piątek, 29 marca, 2024
Strona głównaGruntKARPIE ZE ŻWIROWNI

KARPIE ZE ŻWIROWNI

Na moje karpiowe łowiska wybieram żwirownie, które mają łagodnie opadające przybrzeżne stoki, mało wodnych roślin, nieliczne trzcinowiska, dno twarde, ale bardzo urozmaicone, z dużymi blatami.

Przeważnie łowię na blatach. Wyszukuję je opływając łowisko pontonem. Pomagam sobie echosondą. Blat powinien się znajdować na głębokości od 2 do 4 m. Musi mieć twarde dno. Sprawdzam to uderzając ciężarkiem. Kiedy słyszę, że dzwoni, to znak, że znalazłem odpowiednie miejsce. Dobry jest blat, który ma około dwustu metrów kwadratowych, a jego dno opada łagodnie. W takim łowisku karpie pokazują się już na czwarty dzień po zanęceniu. Na większych wypłyceniach trzeba je nęcić o kilka dni dłużej, na mniejsze wpływają niechętnie. Jest bardzo korzystnie, jeżeli blisko blatu są zatopione krzaki lub drzewa, w nich bowiem karpie znajdują schronienie.

Odległość od stanowiska nie ma większego znaczenia, bo zestawy i tak wywożę pontonem. Jest to konieczne ze względu na sposób nęcenia. Na każdy położony na dnie zestaw sypię po dwie garście pelletu. Ma on nie tylko zwabić ryby, lecz także zamaskować zestaw. Pellet rozpuszcza się przez kilka godzin i przez cały ten czas wydziela wabiące zapachy i smaki. Są to wielkie zalety pelletu. Ma on jednak także wadę. Jego granulki są bardzo lekkie. Żeby więc nęcić dokładnie, trzeba go sypać z pontonu.

W pierwszym dniu nęcenia daję 10 kg gotowanej kukurydzy, 2 kg gotowanych konopi i 1 kg truskawkowych kulek. W następnych dniach ilość ziaren zmniejszam o połowę, dawkę kulek zostawiam bez zmian. Kiedy zaczną się regularne brania, to dowodzi, że karpie się w łowisku zadomowiły, codzienna porcja zanęty składa się z trzech kilogramów kulek i kilograma konopi.

W pierwszym dniu rozrzucam zanętę w promieniu 15 m, w kolejnych dniach zmniejszam ten obszar do 5 m, żeby karpie skupić w łowisku, a nie rozpraszać ich po jego obrzeżach.

W dobrze wybranym i należycie nęconym łowisku karpie zwykle zjawiają się na czwarty dzień. Kiedy chcę to przyspieszyć, robię ścieżki zanętowe. Płynę pontonem tam, gdzie się karpi spodziewam, i na trasie do łowiska co metr wrzucam do wody garść gotowanej kukurydzy. Jeżeli karpie rzeczywiście są tam, gdzie myślałem, to pierwsze brania mam już po trzech godzinach. Ścieżki zanętowe robię tylko w pierwszym dniu. Później nie ma takiej potrzeby, bo jeżeli karpie znajdą jedzenie, to dobrze to miejsce zapamiętają.

Najczęściej łowię na kulki proteinowe. Na ogół takie, jakie wrzucam w łowisko. Bywa jednak, i to często, że muszę użyć innych. Po nęceniu na dnie leży wiele kulek o jednakowych właściwościach. Jest więc szansa, że do nowej kulki, zupełnie innej, karpie podpłyną szybciej. Jakość kulek sprawdzam za pomocą prostego testu. Wkładam je na 10 godzin do wody i potem wącham. Jeżeli nadal pachną, to są dobre na haczyk. Jeżeli straciły aromat, przeznaczam je do nęcenia. W tym roku najlepsze wyniki zapewniały mi kulki Mulberry (morwa) Roda Hutchinsona. Są bardzo drogie, 0,75 kg kosztuje 45 zł, ale dobre, bo po wyjęciu z wody pachną tak samo mocno jak świeżo kupione.

Na haczyk zakładam kulki o różnych smakach, bo stwierdziłem, że gdy się łowi karpie, to żadne reguły nie obowiązują. W środku lata mogą mieć ochotę na kulki o zapachu kraba lub ryby, a przecież wielu karpiarzy uważa, że kulki mięsne są skuteczne wiosną i jesienią, latem zaś tylko owocowe.

W żwirowniach można łowić karpie aż do późnej jesieni, ale wtedy trzeba nęcić skromniej i łowić na mniejsze przynęty podniesione nad dno. Od połowy września na pierwsze nęcenie sypię 2 kg kulek, 2 kg drobnego pelletu (12 mm) i 1 kg kukurydzy. W kolejnych dniach zmniejszam ilość zanęty o połowę i rezygnuję z kukurydzy. Jesienią karpie wolą kulki mniejsze, pływające, zawieszane około półtora centymetra nad dnem. Jeżeli nadal kapryszą, na włos zakładam pellet haczykowy. Jest to dobra przynęta, ale często biorą na nią leszcze i małe karpie.

Przekonałem się, że nie ma lepszej i gorszej pory żerowania. Dlatego chętnie łowię w nocy, bo wtedy brań można się spodziewać przez cały czas. Karpie najlepiej żerują, kiedy ciśnienie wynosi 1000-1005 hPa i utrzymuje się na tym poziomie przynajmniej od trzech dni. Korzystna jest niewielka fala i zachodni lub południowo-zachodni wiatr.

Ciekawą przygodę z karpiami mieli moi koledzy. Wypatrzyli dorodne sztuki spławiające się nad podwodną górką. Jednak w tym miejscu nie dało ich się łowić, bo stoki górki były porośnięte gęstym zielskiem i zestawy w nim grzęzły. Postanowili wygrabić dno. Wywieźli łódką brony i pociągnęli je samochodem. W chwilę potem jeden z nich zarzucił zestaw i wyholował karpia. Początek bardzo obiecujący, ale na jednym braniu się skończyło, choć spędzili w tym miejscu kilka dni. Postanowili się przenieść na drugi stok. Był tak samo zarośnięty jak pierwszy, więc ponownie zastosowali brony i historia się powtórzyła. Ten sam wędkarz zarzucił zestaw i ponownie wyholował karpia. Uznali, że to nie był przypadek i bronowali łowiska przed każdą zasiadką. Łowili karpie przez godzinę, bo później już nie brały. W nęcone łowiska często wpływają amury. Poznaję je po braniach, bo nie mogę ich zaciąć. Amury nie wsysają od razu kulek, tak jak karpie, lecz chwytają je do pyska i odpływają, żeby w innym miejscu spokojnie je połknąć. Do skutecznego zacięcia potrzebny jest zestaw przelotowy i dłuższy, 50-centymetrowy przypon z przezroczystej żyłki fluorokarbonowej.

Łowienie karpi jest moją pasją. Dlatego od kilku lat wyprawiam się na łowiska z ciepłą wodą, bo można tam łowić przez cały rok. Najczęściej jeżdżę do Rybnika. Oprócz karpi i amurów trafiają mi się tam sumy, biorą na kulki mięsne lub rybne. Przy okazji chciałbym do Parady Rekordów zgłosić medalową rybę, którą złowiłem w tym zbiorniku w długi majowy weekend. 30 kwietnia na proteinową kulkę o smaku ryby z krewetką wyciągnąłem tołpygę, która miała 128 cm długości i ważyła 33 kg. Hol trwał pól godziny.

Bogusław Kubisz
Ziębice

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments