środa, 24 kwietnia, 2024

GÓRSKI WEL

Pstrągami i lipieniami Wel powinien być wybrukowany, w minionych latach trafiło do niego naprawdę dużo narybku. Rzekę zarybiał okręg ciechanowski i toruński, przez jakiś czas także pewien klub wędkarski z Warszawy. Niestety, rzekę dotknęła plaga kłusownictwa.

Wel jest długi na 95 km. Prze pływa aż przez dziesięć jezior: Dąbrowę Małą i Wielką, Pancer, Rumian, Zarybinek, Tarczyńskie, Grądy, Zakrocz i Lidzbarskie, a jego odnoga zwana Bałwanką jeszcze przez Tylickie. Od źródeł na Wzgórzach Dylewskich do Ciborza koło Lidzbarka Welskiego płynie w kierunku południowo-zachodnim, po czym gwałtownie skręca na północny zachód. Krainą pstrąga i lipienia jest od miejsca, gdzie łączy się z nim rzeczka wypływająca z zarastającego jeziora Linowiec koło Lidzbarka. Odtąd Wel z leniwie płynącej rzeki przeistacza się co pewien czas w wartki potok meandrujący w głębokim jarze. I taki w zasadzie pozostaje aż do końca. Uchodzi do Drwęcy w miejscowości Bratian.

Wel ma najwyższe stany od lutego do kwietnia, najniższe w czerwcu i lipcu. Jego średni spadek wynosi 1,24‰, ale na kilku odcinkach dochodzi do 4‰. Z tego względu pracuje już na nim kilka małych elektrowni wodnych, które powstały w miejscu dawnych młynów (Lesiak, Kurojady, Lorki, Trzcin, Kaczek, Bratian). Mają powstać dalsze, m. in. w Chełstach i Straszewie. Do sprawy tych elektrowni jeszcze wrócimy.

Dla łowców pstrąga Wel liczy się właściwie od Kurojad (czasem łowi się te ryby także pomiędzy Wądzyniem a Szczuplinami oraz w okolicach Lidzbarka). Rzeka płynie tu środkiem malowniczego jaru. Koryto jest nieco zbagrowane, ale w nurcie leży dużo zwalonych drzew, w których ryby znajdują schronienie. Ten odcinek jest jednakże królestwem nie pstrągów, ale jelców. Z rzadka docierają tu także trocie wędrowne. Za zniszczonym młynem w Chełstach rzeka raptownie przyspiesza. Półkilometrowe bystrze zwiastuje obecność lipieni. Począwszy od tego miejsca spotyka się je prawie do samego ujścia. Kamieniste bystrze jest także matecznikiem pstrągów i troci.

Za wsią nurt się uspokaja (w korycie są doły o głębokości dwóch metrów) i rzeka wije się leniwie podmokłą doliną. Nie długo, bo niespodziewanie wpływa pomiędzy strome, piaszczyste zbocza porośnięte lasem
i gwałtownie przyspiesza. To dwukilometrowe uroczysko o nazwie Piekło przypomina rwący górski potok. Woda z hukiem toczy się po kamieniach i głazach. Na stromych i wysokich zboczach porośniętych grabami, lipami i klonami biją liczne źródła. Ten dobrze natleniony i wartki odcinek jest tarliskiemi wylęgarnią ryb łososiowatych.

Na wysokości nie istniejącej wsi Straszewo Wel ponownie się uspokaja i meandruje wśród pól. Jest tu dość głęboko, niektóre doły mają po 5 – 6 metrów. Są liczne zakola z podmytymi brzegami. W Trzcinie rzeka, podpiętrzona przez kolejną elektrownię, jeszcze bardziej zwalnia i płynie głęboką rynną z licznymi dołkami i zwaliskami drzew.

W Lorkach Wel się rozwidla. Odnoga zachodnia (Bałwanka) napędza młyn i przepływa przez płytkie, mocno zarośnięte jezioro Tylickie (80 ha, własność prywatna). Najciekawszy odcinek jest zaraz za jeziorem, mnóstwo tam powalonych drzew. Po 15 kilometrach Bałwanka łączy się z prawą, bardziej dziką odnogą. Przed miejscowością Kaczek, gdzie znajduje się kolejna elektrownia, Wel nagle przyspiesza i odbija na zachód, a w Bratianie znów się rozwidla. Jedna odnoga napędza młyn, drugą spiętrza wysoki na 3 metry jaz. Za jazem wędkować nie wolno, bo są tam tarliska troci. Rzeka kończy się rozlewiskiem, zaraz za nim uchodzi do Drwęcy.

Wel jest rzeką trudną. Raz płynie wolno, raz szybko. W wolnych, łąkowych odcinkach są klenie, jazie i jelce. Cofki elektrowni opanowały szczupaki i okonie. W okolicach Lidzbarka, gdzie przeważa dno kamieniste, jest dużo drobnych pstrągów, ale wędkarzy też niemało, bo łatwo tu dojechać. Dużych sztuk należy szukać w dół od Piekła. Pstrągi są też w okolicach Straszewa, Trzcina, Lorek oraz w dolnej Bałwance, w okolicach Zajączkowa i Kaczka. Welskie pstrągi stoją najczęściej w przewężeniach, pod podmytymi burtami i przed zwaliskami drzew i gałęzi.

Wiosną i wczesnym latem łowię je na woblery robione własnoręcznie z gęstego styropianu utwardzonego żywicą. Są to przynęty pływające, mają 5 – 7 centymetrów długości i kształt banana. Chodzą węgorzowato, bijąc mocno na boki. Przy podwyższonej wodzie chętnie sięgam po 3-centymetrową karlinkę wytłoczoną z milimetrowej blachy miedzianej. Latem najczęściej pracuję przeciążoną obrotówką, też zrobioną własnoręcznie na wzór szwedzkiego droppena. Korpus wykonany jest z naboju, skrzydełko z miedzi, maluję je na biało i nanoszę kilka niebieskich pasków.

Jeszcze na początku lat 90. w Welu żyło wiele okazałych pstrągów. Podczas jednego wypadu z muchówką w czerwcu 91 r. złowiłem trzy potokowce, z których każdy ważył więcej niż dwa kilogramy. Kilka następnych wyjazdów przyniosło mi parę sztuk powyżej 1,5 kg. Taki sezon nigdy już się nie powtórzył. W tamtych czasach ogromne pstrągi nagminnie zrywały nam żyłki lub odginały kotwice. Nadawaliśmy im imiona wędkarzy, którzy się z nimi pierwsi spotkali. Pamiętam „Bartka” i „Mirka”. Wyłowili je kłusownicy. Dowiedzieliśmy się, że ważyły po 4 kilogramy.

Podobny los spotkał lipienie. 10 lat temu było dużo ładnych kardynałów. Dzisiaj rzadko spotka się 40-centymetrowego lipienia. Zostały wytłuczone prądem na tarliskach. Z muchówką od czasu do czasu wybieram się jeszcze na odcinek Kurojady – Chełsty, gdzie nie jest zbyt głęboko, więc można brodzić. W pozostałych rejonach rzeka jest bardzo trudna, zakrzaczona, trudno wejść do wody i w grę wchodzą tylko rzuty rolowane. Najlepsze wyniki mam na dociążone nimfy imitujące chruścika, z muchą black zulu jako skoczkiem. W październiku i listopadzie dużego kardynała udaje się czasem złowić na obrotówkę black fury lub złotą w niebieskie kropki, w rodzaju aglii, o numerze 2 – 3, a więc dość sporą.

Od tamtych lat obserwuję powolny upadek rzeki. Z roku na rok przyjeżdża coraz mniej wędkarzy z większych miast. Swego czasu nad rzeką spotykałem ich wielu, głównie z Warszawy, którzy tak pokochali Wel, że założyli klub miłośników naszej rzeki. Mówią, że teraz bardziej im się opłaca pojechać na Słowację, gdzie dziennie łowią po 20 – 40 lipieni i pstrągów, a licencje są tańsze, bo płaci się przeciętnie 7 zł za dzień. Dobowa licencja na Wel kosztuje 20 zł. W miejsce wędkarzy pojawili się kłusownicy. Są to przeważnie mieszkańcy okolicznych, ubogich wsi. Największe pstrągi wyciągają nocami na ościenie przyświecając sobie latarkami. Plądrują rzekę również agregatami. Na wędki – dla niepoznaki malują je na zielono – łowią lipienie (przynętą są robaki), które znalazły się tu wyłącznie dzięki wieloletnim zarybieniom, bo jeszcze kilkanaście lat temu tych ryb w Welu nie było. Na kłusowników nie ma teraz siły, bo u nas panuje przekonanie, że to czyn o „małej szkodliwości”.

Wel jest szlakiem kajakowym, pięknym, cudownym, ale po co każdego roku usuwa się z rzeki leżące w niej drzewa i pozostawia brzegi zryte przez traktory? Wystarczyłoby odciąć 2 – 3 metry. Kajak się zmieści. Drzewo w wodzie to przecież potencjalna kryjówka pstrąga i naturalny próg, który natlenia i oczyszcza wodę. No i te elektrownie wodne!

Wiem, że to źródło odnawialnej i czystej energii, ale na rzece pstrągowej są nieszczęściem. Cofki elektrowni sięgają do 3 kilometrów i zamieniają te odcinki rzeki w zamulone bajora z podgrzaną wodą, w których kumkają tylko żaby. Spuszczany szlam niszczy tarliska, zabija ryby. Elektrownie utrudniają im wędrówkę. Niemożliwą do sforsowania zaporą dla troci jest jaz w Bratianie. Ich bezowocne wysiłki obserwuję każdego roku. Trocie trą się więc poniżej jazu lub wracają do Drwęcy, gdzie stają się łatwym łupem miejscowych kłusowników. Przepławki nie ma młyn na Bałwance, a w Kaczku i Trzcinie znajdują się one na terenach prywatnych.

Andrzej Liszewski
Lidzbark Welski
(notował wb)

Wel, począwszy od jeziora Dąbrowa Wielka, jest bardzo atrakcyjnym szlakiem kajakowym. Ma wiele odcinków o charakterze górskim, o dużych spadkach i licznych bystrzach. W nurcie leżą zwalone pnie drzew, co od kajakarza wymaga dużej wprawy. Cały szlak podzielony jest na trzy odcinki różniące się stopniem trudności: łatwy i bezpieczny od Dąbrówna do Podciborza, trudny do Kurojad i bardzo trudny do ujścia. Dla kajakarzy Wel mieści się w tej samej skali trudności co Dunajec, Poprad i San.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

- Advertisment -

Most Popular

Recent Comments