środa, 12 lutego, 2025
Strona głównaŁowiskoJEZIORO TEJSTYMY

JEZIORO TEJSTYMY

Jezioro Tejstymy, położone niedaleko Biskupca, ma blisko 200 ha, drugĄ klasę czystości wody, odpływ do jeziora Dadaj i słabo rozwiniętą liniĘ brzegową. Za to ma bardzo ciekawie ukształtowane dno, a pod taflĄ wody Na wielu podwodnych pólkach żyjĄ duże szczupaki i okonie.

Całe jezioro otacza wąski pas trzcin. Niemal wszędzie tuż za nimi jest głęboka woda. Tylko w kilku miejscach są płycizny i plaże. Głębokość za trzcinami wynosi na ogół kilka metrów, a tam, gdzie do brzegu dochodzą wysokie skarpy, również dno opada ostro nawet do kilkunastu metrów. Podwodne spady mają dno twarde, z kamieniami i racicznicami. Gdzieniegdzie rośnie sitowie. W tych miejscach głębokość jest niewielka, do półtora metra, a dno jest bardzo twarde, piaszczysto-kamieniste. Latem woda w Tejstymach ma zakwity, które jednak nie wywierają wielkiego wpływu na brania ryb. Jeżeli glony przegania wiatr, to w jednym rejonie jeziora woda jest przejrzysta, a w innym zielona.

Latem wędkarzy jest sporo, ale głównie w soboty i niedziele. Więcej jest ich jesienią. Przyciągają ich głównie okonie oraz łowione metodą trolingu szczupaki. Ale największy szczupak z tego jeziora został złowiony pod koniec czerwca na żywca. Jego długość wynosiła 170 cm, a ciężar 19,7 kg. Ważony był na wadze szalkowej. O tym zdarzeniu poinformował nas Robert Grzywnowicz. Poprosiliśmy go, by na miejscu zebrał dokładniejsze informacje na ten temat. Okazało się, że ważenie i mierzenie ryby odbywało się przy świadkach, natomiast później szczupakowi obcięto łeb i wrzucono go do mrowiska, a skórę, bez mięsa, rozciągnięto na patykach.

Nic dodać i nic ująć, życzyć tylko smacznego. Robert Grzywnowicz jeździ nad Tejstymy od kilku lat. Największego szczupaka, jakiego tam złowił (było to jesienią), ocenia na sześć kilogramów. Miał jeszcze kilka podobnych, ale nie wie, ile dokładnie ważyły, bo ryby oddaje wodzie. Słyszał, że inni wędkarze mieli większe sztuki. Na szczupaki pływa z echosondą, która służy mu do lokalizowania drobnicy. Kiedy zauważy ją na ekranie, penetruje różne poziomy wody, przede wszystkim pod ławicą, czasami w samej ławicy. Przyłowem do szczupaków właśnie wówczas, kiedy się przynętę przeciąga w ławicy, są okonie. Największe bowiem sztuki nie płyną pod ławicą ani z boku, tylko w niej samej, wśród małych rybek. Echosonda tego nie zauważa, bo nie wyróżnia większych obiektów w ciemnej plamie rybiego drobiazgu.

Celem letnich wypraw Roberta na Tejstymy są okonie. Namierza je trolingiem. Za łódką ciągnie wobler. Wędkę zawsze trzyma w ręku. Nie odkłada jej do uchwytów lub otworów w burtach, bo używa bardzo cienkich żyłek. Inaczej nie wyczułby brania. Nie zawsze przecież okoń zapnie się na przynętę, czasami tylko w nią puka. I branie, i puknięcie to dowód, że ryby tu są. Wtedy Robert zawraca łodzią i ponownie przepływa przez to miejsce. Jeżeli brania się powtarzają, kotwiczy i zaczyna spiningować.

Dużo łowi na boczny trok, ale twisterów nie stosuje już od dawna. Są bowiem o wiele mniej skuteczne od sztucznych muszek. Kiedy okonie żerują w toni, a tak jest najczęściej, łowi włosianymi dżigami. Prowadzi je w jednostajnym tempie i w jednej warstwie wody. Jeżeli to nie skutkuje, podciąga dżigi skokami. Wtedy tor, jakim płynie przynęta, przypomina zęby piły.

  • Z początku myślałem – opowiada Robert – że Tejstymy to jezioro miejscówek, sporo okoni łowiłem bowiem w pewnych tylko rewirach. I przez jakiś czas od nich zaczynałem każde wędkowanie. Łatwo się domyśleć, że nie zawsze miałem tam brania. I kiedy przesuwałem się wzdłuż brzegu, to się okazywało, że okonie akurat są obok. Dotyczy to brzegu, przy którym dno opada bardzo stromo, nawet pod kątem czterdziestu stopni. Spiningowanie jest tam żmudne. Przynęta po zarzuceniu bardzo długo tonie. Idzie w dół nawet kilkanaście metrów. Już w trakcie opadania mam napiętą żyłkę, bo do wielu ataków dochodzi w toni. Jeżeli brań nie ma, a przynęta dotarła do dna, to trochę odczekuję i wolno podciągam ją ku powierzchni.

W takich łowiskach okonie nie przebywają długo. Zazwyczaj łowi się kilka, potem następuje długa przerwa i albo trzeba płynąć za nimi, albo długo na nie czekać. Co innego na blatach. Tejstymy mają ich kilka. Rybacy obstawiają je sieciami, ale nie w najpłytszych miejscach, tylko na spadach. W sieci trafiają im ładne okonie, spore szczupaki, duże leszcze, a także bardzo duże liny. Ale po leszcze, płocie i liny mało kto na to jezioro zagląda.

Na blatach, które mają głębokość trzech, pięciu lub siedmiu metrów, okonie są przez cały czas. Dno jest tam pokryte roślinnością, dlatego drapieżniki można łowić wyłącznie w toni. Jeżeli się stosuje boczny trok, to musi on być długi nawet na metr i mieć bardzo lekki ołów.

Największym sprzymierzeńcem trolingu na Tejstymach jest silny wiatr. Wywołuje on prądy wody, które uderzają o podwodne skarpy. W toni powstaje wtedy żółtawa zawiesina wypłukanej z dna gliny. Lgnie do niej drobnica, która widocznie znajduje tam coś dla siebie. Za drobnicą ciągną szczupaki. Wtedy nie jest potrzebna echosonda. Wystarczy pływać w tę i z powrotem.

Robert, kiedy trolingiem łowi okonie, stosuje 5- lub 7-centymetrowe woblery o bardzo żywej i drobnej akcji. W pięciostopniowej skali szybkości obrotów silnika elektrycznego pływa na trzecim stopniu. Jak twierdzi, na okonie i szczupaki taka prędkość zupełnie wystarcza. Kiedy drapieżniki niemrawo reagują na przynęty, pływa szybciej, żeby wzmocnić drgania woblerów. Na szczupaki stosuje duże woblery i nawet 25-centymetrowe rippery. Kiedy chce, żeby przynęty płynęły głębiej, wypuszcza więcej żyłki. Ten zabieg stosuje przy obławianiu stromych skarp. Jest tam dość dużo wąskich i krótkich półek, których echosonda czasem nie zauważa. Robert je poznał, gdy wędkował pod lodem. Drapieżniki przebywają tam niemal przez cały rok. Im półka jest głębiej, tym większe ryby się jej trzymają.

Wiesław Dębicki

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments