Na wyspie Wolin wód atrakcyjnych dla wędkarzy nie brakuje. Oprócz morza są jeszcze zalewy Szczeciński i Kamieński, rzeki Dziwna i Świna oraz liczne jeziora. Moim ulubionym łowiskiem jest tu niewielkie 9-hektarowe jeziorko Zatorek w Wisełce, na skraju Wolińskiego Parku Narodowego.
Zbiornik ten leży przy trasie Międzyzdroje – Dziwnów, a jego gospodarzem jest Nadleśnictwo Międzyzdroje. Powstał mniej więcej 50 lat temu na skutek zalania leśnej doliny. Przyczyna była ponoć taka, że nie udrażniano poniemieckich drenów melioracyjnych. Do dzisiaj z wody sterczą konary zatopionych drzew otoczone kępami grążeli i lilii wodnych. Gdzieniegdzie na dnie zalega gruba warstwa mułu. Średnia głębokość waha się od 1,2 do 2 m. W tym roku z powodu lipcowej suszy lustro wody obniżyło się o co najmniej pół metra.
Łowisko otoczone jest pięknym lasem bukowo-sosnowym. W zachodniej części znajduje się ośrodek kempingowy, a we wschodniej wygodny parking. Wzdłuż południowego brzegu biegnie ścieżka edukacyjna, przy której ustawione są tablice z opisami występującej tu flory i fauny.
Jezioro nie jest przełowione. Wręcz przeciwnie, ryb jest tu dużo, a wędkarzy niewielu. Nadleśnictwo o nich zadbało budując dookoła jeziorka ogromną liczbę wygodnych pomostów. Niemal przy każdym stanowisku jest kosz na śmieci z foliowym workiem. Wędkarze i turyści mają nawet gdzie schronić się przed deszczem.
Jezioro ma charakter linowo-szczupakowy. Dla mnie rybą numer jeden Zatorka, zwanego też Bagienkiem, jest jednak lin. Dorastają tu do pokaźnych rozmiarów. Najlepiej łowić liny w pobliżu podwodnych roślin, a żerują najlepiej podczas ustabilizowanej pogody. Biorą na białe i czerwone robaki oraz konserwową kukurydzę, która ma i tę zaletę, że nie objada jej drobnica.
Ponieważ zbiornik jest płytki, a liny płochliwe, staram się nęcić tylko na początku łowienia. Niewielkie porcje zanęty podrzucam po udanym holu lub spięciu dużej ryby.
Zestaw zarzucam na skraju wynurzonej roślinności, niekoniecznie daleko od brzegu. Tutejsze liny niechętnie opuszczają swoje kryjówki. Żerują w ich pobliżu, a przemieszczają się stałymi trasami między liśćmi grążeli. Ich obecność zdradzają widoczne na wodzie pęcherzyki i drgania wynurzonych roślin, gdy przepływające liny się o nie ocierają.
Na liny (i karasie) używam lekkiej odległościówki oraz zestawu ze spławikiem typu waggler bez własnego obciążenia. Zestaw przegruntowuję dodatkową śruciną, która trzyma przypon na dnie. Nie pozwala też, żeby się zestaw przesuwał, na przykład z powodu wiatru. Ponieważ łowię blisko zaczepów, hamulec kołowrotka dokręcam “na beton”, co pozwala odciągnąć walczącą rybę od grążeli. Luzuję go, kiedy rybę wyciągnę już odpowiednio daleko od roślin. W pierwszej fazie holu wystarcza mi sprężystość odległościówki.
Przy takiej metodzie trzeba mieć przypon cieńszy niż 0,14 mm i solidne, nierozginające się haczyki. Są wędkarze, którzy łowią tu “grubo”, a zacięte przez nich kilowe ryby fruwają nad grążelami niczym płotki. Łowią jednak mało, powiedziałbym, że przypadkowo.
Zbiornik zarybiany jest karpiem. Sporo tu też leszczy, płoci, wzdręg i krąpi. Wśród drapieżników zdecydowanym liderem jest szczupak, choć o duże okazy coraz trudniej. Szczupaki mają tu doskonałe kryjówki między konarami zatopionych drzew. Dlatego jestem pewien, że kryje się tam jeszcze niejeden metrowiec, z których ten zbiornik zawsze słynął.
Ze środków pływających w Bagienku łowić nie wolno, więc najlepszy jest zestaw z martwą rybką. Żywiec byłby może skuteczniejszy, ale żywa rybka uparcie wciąga zestaw w zaczepy albo, wyczuwając drapieżnika, ucieka z łowiska.
Rybkę uzbrajam w dwa pojedyncze haki, wtedy się rzadziej zaczepia o leżące na dnie gałęzie. Po braniu nie zwlekam z zacięciem, bo większość tutejszych szczupaków po udanym ataku wraca do kryjówki, a stamtąd ich raczej nie wyholujemy. Największe okazy łowi się tu jesienią. Wtedy szczupaki są aktywniejsze i można je łowić również na spining.
Okonie występują tu w dwóch wariantach kolorystycznych. We wschodniej, bardziej bagnistej części Zatorka mają barwę ciemną, a w zachodniej jasną, niemal piaszczystą. Swego czasu wyławiano je masowo i sprzedawano Niemcom, którzy uwielbiają rybne frytki. Od tamtej pory ich liczebność nie wróciła jeszcze do poprzedniego poziomu.
Żeby zarzucić wędkę w wodach Zatorka, należy wykupić licencję w leśniczówce w Kołczewie (wjazd naprzeciwko pola golfowego). Niestety możliwe jest to tylko w godzinach rannych, chyba że się wcześniej umówimy z leśniczym (tel. 091 32 65 240). Za miesiąc wędkowania płacimy 12,20 zł. Zebrane od wędkarzy pieniądze są w całości przeznaczane na zarybianie zbiornika. Zezwolenie ważne jest wraz z kartą wędkarską, a na łowisku obowiązuje regulamin taki jak na wodach PZW. Wokół zbiornika obowiązuje regulamin Parku Narodowego. Nie wolno biwakować, grillować, palić ognisk i zbierać grzybów.
Dariusz Borkowski