poniedziałek, 11 listopada, 2024
Strona głównaSpławikLISTOPADOWE METROWCE

LISTOPADOWE METROWCE

Przez cały rok uganiam się po jeziorach tylko za leszczami, ale gdy nadchodzi listopad, to na taką wyprawę zabieram ze sobą także żywcówkę, by zapolować na porządnego szczupaka. Wprawdzie sezon na metrowce trwa tylko półtora miesiąca i łowię ich wtedy najwyżej kilka, ale wrażeń i wspomnień starcza na długo. Warunek sukcesu: trzeba mieć łódkę, bo w dużych jeziorach dużych szczupaków szuka się daleko od brzegu na otwartej wodzie i do tego bardzo głęboko.

Najlepsze o tej porze roku są te miejsca, gdzie kończy się spad i dno jeziora jest mniej więcej równe, a głębokość nie przekracza 17 m. Dobrych brań mogę też oczekiwać na łagodnych spadach ciągnących się od brzegu i od podwodnych górek, lecz nigdy nie płycej niż na 15 metrach. W płytszych partiach i na spadach do 12 metrów nigdy nie złowiłem szczupaka, który by ważył więcej niż 5 kg. Z białej ryby najwięcej jest tu teraz krąpi i średnich leszczy. Przypuszczam, że 10-kilowym szczupakom takie menu nie odpowiada.

Na łowiska wielkich szczupaków naprowadzają mnie właśnie leszcze i to one pierwsze pokazują, że już pora wypływać z żywcówką. W ciągu całego letniego sezonu wędkarskiego nie spotkałem jeszcze leszczy, które by miały świeże ślady po szczupaczych zębach. Natomiast już od połowy września coraz częściej trafiają mi się leszcze kilowe i większe z dwiema krwawiącymi jeszcze ranami po jednej stronie ciała. Rozstaw tych ran rzadko jest mniejszy niż 20 cm. Łatwo sobie wyobrazić, jak duży musi być szczupak, żeby mógł tak szeroko otworzyć pysk. Jest też oczywiste, że to właśnie leszcze są w takich łowiskach najlepszą przynętą na drapieżniki, które gromadzą się przy ich żerowych trasach. Z rozmiarem przynęty nie należy jednak przesadzać. Sam zakładam żywce nie większe niż 25 cm, chyba że jest to półkilowa płoć, którą rzadko który szczupak tam na dole zignoruje. Dobrą żywą przynętę nietrudno zdobyć na tak odległych od brzegu łowiskach. Wystarczy mieć przy sobie podlodową wędkę spławikową, ustawić grunt na 3 – 4 metry od dna, podnęcić przy łodzi i czekać na brania.

Drapieżniki dużo prędzej podchodzą w rejon łowiska, gdy kręci się w nim dużo leszczy. Dlatego żywcówkę stawiam zawsze w miejscu solidnie zanęconym (proszę nie zapominać, że głównym celem moich listopadowych wypraw są jednak leszcze, metrowe szczupaki łowię przy okazji). Koło dna żerują leszcze duże i średnie, nad nimi małe leszczyki, duże płocie i krąpie. Szczupaki zaczynają polować o godzinie dziewiątej. Teraz, jesienią, jest to druga pora żerowania leszczy (pierwsza to świt). Gdy jednak przez dłuższą chwilę brań nie mam, od razu do wody na porządnym zestawie leci żywiec.

Od razu wyjaśniam, co dla mnie znaczy zestaw „porządny”. Moje wędzisko to składak: dolna część pochodzi ze starego teleskopu (dwa najniższe segmenty), szczytówka ze spiningu. Kij jest wprawdzie przez to trochę przyciężki, ale za to dość długi, a przede wszystkim sztywny. Taki właśnie musi być, żebym mógł skutecznie zaciąć rybę na dużej głębokości. Żył-ka nie grubsza niż 0,30 mm. Spławik o wyporności 20 g zupełnie wystarczy. Do tego kotwica stosowna do żywca, jedna oliwka i dwa złączone wolframowe przypony, cienkie i czarne. Cały przypon musi mieć przynajmniej 50 cm, więc jeden pojedynczy byłby za krótki. A dlaczego cienki i czarny? Po prostu tego uczy mnie doświadczenie. Przypuszczam, że na cienkim przyponie żywiec chodzi swobodniej i dłużej, czarny zaś jest w takiej głębinie mało widoczny. Próbowałem zakładać przypony zielone z otuliną, a także czarne, ale grubsze, i brań nie było wcale. Gdy tylko założyłem ten sprawdzony, czyli cienki, czarny i długi, spławik od razu pomału znikał pod wodą.

Nie będę pisał, przy jakiej pogodzie szczupaki biorą najlepiej, bo tego po prostu nie wiem. Wiem natomiast, bo to sprawdziłem, kiedy najprędzej mogę się spodziewać szczupaka na dużych głębokościach i daleko na otwartej wodzie. Kiedy tylko w listopadzie dzień jest słoneczny, a wiatr wieje z południa i południowego wschodu, od razu umieszczam żywca nie głębiej niż metr, a często nawet dwa metry nad dnem. Widocznie o tej porze roku szczupakom słońce też dodaje wigoru, bo w takie dni mam nawet po kilka brań. Ciekawe, że waga tych szczupaków, co to lubią słońce, rzadko przekraczała 5 kg. W dni pochmurne i chłodniejsze, przy tym samym kierunku wiatru, żywcem umieszczonym nad dnem nie zainteresował się żaden drapieżnik. Gdy natomiast cały przypon, razem z obciążeniem, położyłem na dnie, to wprawdzie brań było bardzo mało, nawet mniej niż jedno dziennie, ale gdy się już wreszcie jakiś szczupak na moją wędkę złapał, to miałem na haku przynajmniej osiem kilogramów.

Dużo kiedyś czytałem o tym, że dużego szczupaka nie jest łatwo złowić, bo żeruje nie częściej niż raz na tydzień. Poluje tylko na dużą zdobycz i dużo czasu trzeba mu na strawienie takiego jednorazowego posiłku. Dziś wiem, że jest w tym dużo prawdy. Przekonałem się o tym, gdy szczupaki zaczęły penetrować moje leszczowiska. Już po pierwszych przymrozkach, o świcie, podczas słonecznej pogody, metrowce pokazują się na powierzchni. Spławiają się bardzo cicho na całej otwartej przestrzeni jeziora. Dopiero wtedy mogę ocenić, ile ich jest. A przed dziewiątą rano widać, że naprawdę żerują raz na tydzień, ale na szczęście nie wszystkie naraz. Dlatego można je łowić codziennie. A przynajmniej próbować.

BB

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments