdzić, rozcierając ziarno w palcach.

Cenioną przez Anglików przynętą na płocie jest siemię lniane. Te drobne ziarenka kuszą ryby doskonałym aromatem, smakiem, a także dużą zawartością białka i mikroelementów. Dla wędkarzy mają jeszcze inną zaletę: ryby muszą się dobrze napracować, aby się nimi najeść, więc nie ma obawy, że zostaną przekarmione. Gotowanie lnu jest kłopotliwe, bo wydziela się przy tym dużo śluzu. Trzeba więc używać bardzo dużej ilości wody – litr na łyżkę nasion. Gotuje się je na wolnym ogniu długo, około godziny, mimo to ich skorupka nigdy nie mięknie, więc najprościej sprawdzić czy są dobre, rozgniatając ziarenko paznokciem – ma wyjść miąższ.

Anglicy przestrzegają, że wrzucenie do wody pół wiadra konopi, wyki lub lnu wcale nie przyspieszy brań. Ryby do zjadania przynęt roślinnych należy przyzwyczajać. Zwracają też uwagę, że wysuszone ziarna zawierają tylko 10% wody (w białych robakach jest aż 90%!), są to więc dla płoci kąski bardzo sycące, szybko wypełniają ich przewód pokarmowy, a to zawsze powoduje, że brania na dłuższy czas ustają. Nęcąc całymi ziarnami (zmielone ściągają drobnicę) robią to niezwykle oszczędnie, wrzucają do wody zaledwie kilka lub kilkanaście sztuk, a nie całą garść. Do zbrojenia ziaren używają zwykle haczyków okrągłych z krótkim trzonkiem. Twierdzą, że długie haczyki typu cristal łamią strukturę tych przynęt i są przyczyną pustych brań. W wodzie ziarna wyglądają naturalnie, gdy leżą na dnie albo niesione prądem się po nim toczą. Wtedy ryby je wyjadają bez obaw. Drobna płotka pochwyci ziarenko unoszące się w toni, ale wyrośnięta zrobi to bardzo rzadko.

Anglicy łowią na ziarna najczęściej lekkimi gruntówkami ze spławikiem, na drgające szczytówki, a do rzecznej przepływanki używają odległościówek z kołowrotkiem, rzadziej tyczek, gdyż bardzo lubią poszukiwać ostrożnych płoci sprowadzając zestaw daleko w dół rzeki, wlokąc przynętę po dnie. Charakterystyczna dla nich jest przepływanka „na wleczonego” z użyciem wagglera mocowanego jednopunktowo za pomocą dwóch śrucin. Zapewnia to spławikowi stabilną pozycję w wodzie. Na Wyspach jest to ważne, bo tam prawie zawsze wieją wiatry. W lekko przegruntowanych zestawach najbliżej haczyka najlepiej zacisnąć podłużnego stila, bo okrągłą śrucinę płocie biorą za przynętę i często ją chwytają, powodując puste brania.

Wspaniały wiercipięta
Na białe robaki angielscy wędkarze łowią płocie „od zawsze”, jednak dzisiejszy sposób upowszechnił się na dobre dopiero na początku lat 70., kiedy to w pół-nocno-zachodnich rejonach, nad rzekami Dane, Wyre, Lune i Ribble zaczęto zakładać pojedynczego białego robaczka na malutkie haczyki nr 20. Białe robaki – nazywane przez Anglików wiercipiętami – doskonale trzymające się haczyka, elastyczne i miękkie, stały się szybko podstawową przynętą zawodniczą. Z czasem zaczęto je myć, eliminując nieprzyjemny zapach, w ostatnim etapie hodowli głodzić, by wyzbyły się resztek pokarmowych, później także barwić, bo zauważono, że bardziej od białych robaczków płocie lubią czerwone, różowe (pinki) i żółte.

Wraz z pojawieniem się profesjonalnych producentów białych robaków przyszła moda na kastersy. Okazało się bowiem, że poczwarki – w przeciwieństwie do larw – są zjadane wyłącznie przez wyrośnięte płocie, leszcze, klenie czy karpie. Pierwszym wędkarzem, który zaczął używać kastersów na zawodach, był Beny Ashurt, ojciec Kevina, mistrza świata w wędkarstwie spławikowym. Użycie białych robaków i kastersów, przynęt niewielkich i lekkich, więc w wodzie wolno opadających, zmusiło wędkarzy do stosowania bardzo małych haczyków nr 20 – 24 oraz cienkich żyłek o wytrzymałości poniżej pół kilograma. Coraz powszechniejsze, najpierw na zawodach, później w wędkowaniu rekreacyjnym, zaczęły być delikatne zestawy spławikowe obciążane wianuszkiem miękkich, nacinanych śrucin, dających się łatwo ściągać lub przesuwać po żyłce. Rozłożenie ciężarków pozwoliło podawać i prezentować przynęty w sposób naturalny. Okazało się to szczególnie skuteczne przy połowach płoci, które ochoczo chwytają pokarm wolno opadający, a także podnoszony z dna przez prąd. Natomiast skupienie ołowiu dało możliwość dłuższego przytrzymywania przynęt w pobliżu dna. Co więcej, dzięki delikatnym zestawom lepiej widać brania, które dotychczas umykały uwadze wędkarzy. Płocie są bowiem niezwykle sprawne, szybko przynętę połykają, ale i wypluwają, kiedy stwierdzą, że jest niesmaczna lub podejrzana.

Anglicy sięgają również po larwy ochotek, jednak nie uważają ich za przynętę dobrą na płocie. No, może poza okresem zimowym, kiedy w rzekach i jeziorach brakuje rybom pokarmu. Ich zdaniem istotne jest odpowiednie zanęcenie łowiska. Dodawanie ochotek do typowych kul zanętowych lub sypanie ich luzem zwabia tylko drobnicę różnych gatunków, która szybko rozprawia się z robaczkami, nie dopuszczając do nich większych ryb. Zanęta na wyrośnięte płocie musi pracować przez dłuższy czas, dlatego larwy ochotek trzeba łączyć z glinką wędkarską. Na poważne wędkowanie mieszają 3 – 4 kilogramy jockersa i 5, a nawet 10 kilogramów doskonale zmielonej i przetartej glinki. Potem czekają godzinę, aż odparuje wilgoć, i znów dokładnie mieszają, aby oddzielić od siebie ochotki i usunąć zbrylenia. Mieszaninę wsypują do foliowego worka i odstawiają na 24 godziny w ciemne miejsce o temperaturze pokojowej.

Nie szkodzi, że przez ten czas część robaków padnie i puści sok. O to właśnie chodzi, aby glinka przeszła ich zapachem. Na łowisku zanętę zwilżają wodą, ale często nie potrzeba tego robić, bo jest ona na tyle wilgotna, że można uformować z niej dostatecznie zbite kule. Na początku łowienia wrzucają 2 – 3 luźne kule, rozbijające się o powierzchnię wody. Mają one przywabić płocie chmurą glinki oraz wolno opadającymi larwami ochotek. Potem do wody leci kilkanaście kul mocno ściśniętych. Tworzą sztuczne dno, obce dla ryb, ale przesycone zapachem ochotek. Zbite kule rozpuszczają się bardzo wolno i tylko co jakiś czas na powierzchni pokazują się pojedyncze jockersy. Ryby się nimi nie najedzą, a ponieważ wokół tak pachnie, nie ruszają się z miejsca i wypatrują kolejnych larw. Oczywiście pierwsze w łowisku pokazują się drobne rybki, ale z czasem zanęta (co godzinę dosypuje się kolejne kule) przywabia także duże płocie.

Zabawa ze śrucinami
Anglicy skonstruowali wiele klasycznych dziś zestawów spławikowych do połowu płoci oraz sformułowali kilka istotnych zasad ich budowy. Śruciny położone najbliżej spławika powinny wyważyć jego korpus, kolejne antenę, a najniższa i najlżejsza, tzw. sygnalizacyjna go doważyć. Obciążenie w dolnej części zestawu nie może być większe niż 1/3 całkowitej wyporności spławika. Im brania delikatniejsze, tym śrucinę sygnalizacyjną należy umieszczać bliżej haczyka z przynętą.

Płoć jest wędrowniczką. Zwłaszcza w wodach stojących stado żeruje na różnych poziomach. Czasem 5 – 10 centymetrów nad dnem, kiedy indziej w połowie głębokości lub nawet przy powierzchni. Jak to szybko ustalić? Anglicy rozpoznają łowisko za pomocą różnych kombinacji obciążenia. Zacząć należy od układu A, w którym śruciny są rozłożone równomiernie na dwóch metrach. Z początku antenka wyraźnie wystaje nad powierzchnią wody. Właściwą pozycję zajmie dopiero wtedy, kiedy doważą ją najniżej zawieszone śruciny, lub wcześniej, gdy zanurzy się pod wpływem brania. Tym samym wędkarz otrzyma informację, że płocie żerują w toni. Gdy biorą z dna, stosujemy układ B. Aby skrócić do minimum czas opadania zestawu, ciężarki należy skupić 30 – 50 centymetrów od dna, a śrucinę sygnalizacyjną (doważającą spławik) ustawić tuż nad dnem. Jeżeli natomiast brania następują w locie, co oznacza, że płocie żerują w toni, zmniejszamy grunt o 30 centymetrów (tyle, by zniwelować długość przyponu), a główne obciążenie skupiamy w połowie głębokości łowiska (układ C). Zanęta lub strzelanie robakami z czasem podnosi płocie jeszcze wyżej, co jest korzystne dla wędkarza, bo skraca czas od zarzucenia wędki do brania. Wówczas zostawiając poprzedni grunt, skupione obciążenie rozsuwamy (układ D). Dzięki temu przynęta będzie opadać naturalnie. Zazwyczaj po intensywnym żerowaniu brania słabną. Wędkarz powinien na to odpowiedzieć powrotem w pobliże dna i wyczuleniem zestawu: zwiększyć grunt, ale nie skupiać obciążenia (układ E). Taki wolny opad, zakończony lądowaniem przynęty na dnie, przynosi zazwyczaj największe płocie.

Bogusław Rzetelski

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments